Siedzieli obydwoje na zimnej podłodze
w miejskim kościele, pod dłońmi Penelope zastygła niewypita przez
nich krew księdza. Kol przyglądał jej się uważnie, wampirzyca
przygryzła dolną wargę i uśmiechnęła się zalotnie.
-Miałaś podobno nie żyć. -
powiedział
-Ty też. -odparła.
-Przyszedłem tu tylko dlatego, że
Rebekah ględziła mi nad uchem. - zapadła chwila ciszy.- Zmieniłaś
się, już nie jesteś....
-Tą małą biedną dziewczynką, która
bardzo chciała się postawić swojej rodzinie i często jej to nie
wychodziło ?
-Dokładnie.
-Kol, minęło ponad 8 tysięcy lat,
gdyby się upierać , można powiedzieć, że mam więcej władzy,
niż Niklaus, mogę też sprawić.... że wasza matka zginie na
zawsze....
- Czemu tak bardzo chcecie ją zabić ?
-Bo jeżeli my tego pierwsi nie
zrobimy, to ona sprawi, że wy zginiecie. - Kol spojrzał na nią z
nie dowierzaniem , jednak w głębi siebie czuł, że to jest prawda.
-Myślałem, że ona naprawdę, chce do
nas wrócić, stworzyć rodzinę...
-Jakbyś jej nie znał. To Esther
Mikaelson, jedna z najpotężniejszych wiedźm na świecie i suka,
jak większość kobiet z naszego rodu. Mam plan Kol, bardzo dobry
plan, ale jesteś mi do tego planu potrzebny, czy możesz mi obiecać,
że jeżeli nadejdzie czas opowiesz się po naszej stronie ?
-zapytała
-Tak, jeżeli dzięki temu mam nie
zginąć zrobię wszystko słodziutka.- powiedział, Penelope
zaśmiała się.
-Czyżby slogan XXI w. już totalnie
zdominował twój umysł. - Pierwotny uśmiechnął się tylko i
wyszedł z kościoła. - Kol, jeszcze jedno. -dogoniła go na
schodach. - Nie możesz jej powiedzieć, że żyję, jej i Finnowi. -
wampir przytaknął.
***
Penelope usiadła ciężko na kanapie
obok Damona, wyrwała mu szklankę z burbonem i opróżniła ją.
-Dzięki. - odrzekł wampir po czym
wstał i tym razem nalał alkoholu do dwóch szklanych , ozdobionych
kwiatami, jedną wręczył dziewczynie.
-Gdzie wszyscy? -zapytała
-Rick zaspokaja swoje potrzeby z Panią
doktor, Caroline jest u Eleny, a Stefan położył się, ostatnio ma
nas wszystko ewidentnie głęboko w poważaniu. Słyszałem też, że
Rebekah chciała Cię przekupić.
- Jest irytującą dziewuchą z
kompleksem dwóch starszych władczych braci, naprawdę nie ma w niej
nic interesującego. - Damon zaśmiał się.
- Wydaje mi się, że gdzieś już się
spotkaliśmy.
-Wątpię. - powiedziała, tak bardzo
chciała mu powiedzieć, co do niego czuje, co było między nimi,
ale dopóki nie odzyska on pamięci, nic z tego nie wyjdzie. -
Zostałam dziś zaproszona na babski wieczór, ale nie chcę tam iść.
- Czyżby Miss Gilbert znalazła sobie
nową przyjaciółkę, po tym jak wiedźma ulotniła się z miasta z
matką i Twoją wiedźmą.
-Wiesz, raczej stosuję określenie,
czarownik, jeżeli nie miałbyś nic przeciwko. - Damon wzruszył
tylko ramionami, Penelope postanowiła zebrać w sobie siły i pójść
do Eleny, jednak wampir objął ją w tali i przewrócił mocno na
kanapę.
-Nie musisz wychodzić, nie chcesz
tego, prawda ?
-Damon, jestem starsza od Ciebie i nie
zauroczysz mnie, po drugie nie jestem tak napalona jak ty, w tym
momencie, więc wybacz.
-A jak wrócisz? -zagrodził jej drogę
- Nic wtedy nie będzie mi stało na
przeszkodzie. - tym razem to ona złapała go mocno i pocałowała
namiętnie. Gdy wyszła już na zewnątrz, dostrzegła Stefana
stojącego na jednej z werand. - Chyba nie jesteś zazdrosny, w końcu
to mój mąż.
Elena podbiegła szybko do drzwi,
otworzyła je i gestem ręki zaprosiła do siebie Pnelope, tak
nieśmiało weszła do środka, mimo iż nie było to jej pierwsza
wizyta w tym domu. W kuchni była już Caroline, wyjmowała z lodówki
lekko schłodzoną krew i wlewała ją do wysokich szklanek. Z półki
wyciągnęła parasolki do drinków, dodała kilka kostek lodu i po
listu mięty. Oprócz tego, na stoliku w salonie stały chipsy i
popcorn.
-Maraton horrorów. - powiedziała
uradowana Elena. -Masakra piłą mechaniczną, Krzyk i inne. Chyba
przyda nam się trochę relaksu, a nie chciałam brać żadnych
komedii romantycznych. - wampirzyca uśmiechnęła się, liczyła
jednak na jakieś pogaduchy, dzięki którym mogłaby się dowiedzieć
czegoś więcej od Eleny. Usiadła na kanapie, zaraz dosiadły się
do niej , Elena włożyła jeszcze płytę do odtwarzacza. Filmy ją
nudziły, nie wiedziała co może być interesującego w oglądaniu
horrorów, przecież te wszystkie rzeczy nie są prawdziwe. To
fikcja. Chwile po północy Elena i Caroline zasnęły, Penelope
wykorzystała tą okazję i przespacerowała się po domu
Gilbertówny. Otworzyła drzwi pod schodami, była to mała skrytka
pełna pamiętników i rodzinny zdjęć, wzięła jeden z nich,
datowany był na rok 1862, zaciekawiona usiadła na podłodze i
delikatnie przymknęła drzwi, nie chciała by jasne światło
żarówki je obudziło, ale też chciała być czujna, na wypadek
gdyby się obudziły. Przetarła okładkę dłonią, była lekko
zakurzona, otworzyła ją na pierwszej lepszej stronie.
17 maja 1862 rok,
Wróciłem właśnie z kolacji u
Salvatorów. Pani Penlope wyglądała jak zwykle olśniewająco,
jednak coś budzi w lęk. Jej spojrzenie jest przeniknięte gniewem,
ma bardzo zwinne dłonie i prawie atłasową cerę. Czyżby te
wszystkie poszukiwania wampirów zaczęły mamić moje myśli ?
Jednak wydaje się ona podejrzana. Nigdy nie słyszałem o niej od
Państwa Stone. Podejrzane ?
20 maja 1862 rok,
Nie podoba mi się zawziętość i
czułaś podczas jej dyskusji i Thomasem Lockwoodem, to jak go
dotykała, przecież to zdrada. Rozmawiali o pełni księżyca,
powtarzalnościach cyklu i antidotum na wilkołactwo ?... czy jak ona
to nazwała. Będę miał ją na baczności, Jeżeli zagraża ona
miastu, będzie trzeba ją zabić.
Penelope powstrzymywała śmiech, nie
sądziła, że Gilbertowie, to, aż tak zakręcona rodzina.
Popatrzyła na wyświetlacz swojej komórki, dostała sms. ,,Kiedy
będzie bezpiecznie ? Chcę być przy Elenie.” brzmiała jego
treść. ,,Spokojnie, wszystko w swoim czasie Jeremy” odpisała.
Miała pewne obawy, że młodszy, przyszywany brat Panny Gilbert
wpadnie tu niezapowiedzianie i zniszczy wszystko co zaplanowała.
Podczas jego odwiedzin w Denver*, dużo ryzykowała ujawniając się
przed nim prawie w całości, jednak teraz nie żałuje swojej
decyzji. Wie, że go okłamała w pewnych sprawach, jednak
najważniejsza była jego zgoda.
Miesiąc wcześniej, Denver.
Jeremy Gilbert po raz pierwszy
przestąpił próg szkoły, wszyscy przyglądali mu się uważnie,
nagle podeszła do niego blondynka o przenikliwym spojrzeniu,
wyciągnęła w jego kierunku dłoń.
-Penelope Stone. - przedstawiła
się.
-Jeremy Gilbert. Mogłabyś mi pomóc
? -zapytał , wampirzyca zerknęła w jego plan.
-Sala 316 na trzecim piętrze w
drugim wschodnim skrzydle, pokażę Ci, trochę to skomplikowane.
-Dzięki. -powiedział.
-Skąd pochodzisz ?
- Z Mystic Falls, w stanie Virginia.
-Nigdy nie słyszałam o tym
mieście, a szkoda. - uśmiechnęła się do niego zalotnie, stanęli
przed drzwiami do sali numer 316.
-Dzięki. -powiedział jeszcze raz.
Gdy Penelope zaczęła odchodzić, zawołał za nią. - Słuchaj,...a
Penelope ? Poszłabyś dziś ze mną do kina ?
-Chętnie. - odpwiedziała.
- Co robisz ? -głos Caroline dochodził
jakby z oddali, wampirzyca szybko się odwróciła zamykając
dziennik Gilberta.
-Ja... a.... - byłą totalnie zbita z
tropu i zdumiona, że została zaskoczona.
-Wiem kim jesteś. Klaus mi powiedział.
- źrenice Penelope zaczęły się powiększać. Była lekko
poirytowana i wkurzona.
- Więc wiesz, do czego jestem zdolna ?
- wstała z podłogi.
-Nie zamierzam Cię wydawać, wiem, że
chcesz zniszczyć Esther i ochronić Elenę. Jestem..... jestem po
Twojej stronie. Moi znajomi nigdy nie zaakceptują faktu, że kocham
Klausa, nigdy, a ty … nie jesteś przeciwna temu. Dziękuję.
-Dziękujesz mi za to, że nie zabiłam
Cię, choć odebrałaś mi ojca ?
-Tak, to widzisz ?
- A jakże inaczej, to ja zawsze byłam
jego ulubienicą, jedyną ukochaną kobietą w jego życiu, a teraz
mam się nim z kimś dzielić ? -pytała oskarżycielsko. Caroline
wpatrywała się w nią z trwogą, spodziewała się po niej innej
reakcji.
-Ja... ja... -zaczęła
- Nie musisz nic mówić, dla niego
łatwo jest stracić głowę, zauroczyć się nim. Jest inny, tak
bardzo różni się od ludzi i pozostałych wampirów. Jesteś dla
niego światełkiem w tunelu, które naprowadza go na dawno zboczony
szlak, dałaś mu to, czego ja od dawna nie potrafię mu dać. -
uśmiechnęła się do niej i przytuliła ją. - Ale jeżeli wyjawisz
komuś kim jestem, lub, zdradzisz nas, to ja Cię pierwsza dopadnę,
a wiem, że jestem najlepsza w tym, co robię ze zdrajcami. -
wyszeptała jej do ucha i wyszła.
Stefan oglądał Telezakupy, kiedy do
jego pokoju wszedł Damon.
- Na pewno nie chcesz mi nic powiedzieć
? -rzucił oskarżycielskim tonem. Brat zaprzeczył ruchem głowy. -
Jesteś tego pewien ? -naciskał na niego.
- O co chodzi ? -rzucił markotnie
młodszy Salvatore.
-Szukałem jakiejś książki do
poczytania i natrafiłem na to. - rzucił mu stary zakurzony
egzemplarz, łacińskiej księgi z XII wieku.
- No i … nie wiedzę nic podejrzanego
w tej starej... książce. Czyżbyś bał się łaciny, braciszku ?
-zaszydził z niego.
-Otwórz na pierwszej stronie. -
poinstruował go Damon. Stefan zrobił co brat mu powiedział,
chwycił za okładkę i podniósł ją do góry, jego oczom ukazała
się krótka dedykacja, napisana czarnym jak smoła atramencie. ,,
Mojemu kochanemu mężowi, w drugą rocznicę naszego sakralnego
związku, ku wiecznej pamięci i na wieczne oddanie. Penelope S.S.
1864 rok, Mystic Falls” - Tylko nie wmawiaj mi, że znasz ją od
1943 roku. - Stefan zmarszczył czoło, teraz nie wiedział co mu
powiedzieć.
Rebekah teatralnie klaskała, stała
oparta o drzewo w lesie, leginsy i tunika podkreślały jej
nieskazitelną figurę, długie blond włosy miała uczesane w kucyk,
rzęsy były mocno wytuszowane, a wargi mocno pomalowane
krwawo-czerwonym kolorem szminki, chociaż równie dobrze, mogła być
to krew.
-Bravo , bravo. -powiedziała
naśladując angielskich arystokratów z połowy XIX wieku.
-Daruj sobie. - powiedziała oburzona.
Mamy po swojej stronie Kol'a, więc ?
Co zamierzasz zrobić ?
--Niedługo nastąpi letnie
przesilenie, mamy jeszcze kilkanaście dni, zrobimy to dokładnie o
północy. Będę potrzebowała krwi waszej czwórki oraz krwi
człowieka z rodu pierwszych, obdarzonego wiecznym życiem, ale o to
już zadbałam, nurtuje mnie tylko jedno pytanie. Gdzie do cholery
podziałam księgę !
-Pomóc Ci ją znaleźć ?
-zaproponowała blondyna
- Tak, ale jeszcze nie teraz, spieszę
się do Salvatorów o świcie będę miała gościa. -pożegnały się
czule i wampirzyca dalej ruszyła przez las, w dłoni ściskając
telefon, na jego wyświetlaczu wciąż była widoczna wiadomość ,,
Zjawię się o świcie, mam Twoją kochaną Margaret. xoxo Katie”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz