20 września 2012

013. Jestem wampirem i dobrze mi z tym.

Rebekah objęła nieznanego bruneta w pasie i zaczęła, kręcąc przy tym biodrami, schodzić z nim coraz niżej i wypinać zgrabnie pośladki przy powrocie do góry. Uśmiechała się frywolnie, zagryzała dolną wargę, bawiła się włosami, od wejścia do klubu ustawił się już do niej wianuszek mężczyzn. Penelope siedziała przy barze, sączyła martini z lodem, odrzucała wszystkich adoratorów, jacy zdobyli się na odwagę i do niej podeszli. Wzrokiem wyłapywała tylko jednego mężczyznę, którego zapach krwi, czuła w swoim pobliżu, wiedziała już , że będzie on jej nocną przekąską. Blond wampirzyca, bawiła się wyśmienicie, co raz puszczała Penelope oczko i wołała ją na parkiet, ta jednak uparcie odmawiała, cieszyła się jednak, że Rebekah zdarzyła zapomnieć, choć na chwilę i brutalne rzeczywistości Mystic Falls. Znajdowały się teraz w Atlancie, Penelope pamiętała to miasto jeszcze z czasów gdy mieszkała tu jako Pani Salvatore, nigdy później już go nie odwiedzała, aż do tej nocy. Rebekah widoczne zalana w trupa objęła dwójkę mężczyzn i zaczęła się kierować w stronę wyjścia, widząc, że nie potrzebuje już chłopaka o intensywnym zapachu krwi, Penelope odpuściła go sobie i ruszyła za swoją ,,ciocią” . Wpakowały się do samochodu i kazały wieźć się na rzekę, po drodze zaczęły dobierać się do mężczyzn. Penelope zdjęła z jednego koszulę, obcałowała jego nagi tors i przez chwilę wpatrywała się w cienką pulsującą linę na jego szyi, wynurzyła swoje kły i wbiła się nimi w mężczyznę. Zawył on cicho z bólu, wampirzyca wbijała się coraz głębiej, łapczywie pijąc krew, od kilkunastu dni żywiła się jednie butelkowaną z Banku Krwi, więc taka odmiana bardzo dobrze jej zrobi. Kierowca zauroczony przez nie, siedział nieruchomo na przednim siedzeniu. Nagle usłyszała ciche jęknięcie blondynki.
-Ups zabiłam go. - powiedziała, otworzyła drzwi od swojej strony i wypchnęła go na zewnątrz, turlając, wrzuciła go do rzeki. Penelope nie odrywała się od swojego pożywienia, dopóki nie usłyszała wściekłego wrzasku Rebekah. Szybko wyszła na dwór i znalazła się obok niej, wampirzyca miała wbity kołek w sam środek serca, a przy niej znajdował się zdumiony faktem, iż nie umiera, łowca. - Ten idiota zniszczył mi sukienkę ! - krzyczała na cały głos, wyjęła kołek i przyjrzała się dziurze. - A tak ją polubiłam ! Wyglądałam w niej cholernie seksownie, podkreślała moje pośladki. Czy wiesz jaka była idealne po stu latach gnicia w trumnie w dennej sukience lat 20?! - wrzeszczała na niego. Penelope stała obok i śmiała się z całej zaistniałej sytuacji, powstrzymując śmiech, powiedziała w końcu.
-Masz szczęście, że nie złamałeś jej paznokcie, już byś nie żył. - po czym wybuchła jeszcze głośniejszym śmiechem.
- To nie jest śmieszne Penny, to była moja nowa sukienka. - rzuciła oburzona i zalewając się rzewnymi łzami próbowała zabić łowcę, jednak Penelope ją powstrzymała.
-Poczekaj chwilę. - złapała jej nadgarstek. - Damy Ci szansę. - zwróciła się do mężczyzny. - Jak pewnie zauważyłeś, nie da się na zabić zwykłym kołkiem, niczym tak naprawdę nie da się nas zabić. Oszczędzimy Cię, jeżeli powiesz nam co nieco o sobie i innych łowcach w tym rejonie. - mężczyzna wyraźnie przestraszony przytaknął.
- Jestem Thomas, poluje tutaj sam, jak widzicie. Nie znam zbyt wielu łowców, słyszałem o niejakim Alaricku Saltzmanie w Mystci Falls, nie ma nas za dużo w tym rejonie, ale podobano jakaś tajna organizacja tu jest....
- Shit ! Nemezis ? I nie raczyłaś mi powiedzieć ? - wtrąciła oburzona blondyna.
- O ile się mogę założyć, że zaraz polecisz do Nick'a ? - Rebekha pokazała jej tylko język i udała obrażoną. - Coś jeszcze ? -zapytała
- Nic. -powiedział przestraszony.
- Za bardzo się nam nie przydałeś. - odparła. - Jest twój - rzuciła do Rebekha i wróciła do swojej przystawki zanim się wykrwawiła.
- Ale mówiłaś....
-Jej się nie ufa, dziecino, za bardzo wdała się w swojego ojca. - powiedziała Rebekah nim ukręciła mu kark.

Nastał ranek, Penelope siedziała w samochodzie jadąc wściekle do szkoły, nie miała zamiaru się tam pojawiać, ale Rebekah bardzo ją o to prosiła, tak naprawdę myślała, że już nigdy nie będzie musiała chodzić do żadnej dennej szkoły. Na parkingu spotkała Elenę, uśmiechnęła się do niej i pomachała jej radośnie, wampirzyca z trochę przymuszanym uśmiechem zrobiła to samo. Udała się prosto do sekretariatu po swój plan, już od progu,większa część męskiej społeczności szkolnej robiła do niej maślane oczy. Ona jednak nie była nikim zainteresowana, zraniły ją zarówno słowa Damona, jak i Elijaha.
-Nie przejmuj się, jemu w końcu przejdzie, zawsze mu przechodzi. - powiedziała Rebekah, dołączając do niej.
- Słyszałaś... ale...
- Spokojnie, Nick nic nie słyszał, sama wróciłam. Wiem, że musi Ci być trudno, ale zrozum go, on musi wyładować na kimś przez tą całą sytuację.... wiesz z naszą matką.
- Czemu to muszę być akurat ja ? -zapytała
- Bo on wie, że nawet jak Cię zrani ty mu wybaczysz i nie wbijesz mu sztyletu w serce jak Nick.
- Skąd ma taką pewność ?!- prychnęła oburzona i weszła z blondynką do klasy. Elena i Caroline patrzyły na nie podejrzanie. Penelope zmierzyła Rebekah wrogim wzrokiem i usiadła na miejscu obok Eleny.
- Czyli jednak znasz Pierwotnych. - powiedziała brunetka, gdy nauczycielka nie patrzyła w jej stronę.
-Nie, przyczepiła się do mnie na korytarzu i zaczęła coś nawijać. - zaczęła się bronić. Rebekha dwa rzędu z boku, zwinęła usta w dzióbek i wywróciła oczami. Elena chyba jej uwierzyła, bo przez resztę lekcji się nie odzywała. Po trzech godzinach, obydwie z blondynką wyczuły Klausa na terenie szkoły. Jednak to nie one były obiektem, jego przybycia, ale Caroline.
-Nie wiedziałam, że są ze sobą. -skomentowała Rebekah.
-Wiesz, u nich to skomplikowane, na szczęście mniej niż u mnie. Ją mogę jedynie znienawidzić przyjaciele, ja mam przesrane na całej linii.
- Chodzi Ci o Elijaha ? -zapytała.
-Już sama nie wiem o kogo mi chodzi. - wzięła blondynkę pod ramię, postanowiły urwać się z lekcji i przejść się po mieście. Wybrały fontannę w centrum, usiadły na jej krawędziach, w dłoniach trzymały kubki z kawą. - Chciałabym, aby wszystko wróciło do starych czasów, gdy była tylko nasza czwórka.
-Gdy nie było Damona i wszystko było proste ? -wtrąciła się Rebekah.
- A co ty tak masz z tym Damonem?! - rzuciła wściekle Pierwotna. - Chcesz się z nim przespać ? Może Cię nie zabiję jak spróbujesz, jak będę miała dobry dzień. - dotknęła rozpalonego czoła zimnymi dłońmi. Była całą zdenerwowana, minęło dopiero kilkanaście godzin od akcji z Kate, a ona tak naprawę nic nie zrobiła w kierunku uratowania swojej rodziny. Była na siebie zła, gdy oni umrą, nie będzie miała nikogo, kto ją powstrzyma w razie kłopotów, kto ją uratuje. Będzie całkowicie sama. - Wiesz. -zaczęła – Kocham być wampirem, gdybym się wtedy na to nie odważyła Mikael zabił by mnie tamtej nocy, a tak, zobaczyłam jak zmienia się świat, widziałam wszystkie najpiękniejsze miejsca na ziemi, tworzyłam historię, zrozumiałam pojęcie miłości i poznałam własnego ojca. Jeżeli Esther się dowie, że żyję, będzie próbowała zabić mnie ponownie, a ja nie chcę umierać, bo jestem wampirem i dobrze mi z tym.
-A co z Twoim planem ? -zapytała Rebekah.
- Będzie trudny do zrealizowania, ale nie niemożliwy, teraz tak się zastanawiam. O ile dobrze pamiętam, będzie mi potrzebny jeszcze.... Kol.
-Kol ? -zapytała ponownie.
- Tak, musi być czwórka wampirów, a ja nie będę mogła wziąć w tym udziału, a jakoś bardziej ufam mu, niż Finnowi.
- On nigdy nie chciał zostać wampirem, ale gdyby nie przemiana nie uratował by Sage.

Kilkanaście miesięcy po przemianie, Nowy Kontynent.
Penelope chodziła wściekle w tą i wewte po leśnej ścieżce, nie chciała niczego wielkiego, jedynie możliwości powrotu do spalonego miasteczka i godnego pochówku jej rodziny. W końcu ujrzała w oddali swojego ojca prowadzącego konia.
-Dziękuję, dziękuję ! -krzyczała i rzuciła się mu na szyję.
-Jadę z Tobą , jakbyś miała jakieś wątpliwości. - powiedział.
- Nic mi się nie stanie, dobrze wiesz, nie można mnie zabić ! - była oburzona. Klaus wsiadł na konia, pochwycił ją i ruszyli w kierunku spalonej osady, jechali dzień i noc, aż w końcu znaleźli się na cmentarzysku jaki pozostawili. Niklaus wykopał ogromy dół, do którego przeniósł zwęglone zwłoki męża Penelope i jej dzieci. Ona posadziła na nim kilka pięknych białych kwiatów, do oczu napłynęły jej łzy.
-Nie powinnaś płakać za przeszłością oni nie żyją i nic na to nie poradzisz. Ty będziesz żyć wiecznie i powinnaś się radować z tego powodu.
-Ale nie mogę, nie potrafię. Ja żyję dla Ciebie, a moje dzieci dla mnie nie żyją.
-Jakie wzruszenie. - usłyszała, lecz nie były to słowa Klausa.
-Finn- powiedział Pierwotny- Co ty tu robisz ? Myśleliśmy, że uciekłeś. - zadrwił lekko.
- Przemieniłem Sage, braciszku, mamy zamiar popłynąć na Stary Kontynent, razem i nawet ty nam w tym nie przeszkodzisz.
-Ja chcę tylko, abyśmy byli połączeni jak jedna rodzina, razem, wróć do nas, sam.
-Sage jest teraz najważniejsza w moim życiu Niklause. Żegnaj. -powiedział i odwrócił się w stronę swojej ukochanej, które czekała na niego pośród drzew. Jednak Pierwotny nie poddał się tak szybko, rzucił się na swojego młodszego brata, a ten upadł u jego stóp, przybierając szarawą barwę i złuszczona skórę. Penelope i Sage krzyknęły.
-Coś ty zrobił ?! Zabiłeś go. - powiedziała Pierwotna. Ruda nie ruszała się z miejsca , była zbyt oszołomiona tym wszystkim lecz po chwili uciekła. Niklaus upadł na kolanach przy ciele brata.
-Ja... ja … nie chciałem go zabić.
-Ale to zrobiłeś ! Jesteś mordercą jak Mikael, mordujesz własną rodzinę. - powiedziała przez łzy stojąc nad nimi.

Obecnie.
W Mystic Falls znajdował się tylko jeden kościół, wybudowany tuż po spaleniu poprzedniego w 1864 roku, wysoki, z ciemnego kamienia. Weszła cicho do środka , przeżegnała się i odnalazła wolny konfesjonał, uklękła i nachyliła się ku twarzy księdza.
-Wybacz mi ojcze bo zgrzeszyłam.
- Bóg wybacza nam nasze grzechy córko, powiedz mi czym tak zraniłaś jego oblicze.
-Jestem mordercą ojcze. - powiedziała.
-Taka młoda istota jak ty ? -zdziwił się.
-Widzisz, wcale nie jestem taka młoda, urodziłam się dawno temu, zanim odkryto Amerykę, zanim urodził się Jezus. -powiedziała. - Morduje od wieków , ale ostatnio nie czerpię z tego satysfakcji, czy to może przez fakt, że się znudziłam, odnalazłam męża, straciłam kochanka ? -pytała zadumana, ksiądz się wściekł, wyszedł z konfesjonału i kazał jej się wynosić. Penelope rozejrzała się po kościele. - Ok – westchnęła głośno- Sam tego chciałeś – wysunęła swoje dwa przednie kły, uśmiechnęła się szeroko i zatopiła się w tętnicy szyjnej księdza. Gdy jadła usłyszała zanany jej, choć dawno nieobecny chód. - Zostawiłabyś mi trochę, też jestem głodny. - powiedział Kol, gdy odwróciła się w jego stronę z jeszcze większym uśmiechem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz