20 września 2012

007. Przerwane życie

17 maja, Mystic Fall's, 1864 rok.

Damon oderwał swoje usta od jej ust, delikatnie musnął ją jeszcze w górną wargę, poprawił smoking, zaczesał włosy do tyłu. Kołnierz z czerwoną plamą po szmince starannie schował za marynarką. Spojrzał na nią. Podciągała do góry gorset, ukrywając w nim swoje piersi. Odwróciła się w jego stronę by zasznurował jej suknię. Była długa, z dość dużym wycięciem na piersiach i ramionach. Turkusowa. Z koronkowymi wstawkami. Mężczyzna chwycił dwa sznureczki i z całych sił pociągnął, dziewczyna cicho pisnę, a on roześmiał się. Wyjrzał przez okienko powozu, powoli zbliżali się do głównego placu miasta, zaczął widzieć znajome twarzy mieszkańców. Powóz stanął.
Drzwi otworzyły się, lecz minęła dobra minuta zanim urocza para miasteczka z niego wyszła. Dziewczyna nadal poprawiając sukienkę i włosy, podała dłoń woźnicy i ostrożnie wyszła z karety. Rozłożyła parasolkę i wzięła pod rękę swojego męża. Uśmiech nie schodził z jej twarzy, lecz oczy skrywały smutek. Paniczny lęk. Ból. Co raz kiwała głową i delikatnie dygała, nagle pod jej drugie ramię dostał się inny mężczyzna.
-Stefanie, przestań. - odparła, robiąc mu wymówkę.
- Nie mogę nawet potowarzyszyć mojej bratowej i bratu? -zapytał zdumiony. Ucałował jej dłoń i zniknął gdzieś w tłumie.
-Ah, Stefan, Stefan, Stefan, doskonale wiem, że chciałby on być na moim miejscu, lecz mam nadzieję, iż nie porzucisz mnie, dla niego? - mężczyzna bardziej przybliżył się do swojej żony, nachylił się nad jej uchem i pocałował ją.
-Damon, jesteśmy w miejscu publicznym, też byś się opanował. - powiedziała. Odłączyła się od niego i ruszyła w stronę grupki młodych panien.
- O Pani Salvatore, jak miło iż zaszczyciła nas pani swoją obecnością. - młodsze dziewczęta, lekko przed nią dygnęły.
- Czyżby myślała Pani, Pani Lockooowd, że mogłabym opuścić wiosenny piknik, wie Pani, że uwielbiam ten dzień. - uśmiechnęła się do niej. Usiadła na jednej z drewnianych ławek i pochwyciła filiżankę z herbatą, ugryzła kilka kęsów ciasta jabłkowego i poplotkowała z młodszymi dziewczynami.
-Wybierasz się, popołudniem nad rzekę, Penelope ? -zapytała cicho jedna z nich. Dziewczyna przytaknęła, jednak nie zdołała nic dopowiedzieć, bo grupka małych panienek, już prowadziła ja w stronę głównego placu miasteczka.
- Zgodnie z nową tradycją, zwycięzcy ubiegłorocznego konkursu tanecznego, rozpoczną dzisiejszy piknik, prosimy więc o taniec Damona i Penelope Salvatore. - powiedział burmistrz Lockwood, rozległy się gromkie brawa. Małżeństwo wyszło na środek i z pierwszym taktem muzyki zaczęło tańczyć. Poruszali się z gracją, delikatnie, jakby unosząc się na wietrze.
-Pięknie wyglądasz w tej turkusowej sukni, jak nimfa morska. - powiedział Damon.
-Dziękuję kochanie, jednak wiem, że wolałbyś mnie oglądać, bez tej sukni. - na twarzy mężczyzny pojawił się rumieniec.
-Co powiesz na małą przygodę, w czasie jazdy nad rzekę ? -zapytał ją. Dziewczyna zarumieniła się.
-Jak możesz myśleć o takich rzeczach...
-Trzy lata po ślubie ? Kochanie, jesteśmy małżeństwem ze stażem, sprośne rzeczy to moja ulubiona rzecz. Zresztą, gdybym taki nie był, nie byłabyś moją żoną. - ucałował ja w rękę, po czym znalazła się w objęciach Stefana. Zupełnie nie zauważyła jak inne pary dołączyły do nich.
-Słyszałem jak panny Blue, rozmawiają o Twojej stracie, wszyscy Ci tak bardzo współczują kochanie. - dziewczyna uśmiechnęła się niepewnie. - Nie martw się, przy Tobie o tym nie wspomną, ale kibicują Tobie i mojemu bratu, niedługo na pewno będziecie mieli gromadkę niesfornych dzieci, zobaczysz.
-Wątpię Stefanie, czuję, że zbliża się mój koniec.
-Nie mów głupstw, jesteś jeszcze młoda, masz dopiero dwadzieścia dwa lata. - delikatnie dotknął jej twarzy, odgarnął z czoła opadającą nań grzywkę. Uśmiechnęła się do niego i przybliżyła, poczuła na sobie zazdrosny wzrok Damona. Odwróciła się w jego kierunku, obdarzyła Stefana pocałunkiem w policzek i roześmiała się. Damon pokręcił sprzecznie głową, jednak nie był zły, cieszył się z faktu iż jego brat i żona mają ze sobą doby kontakt. Nie mógłby nigdy oskarżyć ją o zdradę, wiedział, że Penelope kochała go ponad życie, jego i tylko jego. Nastąpiła ponowna wymiana partnerów, wampirzyca wpadła w ramiona wysokiego bruneta, ucałował on ją rękę i delikatnie do siebie przybliżył.
-To ma nastąpić dziś moja pani, taką dostałem odpowiedź. Elijah zjawi się za dwa dni o zmroku, tymczasem ja mam wszystkiego dopilnować.- Penelope nic nie odpowiedziała, czekała na ten moment. Wiedziała, że ma nadejść, ale myślała, że zostało jej jeszcze z miesiąc lub dwa, a nie kilkanaście godzin, mimo wszystko była przygotowana. Pozostając obojętna w objęciach mężczyzny, przeprosiła go na chwilę i zeszła z parkietu, od razu podbieli do niej Damon i Stefan.
-Kochanie. -zaczął pierwszy.-Nic Ci nie jest ? Dobrze się czujesz? Może chcesz wrócić do domu?
-Nie, proszę podaj mi tylko szklankę wody. - poprosiła, po chwili piła już ją, wyczuwając w niej ogromnie ilości werbeny. Sytuacja w miasteczku była bardzo napięta, odkąd pojawiały się informacje o schwytanych wampirach, ludzie zaczęli być bardzo podejrzliwi. A ona. Od od czterech lat nic się nie zmieniła, na jej twarzy nie pojawiła się żadna zmarszczka i te problemy z zajściem w ciąże, ileż to razy można poronić, podchodziłoby to pod czarną magię, jeszcze kilkanaście lat temu. Nakazała mężczyznom przyłączyć się do zabawy, teraz sama została w jednej z altan, lecz po chwili dołączyła do niej czarnoskóra kobieta.
- Dostałam wiadomość Pani. Kazałam...
-Wysłałaś list ? - weszła jej w słowo Penelope.
-Tak jak Pani kazała, dałam go dziś rano z innymi listami, zaadresowałam do Panny Katherine Pierce w Nowym Jorku, napisałam w nim kiedy ma się stawić i że będę na nią czekać.
- Dobrze Emily, dziękuję Ci bardzo. Możesz odejść, niech wszystko będzie przygotowane, dziś wieczorem Penelope Salvatore umrze.

Kareta jechała po wyboistej drodze w środku lasu, woźnica był pod urokiem Penelope, lecz oni nigdy nie przejmowali się obecnością osób trzecich. Leżała teraz na jego nagim torsie otulona suknią i jego rozgrzanymi rękoma. Śmiali się, patrząc sobie w oczy i trzymając za dłonie. Jak para nastolatków, potajemnych kochanków, a nie małżeństwo. Nie raz słyszała jak Giuseppe karał Damon'a za ich zachowanie, za szczeniackie i bardzo wulgarne.
-Erotyczne. - zawsze poprawiała go w myślach. Dojechali na miejsce, był to uroczy klif, nad brzegiem jeziora z piaskiem i ławeczkami, linami po przywiązanymi do drzew. Penelope odrzuciła z siebie suknię i z powozu wyszła tylko w uroczym ,,stroju kąpielowym”, zaś Damon w samych
-Pantalony ? Znowu te PANtalony braciszku ? - zaśmiał się Stefan. Leżał oparty o pień drzewa , a obok niego wiły się dwie młode dziewczyny z pobliskiego miasteczka.
-Przestań się z niego naśmiewać, nie pomyślałeś, że ja może lubię jego pantalony?
-Oh jeżeli tak, to przepraszam , że Cię uraziłem Penelope. - zaśmiała się ponownie, ale stłumił to nagle, gdy dziewczyna wpiła się w jego usta. Wampirzyca od razu wbiegła do wody, zanurzyła się i wypłynęła przy wielkim kamieniu kilka metrów od brzegu, usiadła na nim i rozejrzała się dookoła. Jeżeli jedną z lin porządnie rozbuja, była duża szansa, że mogłaby na niego upaść i złamać sobie kręgosłup. Poszukała teraz wzrokiem Damona, pluskał się radośnie w wodzie z innymi mężczyznami, wyglądał trochę jak duże dziecko, jednak zawsze w jego ramionach czuła się bezpieczna. Ponownie weszła do wody i podpłynęła do niego, objęła go, a on niespodziewanie zanurkował, gdy wynurzyli się, pocałowali się. Penelope zgarnęła swoje mokre włosy do tyłu, wyszła na brzeg i usiadła na trawie, przyłączyła się do niej wysoka brunetka. Tak jak ona była ubrana w prowizoryczny strój kąpielowy, włosy miała pospinane spinkami.
-Widzę, że przez te cztery lata nic nie straciliście na swojej miłości.-powiedziała
- Jak można przestać kogoś kochać. - odpowiedziała Penelope i obydwie spojrzały na Stefana. - Daj mi trochę czasu, na pewno wrócicie do siebie.
-Chciałabym, aby tak było, ale to już przeszło. Nasze zaręczyny, nasz związek. Dobrze, że przynajmniej Tobie i Damonowi wyszło. Razem zaczęłyśmy, ale razem nie skończymy. - skwitowała smutno. Penelope objęła ja swoim ramieniem. Przez te pięć lat spędzony tutaj w Mystic Fall's ponownie stała się człowiekiem, nauczyła się prawdziwie kochać i nienawidzić. Zaczęła gotować, chodzić na pikniki, kąpać się w rzece, popalać cygara i szanować ludzi. Całe jej dotychczasowe życie zmieniło się dokładnie 10 września 1859 roku na stacji kolejowej w Mystic Fall's, w jedną z najgorszych ulew , gdy jej powóz nie przyjechał, a on wracając z miasteczka nieopodal, postanowił wziąć ją na ręce i zanieść do domu państwa Stone, całe cztery kilometry. Pachniało wtedy od niego alkoholem, był nieuczesany, a ubranie wyglądało jakby dopiero z kimś się bił, co akurat było prawdą, nie wyglądał zachęcająco, ale ona nie miała innego wyjście. Teraz gdy zbliżał się jej koniec, tak bardzo chciałaby go przemienić, ale obiecała sobie, tak bardzo obiecała, że nigdy Damon Salvatore nie będzie wampirem, nie narazi go na to niebezpieczeństwo, nie pozwoli by doszło do konfrontacji z jej ojcem, nie chciała patrzeć jak pije on krew ludzi, jak ich morduje. Ale bała się też, że z czasem ich namiętność wygaśnie, a co by się stało gdyby zaczął ją nienawidzić ? Z rozmyśleń wyrwał ją syn burmistrza, Jonathan.
-Skaczemy ? -zawołał, do niej, wampirzyca ochoczo podniosła się i podbiegła do niego, złapała się jedenj z lin i wziąwszy duży rozbieg odepchnęła się nogami od klifu, przez chwilę była w powietrzu, puściła się , zamiast poczuć delikatne uderzenie o powierzchnię wody, upadła kręgosłupem na wystający kamień i bezwładnie spadła do wody.
Usłyszała krzyk Damon'a , nagle czyjeś dłonie wyłowiły ją i przeniosły na ląd, ktoś się nad nią nachylał, ktoś sprawdzał puls i czy oddycha. Oddychała. Poczuła jak Damon bierze ją na ręce i zanosi do karety, woźnica ruszyła, nie byli sami, wyczuła też obecność Stefana i Jonathana Lockwooda. Droga do posiadłości wydawała się jej dłużyć, już chciała zostać pochowana, tak bardzo pragnęła otworzyć oczy i powiedzieć mu ,,Kochanie, nic się nie stało, to tylko żart”, chciała zobaczyć jak się wścieka, jak rzuca talerzami, jak mówi, że jej nienawidzi, a później całuje namiętnie, jakby liczyli się tylko oni we dwoje. Kareta zatrzymała się przed domem Salvatorów, Damon ponownie wziął ją na ręce i zaniósł do środka.
-Ojcze ! Ojcze!- zaczął krzyczeć od progu. - Doktora, wezwijcie doktora, moja żona umiera ! - upadł na kolana, ciągle trzymał jej ciało w dłoniach, z salonu wybiegli Giuseppe i dr. McFallen, wzięli ją od Damona i zanieśli na górę do sypialni. Lekarz kazał wszystkim wyjść i zamknął drzwi
- Otwórz oczy Penelope.-powiedział cicho na nachylał się nad nią. - Dam Ci pół godziny na pożegnanie z mężem, później podam Ci silną dawkę werbeny, tak dużą , że stracisz przytomność.
- Jestem Pierwotną Pierre, na mnie werbena nie działa.
- W takiej ilości w jakiej chcę Ci podać zadziała. - spojrzała na niego tajemniczy.
-Obudzę się później? -zapytała
-Tak, gdy Elijah po Ciebie przybędzie, będziesz już przytomna. - do środka weszła czarnoskóra służąca. - Emily, proszę rzuć zaklęcie. - Penelope zamknęła oczy, nagle poczuła przeszywającą falę gorąca i przeraźliwy ból w całym ciele. Krzyknęła. Drzwi ponownie otworzyły się , tym razem wszedł Damon.
-Kochanie, kochanie moje. - pochwycił ją za dłoń.
-Nie mogę tutaj nic zrobić Damon. Dam Ci pół godziny, ona dłużej nie wytrzyma. - mężczyzna spojrzał na niego błagalnym wzorkiem. Gdy zostali sami, położył się obok niej i pochwycił jej na wpół przytomne ciało.
-Pamiętasz nasze pierwsze spotkanie ? Padało, a ty stałaś na stacji z trzema wielkimi torbami, nową suknią prosto z Francji i parasolką, tak bardzo bałaś się zmoknąć, a ja pochwyciłem Cię jak ten jaskiniowiec i zaniosłem do domu Twojego wujostwa.
-Sama Cię o to poprosiłam. - poprawiła go.
-Wersje są różne, ale reszta się zgadza.
-A nasz ślub ? Zobaczyłeś mnie w sukni, zanim podeszłam do ołtarza.
-Ale nie przyniosło nam to pecha. - starał się nie płakać, ale emocje zaczęły brać górę nad resztą. Leżała w jego ramionach i umierała, jego żona umierała, taka piękna, niewinna, bezdzietna. Mieliby takie śliczne dzieci, takie urocze berbecie, jak miał w zwyczaju mawiać Stefan. Przytulił ją mocniej, była bardzo rozgrzana, zawołał służąca i poprosił o naczynie z wodą i szmatkę. Moczył ją o kład jej na czole, jednak nie mógł zbić gorączki.
-Kocham Cię Damon, kocham Cię tak bardzo, że Cię nigdy nie zapomnę. -wyszeptała ostatkami sił. Po jego policzkach zaczęły spływać łzy.
-Ja też Cię kocham moje słońce. - mocniej złapał ją za rękę , kazał wezwać Stefana. Młodszy z barci po chwili zjawił się w komnacie, usiadł na drugim krańcu łoża i też złapał ją za rękę.
-Stefan. -wyszeptała cicho. Mężczyzna przybliżył się i nachylił nad nią. - Pilnuj go, obserwuj i nie daj mu zginąć, niech nie dołączy do mnie za szybko. Kocham Cię mój mały Stefanie. -powiedziała i delikatnie pocałowała go w policzek. Stefan wyszedł, minął się w drzwiach z dr.McFallenem. Potarł on dłoń Penelope penicyliną i wbił w nią strzykawkę.
-To uśmierzy ból. - rzekł cicho do Damon'a. Mężczyzna przytaknął. Wampirzyca położyła dłoń na jego policzku, przetarła łzy, chciała się podciągnąć, ale zaklęcie rzucone przez Emily odebrało jej siły.
-Nie ruszaj się. -powiedział do niej i przystawił swoja twarz do niej.
-Pocałuj mnie Damon, pocałuj mnie ten ostatni raz. -powiedziała. Mężczyzna wpił się swoimi ustami w jej drętwe wargi, chciała wymusić na nich jakiś ruch, lecz tylko delikatnie go musnęła, on jednak nie przestawał, dłoń wplótł w jej włosy, drugą ręką przytrzymywał jej głowę. Gdy odchylił się od niej, zauważył, że nie oddycha.
-Penelope ? Penelope ! - zaczął nią trząść, ale nie było z jej strony żadnego odzewu. - Nie ! Proszę nie ! - do środka wbiegli lekarz, Giuseppe i Stefan. Brat zaczął go odciągać od jej martwego ciała.
-Chodź ! Damon chodź. - wyrywał mu się usilnie nie chciał jej zostawić, wreszcie gdy zaprowadzono go do sypialni Stefana został tam i nie wychodził z niej do dnia pogrzebu.

19 maja
Cmentarz w Mystic Fall's został ładnie przybrany czerwonymi różami, znajdowało się już tam tłum ludzi ubranych na czarno i zbliżał się kolejny, na czele szło czterech mężczyzn niosących na barkach trumnę, wśród nich był Stefan Salvatore i Jonathan Lockwood. Z tyłu szedł Damon i jego ojciec oraz jej przyszywana rodzina – Państwo Stone. Damon chwiał się lekko, nie potrafił utrzymać równowagi, wieczorem opróżnił zawartość wszystkich butelek w domu. Do nikogo się nie odzywał, na nikogo nie patrzył, cały ranek przesiedział w kościele, przy jej trumnie. Teraz gdy postawiono ją przy świeżo wykopanym grobie, upadł na kolana, objął ją swoimi ramionami i nie chciał puścić.
-Ona tam jest. -wyszeptał do Stefana. - Ona tam jest, a ja chcę być z nią. Nie chcę jej zostawiać tu samej.
-Rozumiem. - odpowiedział. - Ale nie możesz teraz do niej dołączyć, nie teraz. Jesteś jeszcze..
-To ona była za młoda Stefan, ona ! -krzyknął tak, że wszyscy ludzie spojrzeli na niego.
Zaczęto trumnę powoli wkładać do grobu, Damon nadal nie podnosił się , gdy opadła już na dno, wziął garść piasku i wrzucił za nią. Wtedy wstał, gdy ją zakopywali, zaczął przyjmować kondolencję, nie słucha co inni do niego mówią, odpowiadał tylko ,,dziękuję” i lekko kiwał głową. Widział, że bacznie obserwuje go Stefan i ojciec, więc postanowił już zachować resztki godności rodziny.
Gdy wszyscy się rozeszli, przykrywając świeży grób czerwonymi różami, Damon został tam jeszcze chwilę, w dłoni trzymaj ich ślubne zdjęcie, mokre od jego łez i przez chwilę zdawało mu się , że słyszy wydobywający się z grobu krzyk i słowa ,,Wybacz mi”,

Nastał wieczór, Penelope leżała całkowicie przytomna w cisowej trumnie, płakała, w dłoniach ściskała różaniec i książeczkę do modlitwy. Na początku pomyślała o jakimś głupim ludzkim przesądzie, który kiedyś sama praktykowała. Lecz gdy zorientowała się , że to książeczka Damon'a nie miała mu tego za złe. Nagle usłyszała wzmożone rozmowy dwójki ludzi, ktoś zaczął odkładać kwiaty i kopać świeżą ziemię, po dłuższej chwili wieko trumny zostało odkryte.
- Penelope. - Elijah pochwycił ją w swoje ramiona i pocałował w dłoń.
- Witaj. -odparła, stała tak pośrodku cmentarza, w sukni ślubnej w obecności Elijaha i Pierra. - Myślałam, że już po mnie nie przybędziesz.
- Jak bym Cię mógł zostawić. -przybliżył ją mocniej do siebie i próbował pocałować.
-Przestań. -odparła stanowczo, próbując się wyrwać z jego uścisku, ale był za mocny, poczuła jego usta na swoich. - Przestań ! - krzyknęła. Wyrwała się wreszcie z jego objęć i zaczęła iść w kierunku powozu, który już na nią czekał.
-Liczyłem na cieplejsze powitanie, kochanie. - Penelope stanęła, odwróciła się do niego i cisnełą w niego pierwszym lepszym napotkanym kamieniem. Trafiła.
-Ja go naprawdę kocham i nigdy go nie zapomnę, zrozum to wreszcie. - powiedziała przez łzy. W wściekłości wsiadła do środka i zaczęła się przebierać.
-Nie byłbym taki pewny, czy on zapamięta. - powiedział Elijah cicho, sam do siebie.


Mystic Fall's, obecnie.
Stanęła przed bramą miejskiego cmentarza, buty na obcasie stukały, gdy zaczęła iść powoli główną ścieżką, jednak ona zmierzała do jego najstarszej części, zabluszczonej i zapomnianej przez żywe istoty. Znajdowała się w środku lasu, nie przypuszczała, że ktoś będzie tu oprócz niej. W dłoni trzymała czerwoną różę, on także. Położyli ją obydwoje, na czarnej, błyszczącej płycie nagrobkowej.
-Nie wiedziałam, że tu przychodzisz, nie teraz gdy zostałeś obdarty z uczuć. -spojrzała swoimi wielkimi oczyma, na zmartwioną twarz Stefana.
-Przychodziłem to zawsze, gdy byłem, do 1943 roku, ale widzę, że później to ty przejęłaś pałeczkę. Wystawiać sobie pomnik za życia. -skomentował.
- Lubię to miejsce, chciałam,aby pozostało ładne, należy jej się pomnik.
-Jej ? -zapytał zdziwiony
-Ja nie jestem Penelope Stone,ona umarła wtedy. Gdybym miała Ci wyjawić swoje prawdziwe nazwisko, musiałabym Cię zabić. - dłonią przetarła tablicę. Było tam napisane : Penelope Salvatore z domu Stone ur. 5 marca 1842 roku, zmarła 17 maja 1864 roku. Damon Salvatore ur.8 stycznia 1838 roku, zmarła 25 listopada 1864 r. I Bóg połączył ich na zawsze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz