6 czerwca 2012

01. Dziewczyna z wyższych sfer cz.I

Stefan opierał się o samochód, był jakieś 40 mil od Mystic Falls, słońce świeciło na jego twarz, a on bawił się pierścieniem. Ignorował dzwoniący telefon, na wyświetlaczu co chwila pojawiał się napis ,,Damon". Nie mógł teraz odebrać, nie chciał, nie potrafił, nie zważało to na fakt, iż nie ma uczuć, ale bał się, tego kogo zaraz spotka, tych kilkunastu lat potajemnej korespondencji, mimo iż tu nie było nic do ukrycia, nikt już jej nie pamiętał. Nikt. Nawet ten, który kochał ją najmocniej.
Nagle na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech, zobaczył ją, wychodziła z autobus, przez ramię miała przewieszoną torbę. Gęsta burza loków okalała jej porcelanową twarz, oczy lśniły od promieni słońca. Gdy go tylko ujrzała pomachała do niego, uśmiechnęła się szeroko i zaśmiała. Była taka naturalna, lekka, powabna, urocza, z dołkami policzkach i miodowymi włosami. Szybkim krokiem ruszyła w jego stronę, przy samochodzie rzuciła torbę i zawiesiła się mu na szyi.
-Stefan Salvatore. - odparła . - Miło mi Cię znowu zobaczyć, ile to lat. Trzydzieści ? - zapytała
-Coś koło tego. Jak się masz ? -zapytał . Położyła dłoń na jego policzku.
- Co on Ci zrobił ? Nie masz w sobie tego faceta, którego wtedy poznała, nie ma w Tobie człowieczeństwa. - powiedziała smutno. Stefan popatrzył się w jej oczy. -Tak bardzo chciałabym Ci pomóc.
-Daruj sobie, Penelope. Tak mi jest dobrze. Nie muszę się o nic martwić. - wziął jej bagaż, wrzucił na tylne siedzenie i sam wszedł do środka. Ona jeszcze chwilę postała, popatrzyła się na las, wzięła głęboki oddech i usiadła obok niego.
- Nie wiedziałem, czy przyjedziesz. -zaczął Stefan, gdy ruszyli.
-I tak bym przyjechała, miałam jeszcze jeden telefon, nie mogła go zignorować, zresztą Twojego też nie. Wtedy mi nie wierzyłeś, mówiłam, ostrzegałam, ale nie Stefan Salvatore zawsze wie wszystko lepiej.
-Nie musisz mi tego wypominać.
-Kim bym była , gdybym tego nie zrobiła. -uśmiechnęła się zadziornie, odwróciła twarz od niego, mijała znajome miejsca. Te wszystkie miasteczka, zagajniki, polany i rzeki, wszystko niby obce, ale tak dobrze znane. To były jedyne miejsca, które widziała jak się zmieniają, jak są niszczone i budowane od nowa. Tyle wspomnień, tyle radości i smutku.
-Zatrzymasz się u nas ? -zapytał
-Tak, z przyjemnością, chociaż miałabym wyjście awaryjne. Na pewno znasz Alaricka Saltzmana ? - Stefan spojrzał na nią podejrzanie. -Poznaliśmy się kiedyś, z pięć, może sześć lat temu, tylko, że on nie wie iż jestem wampirem, ale to chyba tylko malutki problemik. W każdym razie dzwoniłam do niego i uprzedziłam, że mogę wpaść z wizytą.
Stefan był jej drogi, znali się dość długo, jeszcze zanim bracia Salvatore zostali wampirami. Pamiętała tamte czasy, kiedy razem chodzili na pikniki i kąpali się w rzece, mimo sprzeciwu starszych. Tyle lat, długich lat minęło od tych beztroskich chwil, kiedy nie musiała się o nic martwić, było to jej sześć najcudowniejszych lat. W końcu wjechali do miasteczka, mijali tak dobrze znane uliczki , skwery, sklepy.
-Kiedy byłaś tu ostatni raz ? -zapytał ją.
-Trzy lata po narodzinach Eleny. - Stefan gwałtownie zahamował i zjechał na parking pod sklepem.
-Znasz Elenę ? -zdziwił się. Nie miał pojęcia , że Penelope wie kim jest Elena Gilbert.
- Zdziwiony ? Czy ty nie wiesz, że ja wiem wszystko ?
- Co o niej wiesz ?
- Spokojne nie zrobię , jej krzywdy. Nie interesuje mnie fakt, że jest doppelgangerem, chociaż nie będę ukrywać, że jestem też tutaj poniekąd z jej sprawy. A teraz zamiast się tak dziwić Stefanie, może pokarzesz mi trumny ?
-Nie wiem, czy teraz mogę Ci ufać.
-Teraz, już nie masz wyboru. - uśmiechnęła się do niego. Nie chciała być niemiła, ale wiedziała, że tym razem wszystko wyjdzie na jaw. Nie chciała go skrzywdzić, zranić, za to bardzo pragnęła go naprawić. Przyjrzała mu się dokładnie, było tak jak mówiła Kate, nieufny, oschły, ale nadal potrzebował pomocy i kochał Eleną, nawet jeżeli o tym nie wiedział. Zajechali pod stary dom, na obrzeżach miasta, z daleko wyczuwało się moc dawnych czarownic. Stefan wszedł pierwszy do środka, Penelope została chwilę na zewnątrz. Zamknęła oczy i przestąpiła próg. Wyszeptała ,, dziękuję „ i ruszyła za Stefanem. W zakurzonej piwnicy ukazały się je cztery trumny.
-Tak jak mówiłem. Zdobyłem od kogoś cztery trumny i próbuję jej otworzyć, dokładnie tą jedną . - wskazał na największa i najbardziej okazałą. Penelope przeszła między nimi , dotykała każdej po kolei.
-Właściciel Ci je dał ? -zapytała
- Nie, znalazłem jej. Leżą w niej wampiry, ale nie są martwe, są unieruchomione. Chcę tylko abyś pomogła mi otworzyć tamtą trumnę. Mówiłaś kiedyś, że masz księgę i czarownicę. Że nic nie jest w stanie stanąć Ci na przeszkodzie.
-Tak, wiem, pamiętam. Moja towarzyszka już jedzie. Mógłbyś mnie zostawić tu samą, trafie do domu. Chcę się im przyjrzeć, ale na spokojnie. A ty nie jesteś zbyt spokojny dziś.
-Tylko nie wywiń mi jakiegoś numeru. I pod żadnym pozorem , nie wyjmuj z nich sztyletów.
- Dobrze. Nie martw się, pomogę Ci. Zawsze dotrzymuję słowa. - Stefan wyszedł, poczekała chwilę, aż odjedzie i otworzyła trumnę , nad którą stała. Wyjęła z martwego ciała sztylet i schowała go do swojej torby. Nachyliła się nad wampirem, przeczesała palcem jego włosy i cicho wyszeptała do ucha. -Elijah, pobudka , Penelope wróciła.