20 września 2012

009. Tatia

Mystic Falls, za czasów pierwotnych.
Polną drogą szła wysoka brunetka, w koszyku miała nazbieranych świeżych malin, nie miała więcej niż czternaście lat, po chwili dołączył do niej chłopak o długich, kręconych, rudawych włosach.
-Niklausie, nie powinieneś mi towarzyszyć. Jestem obiecana Twojemu bratu, a ty mojej siostrze. - powiedziała z lekką nutą napięcia.
-Kochasz go ? Kochasz Elijaha ? Jeżeli nie, ucieknijmy, będziemy tylko my dwoje. - namawiał ją i zadręczał tymi pytaniami, od ich ostatniego razu. Doskonale wiedział, jakie mogą wyniknąć z tego konsekwencje. Złapał ją delikatnie za nadgarstek, obrócił w swoim kierunku. - Kocham Cię Tatio, jesteś dla mnie najważniejsza, kocham Cię. - wyszeptał jej.
-Niklaus, jestem brzemienna. To Twoje dziecko. To Twoja córka - powiedziała mu przez łzy. Mężczyzna puścił jej dłoń, zbladł, tak bardzo bał się tych słów, zaczął odchodzić , Tatia pobiegła w kierunku wioski. Klaus wpadł na Elijaha.
-Co się stało bracie? -zapytał go, lecz ten tylko pokręcił sprzecznie głową, zaczął iść coraz szybciej, słysząc dobiegający głos z oddali swojego brata.

Minęło kilka dni i nocy, Niklaus siedział w swoim pokoju, słyszał rozmowy Elijaha i Mikaela. Nie wiedział, czy brat robił to z miłości do niego, czy z miłości do Tati, w końcu dołączył do niego. Prawy policzek, miał cały zadrapany, ciekła z niego krew, starszy brat objął go ramieniem.
-Dziękuję Ci.-wyszeptał. Młodszy przytaknął, czekała go jeszcze kara trzydziestu batów, za to, że dopuścił się tego aktu, przed ich ślubem.
- Chcą nas wydać, za tydzień, żeby można było powiedzieć, że Tatia została brzemienną, po ślubie. Ojciec nie jest zachwycony tym faktem, lecz cieszy się, ze względu na wnuki. Mówi, że jestem odpowiedzialną osobą do roli ojca, ale to co zrobiłem, było bardzo nieadekwatne. Nie zdradzę mu prawdy, nigdy, będziemy wiedzieli tylko mu we trójkę, Penelope też nigdy się nie dowie, kto jest jej prawdziwym ojcem, tylko pod takimi warunkami mogę się zgodzić. - w oczach Klausa pojawiły się łzy, pragnął wychować swoją córkę, chciał być obecny w każdym etapie jej życia.
-Dobrze, jeżeli to ma ją uchronić przed śmiercią, z rąk naszego ojca, to zgadzam się na wszystko bracie. - wstał z łóżka, wyszedł na zewnątrz, zbliżała się jesień, liście powoli opadały z drzew, ktoś chwycił go za ramię, był to Mikael, ciągnął go, aż zaprowadził go na skraj wioski i lasu.
- To nie Twoje dziecko, prawda ? -zapytał go. - Nie zrobiłbyś takiego wstydu swojej rodzinie.
-Nie. -cicho przytaknął.
-Masz się, już nigdy nie zbliżać do Tati, teraz to będzie żona Twojego brata, Elijaha, nie twoja, zapamiętaj to sobie. - Klaus przytaknął, gniew ojca była jedyną rzeczą jaką tak naprawdę się bał, wiedział jaki jest surowy i jak strasznie karał za najmniejsze przewinienie.

Mijały lata, Penelope urodziła się i zaczęła dorastać, Tatia nie okazywała jej zbytnio uczyć, była za to oczkiem w głowie swojego prawdziwego i przybranego ojca. Nosiła najładniejsze suknie, była małą księżniczką wioski, nie mogła się również równać ze swoim rodzeństwem. Elijah nie miał pewności, czy są to jego dzieci, o ile jego bratanica przypominała go w pewnym stopniu, o tyle pozostałe dzieci już nie. Ojciec podzielał jego obawy, wiedział, że Tatia stała się bardzo rozwiązłą kobietą. Mimo wszystko mężczyzna nie potrafił jej nie kochać, onieśmielała go swoją urodą, była zawsze delikatna wobec niego i taka czuła. Nie wiedział, że czasami wymykała się nocami do jego brata, do Klausa, oddawała mu się, a później wracała by oddać się jemu. Miała również romans z mężczyznami z innych wiosek, z wilkołakami. Była prawdziwą femme fatale, tamtych czasów, jednak jej córka – Penelope wyrosła na zupełnie sprzeczną do niej osobę. Miłą, skromną, uczynną, o pięknej urodzie, niewinną, dobroduszną, skorą do pomocy, nie wywyższała się, nie obnosiła się ze swoją urodą. Zawsze żyła w jej cieniu. Tatia nie potrafiła jej kochać, ani Klausa, ani Elijaha, kochała tylko siebie i wyłącznie siebie. Zawsze musiała mieć to co najlepsze, żyć w dostatku. Zaślepieni jej miłością, nie widzieli jak nimi manipuluje, aż do czasu, do czasu ich przemiany.
Penelope weszła ostrożnie do domu swojego ojca, byli tam oni obaj i Mikael, spojrzał na nią podejrzliwie.
-Nie przypuszczałem , że się zdecydujesz. -powiedział. Dziewczyna, obeszła go i pochwyciła kielich z jego dłoni, upiła z niego większy łyk.
-Mój ojciec mnie o to poprosił i Niklaus, jeżeli to ma mnie ocalić, a ja mam przez to ocalić moją rodzinę, to niech tak będzie. - wplotła się w objęcia Elijaha, Mikael skinął głową, wyjął za pasa miecz i przebił ją nim. Dziewczyna zgięła się na pół, zawyła z bólu i upadła na podłogę, zaraz dołączyli do niej Elijah i Klaus. Złapali się za ręce, próbowali łykać powietrza, Mikael zostawił ich samych, słyszeli zduszone krzyki Rebekah i Kola, Penelope poczuła jak krew spływa po wargach, mocno przytuliła się do Elijaha, nadal nie puszczając ręki Nicka, ogarnął ją błogi sen.
Gdy otworzyła oczy leżała na łóżku, ktoś siedział obok niej, lecz nie był to mężczyzna.
-Matko ?- wyszeptała cicho, Tatia przysunęła się do niej. W dłoni trzymała sztylet, przejechała nim po swoim nadgarstku i przysunęła go jej.
-Musisz się napić, więc pij moja córko. - powiedziała. Penelope gdy tylko poczuła zapach krwi łapczywie , chwyciła jej rękę i wbiła się w nią swoimi kłami. Kobieta odchyliła głowę do tyłu, dziewczyna przybliżyła się do niej. - Wybacz mi, że nie kochałam Cię tak jak powinnam, że wyrządziła Ci tyle krzywdy w życiu, Tobie i twojemu ojcu.
-Tata Cię kocha, ja także. -powiedziała.
-Nie chodzi mi tu o Elijaha, o nie jest Twoim ojcem, nigdy nim nie był. Niklaus nim jest . - powiedziała, dziewczyna oderwała się od niej.
-Kłamiesz ! Kłamiesz jak zawsze. - krzyknęła.
-Nie, mówię prawdę, jeżeli mi nie wierzysz zapytaj się ich, zapytaj. - Tatia wstała i wybiegła z domu, Penelope chciała wyjaśnić sprawę, teraz, zaraz, lecz zaintrygowała ją matka, nigdy by jej tego nie powiedziała, gdyby nie miała celu, powodu. Wyszła za nią, ledwo trzymając się na nogach, z suknią przesiąknięta krwią. Goniła ją przez las i przez następną wioskę, zobaczyła, że udała się ona do portu, do statku, który miał odpłynąć na stary kontynent.
-Matko ! -zawołała, ludzie patrzyli na nią, brzydzili się nią, za dużo odsłaniała i ta krew.
-Wracaj do domu, wynoś się. - próbowała ją odpędzić.
-Czemu nas opuszczasz ? -zapytała – Czemu ?
-Nie mogę, żyć teraz z Elijahem, po tym kim się … staliście. Muszę zadbać o moje bezpieczeństwo i o bezpieczeństwo jego dziecka.
-Jesteś brzemienna ? -zapytała, Tatia przytaknęła, weszła po rampie na pokład i zniknęła w tłumie. Penelope zaczęła powoli wracać do wioski, słońce sprawiało jej ból, w lesie spotkała Elijaha i Niklausa.
-Penelolope, kochanie, czemu wyszłaś ? -zapytał ją pierwszy, chciał ją wziąć na ręce, lecz dziewczyna odepchnęła go.
-Nie zbliżaj się do mnie. - powiedziała. - I ty też. - wskazała na Klausa. - Jesteś moim ojcem, prawda ? -zapytała, patrząc się ciągle na niego. - Jesteś !? - Klaus nie wiedział co odpowiedzieć, nie był zbytnio zadowolony jej pytaniem, popatrzył na brata. - Moja matka właśnie od nas uciekła, nigdy nas nie kochała, zawsze to ona była najważniejsza, pozabijalibyście się za nią, a teraz ona uciekła i powiedział mi prawdę, na końcu, gdy wiedziała, że żaden z was już jej nie dopadnie, prawda ? - mężczyźni nadal nie odpowiadali.
-Nie mów naszemu ojcu, bo Cię zabije. - Elijah odstąpił od niej i ruszył przez siebie. Zostali tylko we dwoje, ona i Klaus, pozwoliła mu się do siebie przybliżyć, położył ją na swoim ramieniu.
- Moja matka powiedziała, że niedługo wszystko się unormuje, przemiana musi się udać, wtedy nie będzie można nas zabić. - rzekł.
-Teraz już rozumiem. -zamilkła na chwilę. - Zawsze byłeś blisko mnie, widziałam smutek w Twoich oczach, gdy Elijaha nazywałam ojcem. Opiekowałeś się mną, Mikael nie chciał, żebym była Twoją córką, ale ja jestem z Ciebie dumna... ojcze. - spojrzał na nią, w oczach miał łzy. Nazwała go tak jak pragnął od siedemnastu lat. - Jestem z Ciebie dumna, za to jak znosiłeś jego upokorzenia, jak zawsze stawałeś po mojej stronie, kocham Elijaha, , ale Ciebie też, wiedz o tym.- zaczęła mówić, snuć plany na przyszłość, Klaus był trochę tym przerażony. Dotknął jej czoła, była rozpalona, poczuł, że on sam również jest. Zamknął oczy, nie był w stanie dłużej utrzymać przytomności. Penelope, zorientowała się, że coś jest nie tak, złapała go za dłonie i próbowała pociągnąć do wioski, zdziwiła się, że jest w stanie, przed samym domem upadła i ona.
Słyszała tylko strzępki rozmów, między Mikaelem, a Esther. Byli zdziwieni, że tylko oni we dwoje dostali wysokiej gorączki i stracili ponownie przytomność. Po kilku dniach polepszyło im się. Penelope wróciła do swojego męża i dzieci, widywała Klausa i Elijaha sporadycznie, przeprosiła tego pierwszego za rozmowę w lesie, nie pamiętała za bardzo co w niej mówiła, miała tylko nadzieję, że nie powiedziała nic co by go uraziło. Elijah wypytywał ją o Tatię, lecz ta nie miała odwagi mu powiedzieć, o jej ciąży, nie była pewno, czy tym razem matka mówiła prawdę i czy na pewno było to jego dziecko. Minęło kilkanaście dni, Mikael uczył się polowania, by móc później nauczyć ich, gdy zabrał ich na pierwsze polowanie Penelope nie była w stanie zabić żadnego zwierzęcia, było to dla niej zbyt obrzydliwe, drastyczne. Usiadła pod drzewem i przyglądała się reszcie rodziny, po chwili wrócili Klaus i Elijaha, obydwoje ubrudzeni krwią, lecz nie zwierzęcą, tylko ludzką.
- Co wyście zrobili ! - krzyknął Mikael, podbiegł do nich, lecz Nick, zwijał już się w konwulsjach, słyszała jak łamią się jego kości, Mikael nakazał wszystkim uciekać, lecz ona i Elijah nie ruszyli się z miejsc. Klaus przemienił się w wilka, lecz nie rzucił się na nich, podszedł do niej, obszedł ją dookoła i uciekł. Nagle poczuła w sobie siłę, uwierzyła, że może być kimś, nie zwykłą nudną dziewczyną z wioski, której nigdy nie kochała matka i która ma dwóch ojców. Jeżeli była córką Klaus w sobie też miała wilczy gen, poderwała się z miejsca.
-Nie ! - zabronił jej Elijah. - Miakel dowie się kim jesteś i Cię zabije.
-Musze spróbować. -powiedziała i wyrwała się mu, wbiegła do wioski, panowało tam zamieszanie, zrozumiała, że to Mikael wyruszał do wilczej osady, by zabić jej przywódcę, ojca Klausa. Dziewczyna wykorzystała to i porwała młodą niewiastę, wbiła jej się kłami w szyję i zaczęła pić jej krew, gdy nie była w stanie wypić jej więcej , a czuła jeszcze jej oddech, położyła na jej karku swoje dłonie. Były gorące, a jej skóra zimna, uśmiechnęła się do niej i mocno obróciła ją. Teraz trzymała martwe zwłoki. Oparła się o drzewo, próbowała złapać oddech, nagle poczuła przeszywający ból w każdej kończynie, w każdym zakątku swojego ciała. Zaczęła krzyczeć, przeraźliwie krzyczeć, minęła godzina zanim ból ustał. Czuła się teraz szybsza i zwinniejsza, niż mogła by przypuszczać, lecz nie potrafiła kontrolować swojego wilczego instynktu. Zatraciła się w sobie. Gdy ponownie odzyskała świadomość, leżała w kałuży krwi, rozejrzała się dookoła.
- Silvo, Silvo. -wymamrotała cicho imię męża. - Silvio ! -krzyknęła głośno. Poderwała się na równe nogi, zobaczyła martwe ciała swoich dzieci i męża, mieli oni wampirze ugryzienia na szyjach, lecz ich ciała były w pewnym stopniu zmasakrowana, zszokowana wybiegła na zewnątrz, nie przestawała krzyczeć, zdała sobie sprawę, że dopiero świtało. Poczuła czyjeś dłonie, które oplotły ją. Esther. Kobieta spojrzała na nią przerażona.
-Coś ty zrobiła. Zabiłaś ich. - powiedziała.
-Ja nie chciałam, ja nie chciałam. - szlochała w jej ramionach.
-Przykro mi dziecko. - odparła i przebiła czymś jej ciało, Penelope upadła. Zobaczyła w swoim ciele drewniany, biały kołek. Nagle obok niej pojawił się Klaus, spojrzał na nią i na swoją matkę, nie zastanawiając się wyrwał jej serce i stał tak trzymając je. Lecz ona nie umierała, jego córka nie umierała, wampirzyca ostrożnie wyjęła ze swego ciała kołek.
-Jak to ? -zapytała
-Jesteśmy odmieńcami ojcze, nic nie może nas zabić, ni to z nas wampiry, ni to wilkołaki.- powiedziała, po jej oczach nadal spływały łzy, nie potrafiła odwrócić się w stronę swojego domu. Klaus odłożył serce Esther na ziemię, przyniósł za domu chrust, wrzuciła go do środka i podpalił całość. - Gdzie reszta mojego rodzeństwa, co się stało z ludźmi z wioski?-zapytała
-Mikael ich zabił, zabił wszystkich, Twoje rodzeństwo i Twoją rodzinę, to nie byłaś ty. - powiedział- Mikael uciekł,Finn i Koll odeszli, zostaliśmy tylko my we czwórkę, Elijah i Rebekah nie mogą się dowiedzieć, że to ja zabiłem matkę. - dziewczyna przytaknęła. Wziął ją na ręce i zaczął nieść,
- Zabił naszą matkę. -powiedział do Rebekah i Elijaha. - Zabił Esther, za to, że go zdradziła. - blondynka zaniosła się rzewnym płaczem, przytuliła swojego starszego brata, Dym i ogień z jej domu, przeniósł się na całą wioskę, spalił resztę trupów, które zostały po wieczornej masakrze. We czwórkę stali teraz pod wielkim, białym dębem, który również płonął. Patrzyli na niego.
-Musimy trzymać się razem, bez względu na to co się stanie. - powiedział Klaus, reszta mu przytaknęła. - Wyruszamy.
-Gdzie ? -zapytała Rebekah.
- Na stary kontynent, by zostać władcami. - dodał po cichu. Ruszyli, Penelope przystanęła jeszcze na chwilę, zerwała czerwony kwiat z krzewu kolczastego i położyła go na drodze do spalonej wsi. Znalazła białą kredę i na kamieniu napisała ,, Tu byliśmy Niklaus, Elijah, Rebekah i Penelope Mikaelson. Bójcie się nas spotkać.”

Obecnie.
Penelope siedziała z podkulonymi nogami na kanapie w salonie Salvatorów, panowało tam istne zamieszanie, po odkryciu co znajdowało się w trumnie, teraz zastanawiali się, czy przybycie Esther im pomoże, czy tylko pogorszy spraw. Wampirzyca z uwagą śledziła wzrokiem Elenę, gracja z jaka się poruszała, gestykulacja i to podobieństwo do jej matki. Przez lata sądzili, że sobowtórem jest potomek, któregoś jej dziecka, albo jej siostry – Valrii. Jednak tylko ona domyślała się, że sobowtór pochodzi z linii Tatia-Elijah, od dziecka które jej matka powiła na starym kontynencie, na terenach dzisiejszego Kazachstanu. Gdy odnalazła to miejsce, tylko najstarsi pamiętali kobietę o olśniewającej urodzie, która przybyła tu brzemienna i dwa dni później powiła śliczną dziewczynę, - Eleinę. Wampirzyca odnalazła grób matki i zaczęła go pielęgnować, lecz co stało się z dzieckiem, nikt jej tego nie potrafił powiedzieć. Wiadomo było, że powędrowało, ku dzisiejszej Grecji. Jeżeli miała sobie wyobrażać swoją siostrę, to wyobrażała sobie ją na wzór Kate i Eleny. Przez lata przypuszczała jaka mogła być, jakie cechy mogła odziedziczyć od Elijaha. Żałowała, że nigdy nie powiedziała mu prawdy. Z zamyśleń wyrwał ją Damon, usiadł obok niej , w dłoni trzymając szklankę z burbonem.
-Chcesz ? -zapytał ją posuwając jej pod nos alkohol, wampirzyca przytaknęła i jednym łykiem opróżniła ją. - Mogłaś coś dla mnie zostawić. - powiedział z uśmiechem, chyba tylko on był jedyną, zadowoloną z sytuacji osobą. -Przejdziemy się ? -zaproponował jej. - Mam dość tej grobowej atmosfery. - wstali z kanapy i wyszli na zewnątrz, przez tarasowe drzwi. - Przypominasz mi kogoś. Wydaje mi się, że już kiedyś się spotkaliśmy.
-Wątpię. -powiedziała, czuła w swoim ciele, jak pulsują w niej emocje. Była zdenerwowana i poirytowana przybyciem Esther, lecz fakt, że znajduje się z pobliżu Damona sprawiał, że czuła się podniecona i podekscytowana, zakochana. - Jednak jeżeli chcesz, możemy się przekonać. - popchnęła go na jedno z drzew w lesie, do którego zawędrowali. Podeszła do niego i zaczęła go całować po szyi.
-Wydaje mi się, że doskonale mnie znasz. -wyszeptał jej do ucha i teraz to ona znalazła się na drzewie, wampir zerwał z niej bluzkę i koronkowy stanik, napierał na nią coraz bardziej. Wplótł swoje dłonie w jej włosy, obdarzył ją pocałunkami, na jej twarzy zagościł uśmiech. Przycisnęła go mocniej do swojego ciała, gdy nagle usłyszeli kroki. - To Elena. -powiedział, Penelope znalazłam bluzkę i próbowała doprowadzić się do porządku. Złapała go za rękę, pociągnęła go w kierunku starego domu Salvatorów.
-Kochasz ją ? -zapytała
-Elenę ? Nie, ona zawsze będzie kochała Stefana, nawet gdy ten będzie chciał ją zabić. Wiesz, że ją trochę przypominasz, macie podobne rysy twarzy. -powiedział, wampirzyca zarumieniła się.
-Damon ! - usłyszeli nagle krzyk dziewczyny. -Damon musimy porozmawiać. - wampir puścił do niej oko.
-Miło było, mam nadzieję, że kiedyś wyjdziemy z gry wstępnej. - rzucił na odchodne, poczuła lekki wiaterek i szelest liści, już go nie było. Została oparta o drzewo, księżyc lśnił na granatowym niebie spowity gwiazdami.
-Noc. Niby tylko pora dnia, jednak bardziej niebezpieczna niż się można wydawać. -Klaus kroczył ku niej, dłonie miał splecione z tyłu, szedł wyprostowany w mokrej koszuli. - Możemy zawrzeć rozejm, na czas życia mojej matki.
-Długo nie pożyje. - powiedziała Penelope nie wstając z trawy. - Dziwi mnie fakt, że ty jeszcze chadzasz wśród nas.
-Moja matka chce rodziny, kto by pomyślał, wybaczyła mnie, jeżeli to Cię nie interesuję, ale jej nie wierzę, to już wiesz.
-Też jej nie wierzę, jest gorsza niż Mikael, bardziej przebiegła i jest czarownicą, może to wykorzystać, no i ma swojego oddanego synka Finna...
-I zapatrzonego w nią Elijaha. - dodał.
-Tak, Eli zawsze był jej idealnym dzieckiem, czego nie można powiedzieć o Tobie. - uśmiechnęła się, Niklaus przysiad się do niej.
-Masz dług wdzięczności , wykorzystaj go, chcę ją widzieć martwą na zawsze, dowiedz się, czemu żyje i jak przeżyła. - wampirzyca przytaknęła, nie lubiła kiedy ojciec jej rozkazywał, ale tutaj musieli zjednoczyć siły, Esther była żądna zemsty, nawet jeżeli wiedzieli to tylko oni we dwoje.
-Czekasz na kogoś ? -zapytała po chwili.
-Tak na Caroline, poczekasz ze mną ? Chcę was sobie przedstawić, chcę byś ją zaakceptowała.
-Akceptuje ją. - wstała z trawy.- Ale nie poczekam, muszę pilnie zatelefonować. Obdarzyła go pocałunkiem w policzek i zaczęła iść.
- Nie ujawniaj się Esther ! -krzyknął jeszcze za nią. Penelope jednak bardzo chciała stanąć z nią twarzą w twarz, wyrwać jej serce, ponownie. Wyjęła telefon i kliknęła cyfrę, na szybkie wybieranie.
- Chcę byś została moją Elenę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz