Polska, listopad,1943 rok
Penelope siedziała w samochodzie,
kazała nagle się zatrzymać i wysiadła, ulicą szedł wysoki,
młody oficer, ubrany w niemiecki mundur. Wampirzyca ruszyła za nim,
gdy mężczyzna się odwrócił, spostrzegł ją i zaczął uciekać.
Zagrodziła mu drogę i uśmiechnęła się szyderczo.
-Thomas Dickens. Kapitan Dickens, jak
się nie mylę. Zachcesz mi towarzyszyć ? -zapytała i chwyciła go
pod ramię, Thomas był bardzo zdenerwowany. Każda żyła pulsowała,
ręce mu się trzęsły.
-Czego chcesz ? -zapytał po chwili.
-Miałam układ z twoimi szefami, więc
dlaczego oni morduję mi moich znajomych ? - wymienili się
spojrzeniami.
-Doszło do ataków jak zapewne wiesz,
zginęło kilkanaście tysięcy ludzi, powiedzieliśmy, że to ….
rewolucyjne zamieszki, ale nie możemy na to pozwolić.... żeby
twoja rasa nas zabijała. - wycedził przez zaciśnięte zęby. Czuł
do niej nienawiść i obrzydzenie, ale też strach i nie pohamowany
pociąg do niej.
-Zabijacie ich, a mieliśmy układ,
wracaj do Londynu i powiedz swoim przełożony, że wkurzyli mnie i
moją rodzinę ….
-Twoją rodzinę ? -zapytał
- Uciekajcie, póki mam ważniejsze
sprawy do załatwienia. - puściła go, mężczyzna zaczął oddalać
się przyspieszonym krokiem, w końcu biegł. Wampirzyca wsiadła do
samochodu i kazała się dalej wieźć, mijała posępnych ludzi,
którzy byli przepełnieni strachem, rozglądali się czujnie, nie
ufali nikomu. Gdyby nie list od Iriny, nie przyjechałaby tu, nie
interesowała ją ta wojna, w przeciwieństwie do Elijaha i Klausa,
ona wolała się wylegiwać w Australii wraz z Kate. Skręcili teraz
w prawo, poza miasto, mijali tylko pola obstawione niemieckimi
żołnierzami, lecz niektórzy to byli Brytyjczycy, dobrze jej znani
Brytyjczycy. Uśmiechała się do nich, a oni jakby bladli widząc ją
w powozie. Czy miała szacunek wśród nich ? Nie. Raczej paniczny
strach przed tym co mogła im zrobić. Zatrzymali się przed wielką
, mosiężną bramą, z gracją wysiadła z samochodu, splotła ręce
pod biustem i ruszyła do budki strażników.
-Dzień dobry. Poszukuję kapitana
Hernezotchilza.- żołnierz przyjrzał się jej dokładnie,
uśmiechnął się do niej delikatnie i poprosił by poszła za nim.
Ludzie, którzy zaczęli gromadzić się przy ogrodzeniu z drutu
kolczastego uważnie się jej przyglądali, w tłumie zobaczyła
twarz Iriny i jej rodziny. Dała jej znak, aby śledziła ją i
podeszła do głównej bramy. Stanęli przed piętrowym budynkiem,
żołnierz poprosił ją o pozostaniu na zewnątrz, sam wszedł do
środka. Wampirzyca zorientowała się, że ktoś ją obserwuje,
odwróciła się gwałtownie do tyłu, lecz nikogo nie zobaczyła.
Czuła obecność, kogoś jej znanego, kogoś kogo znała, za jego
ludzkiego życia. Po chwili wyszedł do niej kap. Hernezotchilz. Ujął
jej dłoń i pocałował ją .
-Pani. -powiedział , żołnierz, który
ją tu przyprowadził zdziwił się, że kapitan okazuje jakiejś
kobiecie, takie względy. Chciał odejść, lecz poproszono, go aby
został.
- Widzę, że dobrze Ci się tu wiedzie
Eryku. - powiedziała.
- Pod ręką mam dostęp do krwi,
sprowadziłem tu swoich znajomych – rozejrzał się dookoła.
- Jesteś niemoralny.
- W przeciwieństwie do Ciebie. -
uśmiechnęła się z ironią. - Jak sądzę przybyłaś po Irinę.
- Czemu musiałam zostać tu
sprowadzona i wyrwana z mojego przyjemnego życia, na drugiej
półkuli. - rzekła obrażona. Eryk wzruszył tylko ramionami. -
Zdajesz sobie sprawę, że większość z tych niemieckich żołnierzy,
to brytyjscy Nemezis. - przytaknął. - Zabijcie ich, tylko tak,
ażeby mój ojciec się nie dowiedział.
- Będzie to trudne zadanie....
- Lecz możliwe do zrealizowania. -
Eryk nakazał żołnierzowi otworzyć bramę. Penelope weszła na
teren, gdzie było pełno wyniszczonych ludzi, trzymali ją na
dystans, bali się do niej podejść, jakby wyczuwali, że jest
gorsza od tych, którzy ich przetrzymują. Nagle ktoś zarzucił się
jej na szyję.
- Penelope. - wyszeptała młoda
dziewczyna o kruczoczarnych włosach z mocno rosyjskim akcentem. -
Dziękuję Penelope, mój ród zawsze będzie wdzięczny.....dla
Ciebie... od teraz. - wypowiedziała niezbyt składniowe zdania po
angielsku. - Sama bym się uratowała, dobrze o tym wiesz, lecz nie
jestem jeszcze tak potężna, aby uratować moją rodzinę. -
wampirzyca uściskała ją mocno, nakazała, aby cała jej rodzina
podeszła do niej, a ona ich wywiezie do Ameryki gdzie będą
bezpieczni. Ruszyli w kierunku wyjścia, Irina dumne uniosła głowę
ku górze, by teraz wszyscy Ci, którzy jej nie wierzyli, że
piękna, angielska Pani ja uratuje, mogli czuć się podle. Penelope
objęła ją za ramię.
- Zapewnij im transport do Hiszpanii,
stamtąd mają odpłynąć do Nowego Jorku, mają się tam znaleźć
nie później , niż za dwa tygodnie. - kapitan przytaknął. - Ja
jeszcze się tu rozejrzę, wydaje mi się, że znam tu jeszcze kogoś.
- Chcesz, aby inni zaczęli coś
podejrzewać.
-Już podejrzewają, a ty raczej nie
chcesz mnie we mnie wroga. - odwróciła się na pięcie i zaczęła
się przechadzać. Wyczuwała coraz bardziej znajomy ludzki zapach,
lecz teraz był on bardziej wampirzy. Skręciła do małej
prowizorycznej kaplicy, otworzyła jej drzwi i przy ołtarzu ujrzała
modlącego się mężczyznę. Zaczęła iść wolno w jego kierunku,
rozpoznawała go, lecz to było dla niej niemożliwe, przecież miał
nie żyć, tak jak jego brat, jej mąż. - Stefan ? - zapytała gdy
podeszła już na tyle blisko, że mogła położyć dłoń na jego
ramieniu. Mężczyzna odwrócił głowę, lecz nie był to już
człowiek, lecz wampir, a jego twarz była zakrwawiona. - Stefan ! -
powtórzyła ponownie, lecz tym razem z radością i opadła mu na
szyję.
Obecnie , Mystic Falls.
- Stefan był w Polsce? Nie miałem
pojęcia. - powiedział zadumany Damon, siedzieli obydwoje na moście
Wickery, nogi mieli opuszczone, podpierali się dłońmi o asfalt.
Penelope próbowała nawiązać z nim bliższy kontakt, relację,
dawniej było jej łatwiej, było inaczej, bo on był inny.
- Tak, wpadł w sidła Nemezis, która
go tam umieściła, zabrała mu pierścień, pozbawiła krwi, więc
zaczął mordować , znowu.
-Ciągle powtarzasz Nemezis, oni są aż
tak istotni ?
- Są bardzo istotni, zagrażają całej
naszej rasie oraz wilkołakom i wiedźmom. Do pewnego czasu, a
dokładnie do roku 1530 żyliśmy bez żadnych obaw, czy lęków.
Byliśmy Panami świata, dopóki kilku ważnych Anglików nie
przekonało innych ważnych osobistości, w tym nawet papieża, że
ludzie nie są sami na świecie. Mieli nawet na to dowody, a jak
wiesz legendy krążą od tysiącleci. Nemezis nas tropi, teraz nie
zabijają, przestraszyli się Pierwotnych, gdy nie potrafili ich
zabić, skrzywdzić..... starają się, abyśmy jak najmniej
ingerowali w ludzie życie.
- Nie byli chyba w Mystic Falls. -
powiedział z ironią.
- Nie byli, ale już są. - dodała.
Damon spojrzał na nią podejrzanie. - Nie wiedzą ilu nas tu jest,
wampirów, wilkołaków, wiedźm, nie zrobią nam krzywdy , dopóki
my im nie zrobimy.
- Sensowne rozwiązanie.
- Ale ty mi nie ufasz, nie wierzysz w
moje słowa. - powiedziała. - Ja Ci wierzę, nie może to działać
w dwie strony ?
- To już kwestia sporna. - odparł.
- To na mnie nie działa. -
powiedziała.
- Co ? -zapytał zdziwiony.
- Twój urok osobisty, styl, wdzięk
...
- Czyli przyznajesz, że mam coś w
sobie ?- uniósł brwi i zamrugał nimi. Wampirzyca się roześmiała.
Miłą atmosferę przerwała im wiadomość do Damona. - Miło się
gadało, ale teraz mój urok muszę zastosować na kimś innym. -
pochwycił jej twarz i pocałował ją w usta.
- Gdyby nie Elena.....
- Nie kochanie, nie mielibyśmy żadnych
szans.....
1943 rok, Polska .
Stefan siedział opatulony w dwa
ręczniki w jednym z niemieckich hoteli w Polsce, Penelope siedziała
na krześle, uważnie mu się przyglądała, był strasznie poraniony
od ran zadanych mu ostrzem nasączonym w werbenie. Nie pozwalał jej
się dotykać, był bardzo ostrożny wobec niej.
- Porozmawiasz ze mną wreszcie ? -
nalegała, jednak starała się by jej ton nie był zbyt ostry, nie
chciała go wystraszyć.
- Powinnaś być martwa. - odparł
wreszcie.
-Tak, zresztą tak samo jak ty. -
odpowiedziała.
- Byłaś już wampirzycą, gdy
dołączyłaś do nas, prawda ? - przytaknęła. - I wymazałaś mu
pamięć, żeby Cię nie pamiętał, ale czemu mnie oszczędziłaś ?
-zapytał
- Słucham ? - był zdziwiona tym co
usłyszała. - Nie wymazywałam wam pamięci.
- To czemu mój brat, gdy obudził się
rano po pogrzebie, nie pamiętał Ciebie, nie pamiętał, że miał
żonę, że wczoraj był jej pogrzeb, nie pamiętał nic. - Penelope
podparła głowę na krześle, po jej policzkach spłynęły łzy.
- Poiłam Cię werbeną, przez te lata,
gdy mieszkałam z wami, dużymi ilościami werbeny, tak, żebym nie
mogła Ci zrobić krzywdy, dlatego wszystko pamiętasz. Damon
zapomniał, bo miał jej mniej w swoim organizmie. Wiem, kto to
zrobił, ale to nie byłam ja. Przysięgam. - zaniosła się płaczem.
- Damon był jedynym mężczyzną, którego pokochałam tak bardzo
prawdziwie, zrozum. - wstała z miejsca i zamknęła się w łazience.
Jak on mógł to zrobić, jak jej własny ojciec mógł to zrobić.
Jak Kate mogła jej nie powiedzieć prawdy. Czuła się oszukana i
zdradzona, prze bliskie im osoby. Wróciła do pokoju. - Kto Cię
przemienił ? -zapytała
- Nazywała się Katherine Pierce. -
powiedział.
-Nazywała się ?
-Tak, nie żyje została spalona w
starym kościele w Mystic Falls. - Penelope uniosła brwi do góry
,,A to suka” pomyślałam, jednak nie wyprowadzała go z błędu,
lepiej było dla niego, że myśli iż nie żyje, póki Kate nie
wyperswaduje sobie jego z głowy. Musiała teraz myśleć realnie,
świadomie, najmniejszy błąd i wszystko przepadnie, później
zastanowi się co zrobić – Wrócisz do Ameryki, nie możesz tu
zostać, to niebezpieczne. Wieczorem, zapewnię Ci transport do
Anglii, pojedziesz ze mną. - wstała i ruszyła ku wyjściu, musiała
załatwić kilka spraw w recepcji.
- Ile masz lat ? - zapytał ją ,
wampirzyca przystanęła.
- Jestem stara, bardzo stara, choć nie
wyglądam. Mam ponad dwa tysiące lat, jeżeli by Cię to
interesowało. - powiedziała. Stefan spojrzał na nią dziwnie. -
Uwierz mi są starsi ode mnie. Masz tutaj zostać, nie ruszaj się,
teraz znajdę Cię wszędzie.
-Nie chcę Twojej pomocy- powiedział.
- Jasne, idź wyjdź na ulicę bez
pierścienia, zabijaj przypadkowych ludzi, a uwierz mi nie pożyjesz
dłużej niż dobę.
-Tam jakoś przetrwałem. - powiedział.
-Ile ?
-Ile co ? -zapytał
- Ile tam spędziłeś ? - powtórzyła
swoje pytanie.
- Dwa miesiące. Przyjechałem walczyć,
nie wiedziałem, że zorientują się kim jestem. Lexi powiedziała,
że to mi dobrze zrobi.
- Lexi, mówisz ? Chyba będę musiała
ją odwiedzić. - była wściekła, wszyscy którym ufała
okłamywali ją i taili przed nią, że jej mąż żyje. Nie
wiedziała, czy są oni tacy głupi, czy myśleli, że się nie
dowie. - Odzyskam Twój pierścień do jutra rana, wywiozę Cię i
dam Ci spokój, jeżeli nie będziesz chciał mnie już więcej
widzieć, ale czy możesz mi powiedzieć, gdzie jest Damon ?
-zapytała
- Nie, nie mogę Ci powiedzieć,
ponieważ nie wiem, gdzie on jest. Przykro mi. - powiedział i
rozłożył się na łóżku, przykrył się kołdrą i spoglądał w
okno.
- Przyniosę Ci krwi, szybciej się
wygoisz.
-Kim była ta dziewczyna, po która
przyjechałaś ? -zapytał ją , gdy jechali już pociągiem do
Francji.
- To czarownica Irina Prikovitzova,
bardzo mądra, w przyszłości będzie bardzo potężną czarownicą.
Poznałam ją dwanaście lat temu w Lwowie, była wtedy malutką
dziewczynką, miała chyba z osiem, czy dziewięć lat, ale umiała
już rzucać niezłe zaklęcia.
- Przyjechałaś ją uratować ?
- Tak, napisała do mnie list z prośbą,
nie potrafiła wyprowadzić swojej rodziny, jest na to za słaba,
nie ma tyle mocy.
- Mnie wampiryzm zmienił, ale ty
chyba...
- Ja już wtedy byłam wampirzycą, nie
zapominaj. - uśmiechnęła się do niego, chciała go złapać za
dłoń, lecz odsunął ją od niej. Zrobiło jej się smutno, w tym
momencie chciała dać mu wszystko, chciała, aby poczuł się
szczęśliwy, lecz on raczej nie będzie już taki. - Nienawidzisz
tego, prawda, bycia wampirem ?
- Nie, to nie oto tutaj chodzi, ja....
namówiłem Damona, żeby przeszedł przemianę i on mnie przez to
znienawidził.
- To Twój brat, on kocha Cię mimo
wszystko. - powiedziała. Właśnie mimo wszystko, czyż ona nie
powinna kochać Klausa mimo wszystko, nawet po tym , co zrobił. Nie
brała pod uwagę opcji, że to ktoś inny, mógł zrobić. Elijah
nie posunął by się do czegoś takiego, Rebekah, była szczęśliwa
z jej szczęścia, tylko Klaus był wtedy wszystkiemu przeciwny.
Uważał, że ją stracił, że jeszcze doprowadzi do tego, że
przemieni Damona. Tego by już nie zniósł. Pociąg wjeżdżał
właśnie na stację w Berlinie. - Tutaj będziemy musieli się
pożegnać. To mój adres. - wręczyła mu kartkę papieru zwinięta
w rulon. - Pisz do mnie, proszę, jeżeli będziesz potrzebował
pomocy, również. Ja muszę załatwić jedną sprawę w Berlinie. -
obdarzyła go pocałunkiem w policzek i wyszła z przedziału. Miała
nadzieję, że odnajdzie, go po wojnie, lecz teraz musiała się z
kimś rozmówić. Wsiadła w samochód, który został podstawiony
pod stację i ruszyła do centrum, wysiadła przed wielkim budynkiem,
w którym było pełno ludzi. Weszła do środka, kilku niemieckich
oficerów chciało ją zatrzymać, lecz gdy ujrzeli jej twarz kiwnęli
tylko głowami. Bez pukania otworzyła wielkie dębowe drzwi,
odszukała go spojrzeniem i powiedziała, zalewając się łzami. -
Jak mogłeś, jak mogłeś mi nie powiedzieć, że on żyje, jak
mogłeś wymazać mu pamięć. Jestem moim ojcem do cholery, nie
powinieneś mi tego robić Niklaus, nie powinieneś. - usiadła na
podłodze zakrywając twarz dłońmi, nie rozumiała, czemu Elijah
stojący obok Klausa nie podszedł do niej i nie przytulił jej.
Czemu ?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz