20 września 2012

014. Dzieci niczyje

Siedzieli obydwoje na zimnej podłodze w miejskim kościele, pod dłońmi Penelope zastygła niewypita przez nich krew księdza. Kol przyglądał jej się uważnie, wampirzyca przygryzła dolną wargę i uśmiechnęła się zalotnie.
-Miałaś podobno nie żyć. - powiedział
-Ty też. -odparła.
-Przyszedłem tu tylko dlatego, że Rebekah ględziła mi nad uchem. - zapadła chwila ciszy.- Zmieniłaś się, już nie jesteś....
-Tą małą biedną dziewczynką, która bardzo chciała się postawić swojej rodzinie i często jej to nie wychodziło ?
-Dokładnie.
-Kol, minęło ponad 8 tysięcy lat, gdyby się upierać , można powiedzieć, że mam więcej władzy, niż Niklaus, mogę też sprawić.... że wasza matka zginie na zawsze....
- Czemu tak bardzo chcecie ją zabić ?
-Bo jeżeli my tego pierwsi nie zrobimy, to ona sprawi, że wy zginiecie. - Kol spojrzał na nią z nie dowierzaniem , jednak w głębi siebie czuł, że to jest prawda.
-Myślałem, że ona naprawdę, chce do nas wrócić, stworzyć rodzinę...
-Jakbyś jej nie znał. To Esther Mikaelson, jedna z najpotężniejszych wiedźm na świecie i suka, jak większość kobiet z naszego rodu. Mam plan Kol, bardzo dobry plan, ale jesteś mi do tego planu potrzebny, czy możesz mi obiecać, że jeżeli nadejdzie czas opowiesz się po naszej stronie ? -zapytała
-Tak, jeżeli dzięki temu mam nie zginąć zrobię wszystko słodziutka.- powiedział, Penelope zaśmiała się.
-Czyżby slogan XXI w. już totalnie zdominował twój umysł. - Pierwotny uśmiechnął się tylko i wyszedł z kościoła. - Kol, jeszcze jedno. -dogoniła go na schodach. - Nie możesz jej powiedzieć, że żyję, jej i Finnowi. - wampir przytaknął.
***
Penelope usiadła ciężko na kanapie obok Damona, wyrwała mu szklankę z burbonem i opróżniła ją.
-Dzięki. - odrzekł wampir po czym wstał i tym razem nalał alkoholu do dwóch szklanych , ozdobionych kwiatami, jedną wręczył dziewczynie.
-Gdzie wszyscy? -zapytała
-Rick zaspokaja swoje potrzeby z Panią doktor, Caroline jest u Eleny, a Stefan położył się, ostatnio ma nas wszystko ewidentnie głęboko w poważaniu. Słyszałem też, że Rebekah chciała Cię przekupić.
- Jest irytującą dziewuchą z kompleksem dwóch starszych władczych braci, naprawdę nie ma w niej nic interesującego. - Damon zaśmiał się.
- Wydaje mi się, że gdzieś już się spotkaliśmy.
-Wątpię. - powiedziała, tak bardzo chciała mu powiedzieć, co do niego czuje, co było między nimi, ale dopóki nie odzyska on pamięci, nic z tego nie wyjdzie. - Zostałam dziś zaproszona na babski wieczór, ale nie chcę tam iść.
- Czyżby Miss Gilbert znalazła sobie nową przyjaciółkę, po tym jak wiedźma ulotniła się z miasta z matką i Twoją wiedźmą.
-Wiesz, raczej stosuję określenie, czarownik, jeżeli nie miałbyś nic przeciwko. - Damon wzruszył tylko ramionami, Penelope postanowiła zebrać w sobie siły i pójść do Eleny, jednak wampir objął ją w tali i przewrócił mocno na kanapę.
-Nie musisz wychodzić, nie chcesz tego, prawda ?
-Damon, jestem starsza od Ciebie i nie zauroczysz mnie, po drugie nie jestem tak napalona jak ty, w tym momencie, więc wybacz.
-A jak wrócisz? -zagrodził jej drogę
- Nic wtedy nie będzie mi stało na przeszkodzie. - tym razem to ona złapała go mocno i pocałowała namiętnie. Gdy wyszła już na zewnątrz, dostrzegła Stefana stojącego na jednej z werand. - Chyba nie jesteś zazdrosny, w końcu to mój mąż.

Elena podbiegła szybko do drzwi, otworzyła je i gestem ręki zaprosiła do siebie Pnelope, tak nieśmiało weszła do środka, mimo iż nie było to jej pierwsza wizyta w tym domu. W kuchni była już Caroline, wyjmowała z lodówki lekko schłodzoną krew i wlewała ją do wysokich szklanek. Z półki wyciągnęła parasolki do drinków, dodała kilka kostek lodu i po listu mięty. Oprócz tego, na stoliku w salonie stały chipsy i popcorn.
-Maraton horrorów. - powiedziała uradowana Elena. -Masakra piłą mechaniczną, Krzyk i inne. Chyba przyda nam się trochę relaksu, a nie chciałam brać żadnych komedii romantycznych. - wampirzyca uśmiechnęła się, liczyła jednak na jakieś pogaduchy, dzięki którym mogłaby się dowiedzieć czegoś więcej od Eleny. Usiadła na kanapie, zaraz dosiadły się do niej , Elena włożyła jeszcze płytę do odtwarzacza. Filmy ją nudziły, nie wiedziała co może być interesującego w oglądaniu horrorów, przecież te wszystkie rzeczy nie są prawdziwe. To fikcja. Chwile po północy Elena i Caroline zasnęły, Penelope wykorzystała tą okazję i przespacerowała się po domu Gilbertówny. Otworzyła drzwi pod schodami, była to mała skrytka pełna pamiętników i rodzinny zdjęć, wzięła jeden z nich, datowany był na rok 1862, zaciekawiona usiadła na podłodze i delikatnie przymknęła drzwi, nie chciała by jasne światło żarówki je obudziło, ale też chciała być czujna, na wypadek gdyby się obudziły. Przetarła okładkę dłonią, była lekko zakurzona, otworzyła ją na pierwszej lepszej stronie.

17 maja 1862 rok,
Wróciłem właśnie z kolacji u Salvatorów. Pani Penlope wyglądała jak zwykle olśniewająco, jednak coś budzi w lęk. Jej spojrzenie jest przeniknięte gniewem, ma bardzo zwinne dłonie i prawie atłasową cerę. Czyżby te wszystkie poszukiwania wampirów zaczęły mamić moje myśli ? Jednak wydaje się ona podejrzana. Nigdy nie słyszałem o niej od Państwa Stone. Podejrzane ?

20 maja 1862 rok,
Nie podoba mi się zawziętość i czułaś podczas jej dyskusji i Thomasem Lockwoodem, to jak go dotykała, przecież to zdrada. Rozmawiali o pełni księżyca, powtarzalnościach cyklu i antidotum na wilkołactwo ?... czy jak ona to nazwała. Będę miał ją na baczności, Jeżeli zagraża ona miastu, będzie trzeba ją zabić.

Penelope powstrzymywała śmiech, nie sądziła, że Gilbertowie, to, aż tak zakręcona rodzina. Popatrzyła na wyświetlacz swojej komórki, dostała sms. ,,Kiedy będzie bezpiecznie ? Chcę być przy Elenie.” brzmiała jego treść. ,,Spokojnie, wszystko w swoim czasie Jeremy” odpisała. Miała pewne obawy, że młodszy, przyszywany brat Panny Gilbert wpadnie tu niezapowiedzianie i zniszczy wszystko co zaplanowała. Podczas jego odwiedzin w Denver*, dużo ryzykowała ujawniając się przed nim prawie w całości, jednak teraz nie żałuje swojej decyzji. Wie, że go okłamała w pewnych sprawach, jednak najważniejsza była jego zgoda.

Miesiąc wcześniej, Denver.
Jeremy Gilbert po raz pierwszy przestąpił próg szkoły, wszyscy przyglądali mu się uważnie, nagle podeszła do niego blondynka o przenikliwym spojrzeniu, wyciągnęła w jego kierunku dłoń.
-Penelope Stone. - przedstawiła się.
-Jeremy Gilbert. Mogłabyś mi pomóc ? -zapytał , wampirzyca zerknęła w jego plan.
-Sala 316 na trzecim piętrze w drugim wschodnim skrzydle, pokażę Ci, trochę to skomplikowane.
-Dzięki. -powiedział.
-Skąd pochodzisz ?
- Z Mystic Falls, w stanie Virginia.
-Nigdy nie słyszałam o tym mieście, a szkoda. - uśmiechnęła się do niego zalotnie, stanęli przed drzwiami do sali numer 316.
-Dzięki. -powiedział jeszcze raz. Gdy Penelope zaczęła odchodzić, zawołał za nią. - Słuchaj,...a Penelope ? Poszłabyś dziś ze mną do kina ?
-Chętnie. - odpwiedziała.


- Co robisz ? -głos Caroline dochodził jakby z oddali, wampirzyca szybko się odwróciła zamykając dziennik Gilberta.
-Ja... a.... - byłą totalnie zbita z tropu i zdumiona, że została zaskoczona.
-Wiem kim jesteś. Klaus mi powiedział. - źrenice Penelope zaczęły się powiększać. Była lekko poirytowana i wkurzona.
- Więc wiesz, do czego jestem zdolna ? - wstała z podłogi.
-Nie zamierzam Cię wydawać, wiem, że chcesz zniszczyć Esther i ochronić Elenę. Jestem..... jestem po Twojej stronie. Moi znajomi nigdy nie zaakceptują faktu, że kocham Klausa, nigdy, a ty … nie jesteś przeciwna temu. Dziękuję.
-Dziękujesz mi za to, że nie zabiłam Cię, choć odebrałaś mi ojca ?
-Tak, to widzisz ?
- A jakże inaczej, to ja zawsze byłam jego ulubienicą, jedyną ukochaną kobietą w jego życiu, a teraz mam się nim z kimś dzielić ? -pytała oskarżycielsko. Caroline wpatrywała się w nią z trwogą, spodziewała się po niej innej reakcji.
-Ja... ja... -zaczęła
- Nie musisz nic mówić, dla niego łatwo jest stracić głowę, zauroczyć się nim. Jest inny, tak bardzo różni się od ludzi i pozostałych wampirów. Jesteś dla niego światełkiem w tunelu, które naprowadza go na dawno zboczony szlak, dałaś mu to, czego ja od dawna nie potrafię mu dać. - uśmiechnęła się do niej i przytuliła ją. - Ale jeżeli wyjawisz komuś kim jestem, lub, zdradzisz nas, to ja Cię pierwsza dopadnę, a wiem, że jestem najlepsza w tym, co robię ze zdrajcami. - wyszeptała jej do ucha i wyszła.

Stefan oglądał Telezakupy, kiedy do jego pokoju wszedł Damon.
- Na pewno nie chcesz mi nic powiedzieć ? -rzucił oskarżycielskim tonem. Brat zaprzeczył ruchem głowy. - Jesteś tego pewien ? -naciskał na niego.
- O co chodzi ? -rzucił markotnie młodszy Salvatore.
-Szukałem jakiejś książki do poczytania i natrafiłem na to. - rzucił mu stary zakurzony egzemplarz, łacińskiej księgi z XII wieku.
- No i … nie wiedzę nic podejrzanego w tej starej... książce. Czyżbyś bał się łaciny, braciszku ? -zaszydził z niego.
-Otwórz na pierwszej stronie. - poinstruował go Damon. Stefan zrobił co brat mu powiedział, chwycił za okładkę i podniósł ją do góry, jego oczom ukazała się krótka dedykacja, napisana czarnym jak smoła atramencie. ,, Mojemu kochanemu mężowi, w drugą rocznicę naszego sakralnego związku, ku wiecznej pamięci i na wieczne oddanie. Penelope S.S. 1864 rok, Mystic Falls” - Tylko nie wmawiaj mi, że znasz ją od 1943 roku. - Stefan zmarszczył czoło, teraz nie wiedział co mu powiedzieć.


Rebekah teatralnie klaskała, stała oparta o drzewo w lesie, leginsy i tunika podkreślały jej nieskazitelną figurę, długie blond włosy miała uczesane w kucyk, rzęsy były mocno wytuszowane, a wargi mocno pomalowane krwawo-czerwonym kolorem szminki, chociaż równie dobrze, mogła być to krew.
-Bravo , bravo. -powiedziała naśladując angielskich arystokratów z połowy XIX wieku.
-Daruj sobie. - powiedziała oburzona.
Mamy po swojej stronie Kol'a, więc ? Co zamierzasz zrobić ?
--Niedługo nastąpi letnie przesilenie, mamy jeszcze kilkanaście dni, zrobimy to dokładnie o północy. Będę potrzebowała krwi waszej czwórki oraz krwi człowieka z rodu pierwszych, obdarzonego wiecznym życiem, ale o to już zadbałam, nurtuje mnie tylko jedno pytanie. Gdzie do cholery podziałam księgę !
-Pomóc Ci ją znaleźć ? -zaproponowała blondyna
- Tak, ale jeszcze nie teraz, spieszę się do Salvatorów o świcie będę miała gościa. -pożegnały się czule i wampirzyca dalej ruszyła przez las, w dłoni ściskając telefon, na jego wyświetlaczu wciąż była widoczna wiadomość ,, Zjawię się o świcie, mam Twoją kochaną Margaret. xoxo Katie”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz