29 października 2012

018. Gdy martwi wracają...

Damon złapał swoimi dłońmi jej policzki, spojrzał w jej oczy. Przeszła go nieopisana radość, myśl, że wróciło do niego coś co kochał najbardziej, nad życie. Dotykał swoimi palcami, jej włosów, ust, szyi, namiętnie ją całował, pożądał jej w każdym jej calu. A ona wtulała się w niego tymi swoimi zapłakanymi oczami i potarganymi włosami. Drżała całym ciałem, odzyskała go , już naprawdę, odzyskała go całego, z jego wspomnieniami. Z momentem ich poznania, z ich ślubem, ich pasją i namiętnością. Nie potrafiła ukryć wzruszenia, że stał on przed nią i pamiętał ją. To było dla niej najważniejsze. Caroline stanęła na schodach i przyglądała się im przez chwilę, lecz potem zniknęła w ciemnościach nocy.
- Naprawdę mnie pamiętasz, pamiętasz nas. -wyszeptała mu do ucha.
-Elijah zniszczył blokadę w moim umyślę. Znowu możemy być razem. Tak jak kiedyś. -powiedział, mogłoby się wydawać, że nie był trzeźwy, nogi mu się chwiały, zresztą cały był rozdygotany.
-Wiem, kochany, wiem. - mówiła mu. Była równie podniecona jak on. Zaczęli ostrożnie schodzić do piwnicy, zupełnie jakby byli ludźmi. Ostrożnie, unosząc się śmiechem, potykając na schodach, opadli na kanapie, gdzie przed chwila Penelope wykrzyczała Elijah'owi, że Elena jest jego potomkinią. - Kocham Cię Damon, Kocham i nigdy nie przestałam. - powiedziała i delikatnie ugryzła go w ucho, lecz nie były to najlepszy dobór słów. Damon nagle zesztywniał, usiadł obok niej na łóżku.
-Nie.-powiedział
-Co nie, nie kochasz mnie ? - odpowiedziała urażona i zaskoczona.
-TY mnie nie kochasz. - sprostował.
Penelope zaniosła się głośnym śmiechem.
-Żartujesz sobie, prawda ? Pokochałam Cię, odkąd zobaczyłam Cię wychodzącego z tego lasu.
- Jednak zapomniałaś wspomnieć o swoim związku z Elijahem.
- Jakie to ma znaczenie !
-Ma duże, okłamywałaś mnie, nigdy nie próbowałaś mnie odszukać, nie próbowałaś mnie rozkochać w sobie kolejny raz, wolałaś być z Elijahem. Nawet nakłoniłaś mojego własnego brata by też mnie okłamywał. - wampir wstał z kanapy. Penelope złapała go za nadgarstek.
-Nic nie wiesz, więc nie osądzaj mnie. Myślisz, że to było dla mnie łatwe, że mnie nie pamiętałeś , miałeś nie żyć....
-A ty miałaś żyć i bawić się dalej. -dokończył za nią, po chwili ciszy i opuścił dom Caroline zostawiając ją samą w piwnicy z jej własnymi demonami i lękami, bez jakiegokolwiek wsparcia. Do jej oczu napływały łzy, kolejne w tym dniu. Przyłożyła palce do usta, nie potrafiła wytłumaczyć co się przed chwilą stało. Przecież ją pamiętał, przecież ją kochał....
Zarzuciła na siebie płaszcz i wyszła, w tej chwili nie była wampirem, była kobieta porzuconą przez swojego mężczyznę, przez ukochanego, który kilka chwili wcześniej wyrwał z niej serce i doszczętnie zmiażdżył. Po kilku minutach skręciła w bramę cmentarną, bez problemu ją przeskoczyła i odnalazła alejkę prowadząca do jej grobu. Usiadła przy nim na ziemi,wpatrywała się w litery wyryte na nagrobku. Penelope Salvatore, brzmiało to tak dumnie, a jednocześnie pięknie i zniewalająco. Uważała , że idealnie się to ze sobą komponowało. Zaczęła płakać, ale nie była w stanie wydobyć z siebie furii, jaka zawsze jej towarzyszyła.
- Wydaje mi się, albo dorastasz. - usłyszała za sobą głos, oczy jeszcze bardziej zaszły jej łzami, uśmiechnęła się uroczo, ale dolną wargę przygryzła zębami, odwróciła się za siebie. Delikatny podmuch wiatru, odgarnął jej włosy z czoła. - Nie płacz, tyle razu Ci mówiłem, że gdy płaczesz puchniesz, a to nie wygląda sexy. - zaśmiała się. Mężczyzna usiadł obok niej. Delikatnie wyciągnęła do niego dłoń i położyła mu ją na policzku. -Wiesz, że jesteś wyjątkowa.
- Chodzi, ci o to, że mogę Cię dotknąć ?
-Nie, chodzi mi o to, że nigdy nie spotkałem kobiety takiej jak ty. Tak upartej, zadziornej, seksownej, a jednocześnie delikatniej i dziecięcej. - ponownie się zaśmiała tym razem, głośniej i bardziej donośnie, bardziej szczęśliwiej. Opadła mu na kolana i spojrzała w jego błękitne oczy.
-Dlaczego teraz? Tyle razy Cię wołałam, prosiłam byś przyszedł, nie miałam do kogo się zwrócić po poradę.
- Wiedziałem, że sobie poradzisz, jesteś dzielną dziewczynką.
-Nie nazywaj mnie tak, nie mamy już po szesnaście lat. - powiedziała. Jego dłoń delikatnie rozczesywała jej włosy.
-Wiesz co, wielkim plusem tego, że jestem martwy, jest to, że nie pijesz mojej krwi.
-Nie zmieniaj tematu. -powiedziała oburzona. - A co do Twojej krwi, zawsze chętnie mi ją dawałeś, pamiętasz? - walnęła go w żebra i ze śmiechem sturlała się na ziemię.
-Jesteśmy na cmentarzu, trochę powagi. - powiedział, stojąc nad nią. Podał jej rękę i pomógł wstać. -Przejdziemy się. -zapytał.
- Z przyjemnością się z Tobą przejdę . -powiedziała.
***
Damon wszedł wściekły do domu, był w nim tylko Stefan i konająca Margaret. Usiadł na kanapie i dorwał do ręki butelkę koniaku, upijając z niej łapczywie łyk za łykiem.
- Sugeruję, że nie poszło dobrze. -powiedział Stefan.
-Zejdź mi z oczu. -odpowiedział mu brat.
-Chcę porozmawiać.
- Teraz chcesz rozmawiać ?! Miałeś na to 150 lat bracie, 150 lat !!! Słyszysz mnie ! Wtedy trzeba było ze mną rozmawiać , obydwoje jesteście siebie warci! -rzucił pustą butelką w Stefana i wyszedł na taras, mijając po drodze Elenę, chciała go złapać za ramię, ale on odepchnął jej dłoń.
-Mówiłam, że to nie jest dobry pomysł, jest bardziej zraniony, niż był wcześniej, nie boisz się o niego.
-Boję się- powiedział Stefan – Ale co mogę zrobić? Znasz go, to Damon, on nie chce niczyjej pomocy.
-Wiem. - powiedziała Elena. - Nie widziałeś Jeremy'ego ? Wrócił ze mną do domu, ale później gdzieś zniknął, nie wiem gdzie jest, a o czwartej nad ranem, raczej się na spacer nie wychodzi.
-Na pewno nic mu nie jest, pomóc Ci go szukać?
-Stefan ? -zapytała Elena. - Ty... ty.... - rzuciła się mu szczęśliwa na szyję i pocałowała mocno w usta.
-Eleno....
-Stefan, znowu jesteś sobą ! Dawnym sobą, jak to możliwe?
-Nie musicie mi dziękować. - usłyszeli głos za sobą. To był Elijah, poprawiła na sobie marynarkę i otrzepywał ją z kurzu. Dziewczyna stanęła za młodszym z braci. - Spokojnie, chcę tylko z Tobą porozmawiać Eleno, nie zrobię Ci krzywdy, nie po tym , co usłyszałem.
- A co takiego usłyszałeś ? -zapytał Stefan.
- Jak zapewne wiecie, dawno temu, kochałem kobietę, która uciekła..
-To mnie akurat nie dziwi- dodał Stefan.
- Sęk w tym, że była ona ze mną w ciąży i urodziła mi dziecko.
- Nie kłam Elijah. Wiemy, że Penelope nie jest Twoją córką.
-Nie chodzi mi o Penelope, chodzi mi o mojego potomka, z którego linii wywodzi się Katerina, wywodziła się Isobel i wywodzisz się ty Eleno. - brunetka patrzyła na niego z niedowierzaniem. Ostrożnie ruszyła w jego kierunku, Stefan próbował ją powstrzymać, ale ona chciała by ją puścił, podeszła do Pierwotnego, tak, że prawie stykali się nosami – Chcesz mi powiedzieć, że jesteś moim dziadkiem ?
-Można to tak nazwać. -powiedział.
***
18 lat wcześniej, Mystic Falls.
Wysoki młodzieniec szybko przemierzał szpitalny korytarz, blond włosa piękność siedziała na krześle z założonymi rękoma. Nie była zadowolona z sytuacji w jakiej się znalazła.
- To jest zły pomysł, mówię Cię. - powiedziała.
- Nie dam rady jej wychować Penny, zrozum to.
-Ok, rozumiem, ale to nie znaczy, że trzeba ją oddawać Graysonowi. To idiotyczny i chory pomysł. Ona nie pozna wtedy prawdy o siebie, a to ważne , żeby poznała. Nie może żyć w niewiedzy....
- Nie powiem mojej córce, że jest tym..... sobowtórem. Grayson o niczym nie wiem, tak będzie najlepiej, to jedyny pomysł, by Elijah jej nie odnalazł. By Klaus jej nie dopadł.
- Dobrze, niech będzie po Twojemu, ale zobaczysz z tego będą tylko same problemy. Nic więcej.
- Penny. Ja wiem, że się o swoją rodzinę i że się będziesz martwić o Elenę...., ale gdyby mój brat, gdyby mój ojciec się dowiedział w co się wpakowałem.... zabiliby mnie. Mam być łowcą Penny, a nasza relacja wyklucza jedno z drugim.
-Kiedy zacząłeś gadać tak mądre rzeczy w wieku szesnastu lat John?- zapytała sarkastycznie.
- Dorosłem, może ty też powinnaś.
- Wcale, nie dorosłeś John, po prostu sex Ci się nie udał. - powiedziała to i wstała z krzesła. - Urodziła, Grayson przyjechał, spadam więc stąd. Nie jestem mile widziana w Twojej rodzinie, mimo iż oni nie wiedzą tego co ty. - John podszedł do niej i pocałował ją w policzek.
-John Gilbert ? To Pan ? - zapytała pielęgniarka wychodząca z pokoju obok- Proszę za mną. -powiedziała.
***
Obecnie.
Elena siedziała na kanapie, pustym wzrokiem wpatrywała się w ogień szalejący w kominku.
- W porządku ? -zapytał Stefan.
- Tak.... wszystko w porządku. - odpowiedziała mu. - Nie musisz się o mnie martwić.
-Jeremy dzwonił, poszedł się przewietrzyć, kazałem mu wracać do domu. Nic mu nie jest.
- To dobrze. -powiedziała. Skuliła się mocniej, podwinęła nogi do piersi. - Co z... ciałem Margaret?
- Zająłem się nim nie martw się. - usiadł obok niej, przytulił ją mocno do siebie. - Co to ? -zapytała wskazując na jej dłoń.
- Elijah mi to dał.- wręczyła mu białą kopertę z napisem ,,Elena Gilbert i bracia Salvatore”, Stefan otworzył ją i wysunął z niej śnieżnobiałą kartkę.
,, Rodzina Mikaelson ma zaszczyt zaprosić Elenę Gilbert i szanownych braci Damona i Stefana Salvatore, na przyjęcie, które odbędzie się dziś w naszym domu o godzinie 20.00.

Rodzina Mikaelson. „

Stafan przeczytał to jeszcze kilka razy, później podał je Elenie.
- Wybierzemy się, prawda ? -zapytała
-Chcesz iść ?
-Musimy to wreszcie wyjaśnić, wszystko co się da. - powiedziała. - Nie dam rady znieść, kolejnych kłamstw. - powiedziała.
-Dobrze, zadzwonię do pozostałych, zapytam się czy oni też dostali zaproszenia.
-Na pewno, to Klaus, , on coś szykuje. Wracam do domu, muszę się przygotować. - powiedziała, wstała z kanapy i wyszła z domu.
***
Radosny śmiech Penelope było słychać, na całym rynku. Siedzieli obydwoje na ławce, wampirzyca opierała głowę na jego ramieniu, on delikatnie dotykał jej włosów.
- Zapomniałam już, jak potrafiłeś mnie rozśmieszać. - powiedziała.
- Chyba muszę Cię przeprosić, że przez te sześć miesięcy, przed moją śmiercią nie odzywałem się zbytnio. To przez Isabel, gdyby nie pojawiła się ponownie w moim życiu...
- Isabel potrafiła zniszczyć każdemu życie.
-Dlatego starałaś się chronić Ricka... a teraz on Cię nienawidzi. - Penelope przytaknęła.
-Widzisz, mój problem polega chyba na tym, że ilekroć staram się komuś pomóc,wychodzi zawsze na odwrót. Czyż nie było napisane, w ,, Fauście”, że ,, Jam częścią tej siły, która wiecznie zła pragnąć, wiecznie dobro czyni.” ?
-U Ciebie powinno być, że wiecznie dobra pragnąć, zło czynisz.
- Nie znałeś mnie kilkaset lat temu, byłam naprawdę wredną suką.
-Ale znam Cię teraz.
-Wiem i dziękuję Ci za to. Pamiętasz, mówiłam Ci kiedyś o pewnej księdze.
-Księdze czarownic ? -zapytał
-Tak, można ją tak nazwać, nie mówiłam Ci przypadkiem co z nią zrobiłam ?
-Nie było to za czasów Salvatorów ?
-Oh... możliwe, nie pamiętam. - uśmiechnęła się blado.
-Coś się stało ?
-Muszę coś zjeść. -wstała z ławki i podała mu dłoń.
-Mam teraz ciągle gdzieś z Tobą łazić.
-Trzeba było mi się nie ujawniać Johnny. - zaśmiała się.
- Wujek John ? -usłyszeli za sobą głos Jeremy'ego. Odwrócili się gwałtownie w jego stronę.
- Jeremy ? Ty mnie widzisz ? -zapytał zdziwiony John Gilbert, po czym popatrzył na Penelope , która zrobiła wielkie, oczy, usta złożyła w dzióbek i powiedział – Uuups.

20 września 2012

017. Utracone wspomnienia

Mystic Falls, październik, 1859 rok.
Stacja kolejowa była oddalona od miasteczka o milę, mimo to nosiła tą samą nazwę. Jedyny peron był opustoszały, nie licząc młodej damy, z trzema dużymi kuframi, ubraną w długą zielonkawą suknię i kapelusz. Padał rzęsisty deszcz, a ona chroniąc się pod małą parasoleczką mokła na drewnianej podstawce. Za torów dobiegł ją wesoły śpiew, od strony lasu szedł młodzieniec, ubranie miał całe w błocie, włosy jego były rozczochrane, a oczy mgliste, od nadmiaru alkoholu. Nie straszny był mu też deszcz. Dziewczyna odsunęła się kawałek, mając nadzieję, przeczekać przejście młodzieńca, a następnie sama wyruszyć do Mystic Falls, znanym tylko jej sposobie. Jednak gdy spojrzała w jego oczy, nie mogła się od nich oderwać, nieznajomy zauważył to i wykorzystał przeciwko niej.
- A czemu to szanowna dama tak bardzo wpatruje się w moje oczęta ? -zapytał, lekko jeszcze podchmielony. Blond włosa niewiasta , przez chwilę milczała, wydawała się jakby nieobecna.
- Pana oczy są jedyną dość normalna rzeczą w pańskim wyglądzie. - odpowiedziała mu.
- Twierdzisz, że jestem brzydki ?
-Raczej, że jest Pan niezdolny do prowadzenia rozmowy na wysokim poziomie, z tym Pana ….
- Z tym moim czym ? -zapytał
- Z tym... z tym pańskim pijańskim podejściem do życia.
-Znasz mnie ledwie kilka sekund, a już oceniłaś mnie i wyrobiłaś sobie o mnie opinię na przyszłość.
-To Pana tak dziwi ? Jestem damą, kobietą z wyższych sfer....
- Masz ledwie dziewiętnaście, osiemnaście lat , kobietą będziesz po trzydziestce. - powiedział . Dziewczyna podeszła do niego i spoliczkowała go, wtedy on chwycił ją w tali i przełożył sobie przez ramię.
-Puść mnie ! - krzyknęła. - Nakazuje Ci uwolnienie mnie ! Ty jaskiniowcu , ty prymitywny mężczyzno !
- Naprawdę tego chcesz ? Ja broczę prawie po łydki w błocie, Twój powóz raczej tu nie dojedzie, gdybym był prymitywny zostawiłbym Cię tu na pastwę losu. - dziewczyna mruknęła oburzona, coś tam poprzeklinała pod nosem. - No damą z Twoim zachowaniem to ty raczej nie jesteś. - odrzekł
- A moje walizki ? - zapytała po chwili.
-Później po nie wrócę.
-Masz zamiar po nie wracać ? - była lekko zdziwiona.
- Niosę Cię do domu, muszę wytrzeźwieć zanim przekroczę próg mojego , więc spacer dobrze mi zrobi. A tak w ogóle co ze mnie za dżentelmen skoro się nie przedstawiłem. Damon Salvatore jestem. - dziewczyna przez chwilę milczała po czym odpowiedziała mu.
-Penelope Stone.
-Bardzo amerykańskie imię.
-Greckie, moi rodzice mieli korzenie angielsko-grecki
-Oh Yankeska . A tamto to był sarkazm.
- Ja sobie wypraszam i nie igraj sobie ze mną .
-Bo co ? -zapytał
-Bo...bo...-nie potrafiła znaleźć sensownego argumentu, nagle Damon postawił ją na ziemi, okazało się ,że doszli już do miasteczka. - I to już koniec?-zapytała
-A czego się spodziewałaś ?
-Niczego, ale....- nagle mężczyzna ują jej twarz i namiętnie pocałował, ona odwzajemniła jego pocałunek, lecz kiedy się od siebie oderwali, spoliczkowała go.
-A to za co ? -zapytał
-Za to , ze jesteś taki bezwstydnie...
-Dobry. - dokończył za nią i zawrócił po jej walizki.
***
29 kwietnia 1861 roku
Promienie słońca przedzierały się już do pokoju, była wczesna poranna godzina, lecz Penelope opierała już swoją twarz o szybę. Ktoś cicho zapukał i drzwi otworzyły się.
-Myślałam, że jeszcze śpisz, kochanie.
-Nie, Pani Salvatore. - zeskoczyła z parapetu i dygnęła lekko przed nią.
-Gotowa na swój wielki dzień? -zapytała kobieta.
-Tak. - odpowiedziała z werwą w głosie. Wyjrzała przez uchylone drzwi, cztery służące wtaszczały na piętro ogromną suknie ślubną, z długim terenem, bufiastymi rękawami, pełną koronek, falbanek i pereł. Wampirzyca uśmiechnęła się do siebie na jej widok, była śliczna, idealna, tak sobie ją właśnie wyobrażała, swoją idealną suknie ślubną. Faktycznie, jeszcze kilkaset lat temu , ktoś inny miał z nią stać przed ołtarzem, ale teraz już nie wyobrażała sobie życia bez Damona. Raniły ją tylko listy od Elijaha, on jako jedyny wiedział, co się z nią dzieje. Rebekha, przebywała gdzieś w Azji, od ojca nie miała już wiadomości od dobrych dwóch lat. Lecz jej były ukochany, nie cieszył się wraz z nią z jej ślubu. Był temu przeciwny. Jak ona w ogóle miała prawo wiązać się ze śmiertelnikiem ?! Jak mogła go w ogóle porzucić. Lecz teraz nie zamartwiała się tym, nie chciała o nim myśleć. Zjadła dwie kromki chleba z owocami, napiła się kompotu i wyraziła zgodę, by służące zaczęły na nią nakładać jej suknie ślubną. Stała opierając się dłońmi o łoże, nienawidziła gorsetu, tego jak zabierał jej dech, jak robił z niej wyrafinowaną laleczkę. Minęły trzy godziny zanim w pełnym rynsztoku zaczęła powoli schodzić po schodach, goście zebrani w domu Salvatorów, klaskali, wznosili toasty na jej cześć i podziwiali, że mogła stać się jeszcze piękniejsza niż dotąd. Przed domem czekał powóz zaprzężony w dwanaście koni, przyozdobiony białymi kwiatami. Trzeba było się bardzo namęczyć, aby wepchnąć tam suknie ślubną, ale w końcu Penelope mogła ruszyć do kościoła. Rozglądała się uważnie dookoła, myślała, że może Elijah się zjawi, może Kate pokona swój strach i przyjedzie, lecz nie wyczuła nikogo.
Przed kościołem czeka na nią Elizabeth, jej druhna, pomaga jej wysiąść, łapie ją za dłonie i mocno przytula.
-Będzie dobrze kochanie, Damon jest szczęśliwy, że może Cię poślubić, jesteś jego oczkiem w głowie.
-Wiem, mimo wszystko boję, się, że może on się rozmyślić, że zmieni zdanie.
-Nie gadaj bzdur, jakbyśmy już chciały spekulować, to raczej ty powinnaś uciekać , a nie on. - uśmiechnęła się do niej przyjacielsko. -Gotowa ?
-Tak, tylko gdzie jest Stefan, miał mnie przecież poprowadzić do ołtarza ?
-Już idzie. - Lisa wskazała za siebie, z kościoła wychodził elegancko ubrany Stefan Salvatore. Ucałował on Elizabteh i chwycił pod ramię Penelope.
- Gotowa by dołączyć do naszej rodziny ? - zapytał
- A nie jestem już w niej przypadkiem ?
Stefan roześmiał się, podeszli do drzwi wejściowych, w środku, było pełno gości, wszyscy czekali już tylko na nią. Wyszukała wzrokiem Damona i ruszyła by się z nim połączyć. Gdy stała już przed ołtarzem, trzymając dłoń swojego ukochanego, usłyszała szept, tak dobrze jej znany.
-Wyglądasz przepięknie, lecz lepiej byłoby Ci w prostej sukni w rzymskim stylu, w takiej jak przed laty. Pamiętasz jak udawałaś, że się pobieramy, czy to się nie liczyło naprawdę ? Czy nie jesteś przypadkiem moją żoną ? - nerwowo spojrzała w kierunku wejściowych drzwi, w samym środku wejścia stał Elijah. Dumnie unosząc głowę i patrząc się na nią. Czuła, że jest zraniony, zresztą sama go do tego doprowadziła. Obawiała się, co może zrobić.
-Dziękuję Ci, że pojawiłeś się. - wyszeptała prawie nie ruszając ustami.
- Jak mógłbym przegapić, Twój wielki dzień ? Szkoda tylko, że to nie ja towarzyszę Ci tam.
-Dobrze wiesz, że nadal Cię kocham, ale nasz związek z góry skazany był na porażkę, jesteś moją rodziną, jesteś mi jak ojciec. Taka powinna być nasza relacja, czysto rodzinna. Wybacz mi, że kocham Cię inaczej. - i wtedy spojrzała z uśmiechem na Damona i rzekła. - Tak, biorę sobie Ciebie za męża Damonie Salvatore i ślubuję Ci, że nie opuszczę Cię, aż do śmierci …...

016. Wybacz mi miłość mą do Ciebie.

Caroline zeszła do piwny, w dłoni trzymała dwa kubki z krwią, Penelope leżała pod kocem, nie mogła zasnąć,ciągle rozpamiętywała przeszłość, skoro teraz wszyscy się dowiedzieli, że jest Pierwotną, to ją znienawidzą. Znienawidzi ją też Damon, a tego najbardziej nie chciała. Blond wampirzyca podsunęła jej pod głowę krew.
-Liczysz pewnie, na jakieś babskie pogaduchy do poduszki . -powiedziała z sarkazmem.
-Nie... ja po prostu staram się być miła.
-Przepraszam. -dodała po chwili. - Już dawno nikt mi nie okazywał tyle dobroci, nie chcąc niczego w zamian.
-Ostatnim razem był to Damon, prawda?
-Tak. On mnie rozumiał, tak jak nikt inny, teraz po przemianie, dopatruje się w nim siebie. Wiesz, że wampiryzm uwydatnia te cechy, których jest w Tobie najwięcej ? - dziewczyna przytaknęła. - U mnie to była chęć posiadania wszystkiego, czego tylko chciałam, niezdecydowanie i za dużo miłości. Jestem chorobliwie zazdrosna, o Ciebie – tu puściła do niej oko – i o Elenę. Widzę, jak patrzy ona na Damona i.... wygląda jak ja, gdy na niego patrzyłam. - Pierwotna zamyśliła się na chwilę. - Wiem, że kochasz mojego ojca, bo zaakceptowałaś fakt, że ma córkę, a to nie lada wyzwanie . - Caroline zarumieniła się. - Uważaj tylko, na świecie jest mnóstwo ludzi i wampirów, którzy chcą się go pozbyć, ale nie widzą jak, więc zabijają inne, bliskie mu osoby.
-Wiem, naprawdę, nie musisz mi już niczego tłumaczyć od początku. Klaus wyraził się bardzo jasno, kiedy....
-Kiedy co ? -zapytała Penelope.
-Kiedy.... związałam się z nim. - dokończyła po chwili.
-Tak, więc witaj w rodzinie. - powiedziała , chciała by na jej twarzy zagościł uśmiech, lecz nie potrafiła go w tej chwili przywołać. Caroline zostawiła ją samą, a ona po chwili zasnęła.
Gdy otworzyła oczy myślałam, że już świta, podniosła się na kanapie, głowę podparła o dłoń.
-Nie możesz spać ? -usłyszała głos, lecz nie był on słodkim trzebiotaniem blond wampirzycy, lecz mocnym silnym męskim basem z wyraźnym angielskim akcentem.
-Czego chcesz ? -zapytała jakby od niechcenia, bo tak naprawdę Elijah, był ostatnią osobą z którą chciała porozmawiać.
-Chcę Ci się wyspowiadać. - rzekł.
-Mi ? - przyłożyła do swojego dekoltu wskazujący palec, brwi uniosły się do góry.
-Tak, bo widzisz.... nie byłem do końca z Tobą szczery...

Damon przechadzał się w tą i z powrotem, był nie mniej zszokowany, niż reszta, dlatego też kazał się wszystkim wynosić, ciskając w nich jednocześnie wszystko co podeszło mu pod dłonie. Stefan stał z założonym rękami na drugim końcu salonu, Margaret siedziała tam gdzie poprzednio.
-Nadal uważasz, że nie masz mi nic do powiedzenia ? -młodszy brat milczał. - A ona ? Penelope ?
- Myślisz, że miała wejść do tego domu i rzucić ,,Cześć kochanie, przepraszam, że żyję, a ty mnie nie pamiętasz, ale chodźmy się pieprzyć ?!” - powiedział poirytowany.
-Bożeeee... czy ja tak wiele od was wymagam ? W ogóle czyj był to pomysł, żeby ją tu sprowadzać. W ogóle jak ty możesz ją pamiętać skoro ja jej nie pamiętam... skoro...... to wszystko nie ma najmniejszego sensu. -usiadł zrezygnowany w fotelu. Stefan podszedł do niego, nie wiedział, co mógł mu teraz doradzić, jak mu pomóc, ostrzegał ją, że kiedyś ten sekret ujrzy światło dzienne, nie wiedział, że był on większy, niż sam mógł przypuszczać. Na początku był wściekły na Penelope , chciał się z nią rozliczyć, ale po chwili ochłoną, teraz najważniejszy był Damon, nie chciał , żeby jego brat zwariował, nie chciał, by zrobił coś głupiego.
-Może porozmawiasz z Penelope ? -zaproponował, ale ten tylko machnął ręką , po chwili niezręcznej ciszy , straszy z braci zwrócił się w stronę Margaret.
-Opowiedz mi o niej, to co wiesz. - wampirzyca jednak się nie odezwała. - Mów ! - krzyknął – Chcę ją znać, chcę wiedzieć o niej wszystko ! - Stefan usiadł obok niego, a czarnowłosa, rozpoczęła historię.
-Nie wiem, ile jest w niej prawdy, słyszałam ją tyle razy, gdy przebywałam z nią i Elijahą. Penelope jest córką Klausa i Tati, nieślubnym dzieckiem, wychowywanym w kłamstwie, że to Elijah jest jej ojcem.
-Jaki mieli w tym cel ? -przerwał jej Stefan.
-Mikael nienawidził Klausa, domyślał się, że nie jest on jego synem, a Elijah był jego ulubieńcem, takim pupilkiem. Wiedzieli, że będzie dumny z córki swojego kochanego syna. Tatia, po pewnym czasie uciekła do Europy, nie wiem po co, możliwe, że nie chciała dłużej żyć w trójkącie, wiecie ona, Klaus i Elijah, nie mogła się zdecydować , na żadnego. - Damon prychnął z uśmieszkiem, popatrzył się z ironią na Stefana.
-Chyba wiemy, po kim Elena odziedziczyła te skłonności. - powiedział.
- W każdym razie, Penelope dowiedziała się w końcu prawdy, podobno ubóstwiała w tamtych czasach Klausa, była w niego wpatrzona, zresztą tak samo jak w Elijaha, ale w nim się zakochała i to jest najlepsze. Byli ze sobą, są zresztą nadal, na przemian się schodząc i rozstając, tuż pod nosem Klausa, który nie ma o tym zielonego pojęcia.
-Czekaj, czyli mówisz, że Penelope pieprzy się ze swoim własnym wujkiem, który udawał jej ojca, ale jej prawdziwy ojciec, czyli Klaus nic o tym nie wie ? - wtrącił się tym razem Damon.
-Tak.
-Masz informację stulecia i nie wykorzystałaś jej ?
-Bałam się, jeżeli bym tylko zbliżyła się do ich straży, kręgu wampirów, którzy wiedzą jak wygląda Klaus, zaraz zostałabym zabita, bo widzicie. Między nimi jest konflikt, niby Elijah, kocha swojego brata i go toleruje, ale tak naprawdę, on chce być tym najważniejszym, nie tylko w sercu Penelope , ale też i w naszym świecie. - po chwili pauzy, kontynuowała swoją opowieść.- Wracając, podobno bardzo się kochali, nie wiem jak było wtedy, ale w NY ciągle się kłócili, Penelope potrafiła się na niego rzucać, kiedyś prawie go zabiła. Po tych kilkuset latach życia z Elijahem, poznała Ciebie ….
- Pomiń to, chcę to usłyszeć od niej/. - powiedział Damon
-Dobrze, jakby to powiedzieć, gdy ,,odeszła „ od Ciebie, przez chwilę była sama, ale później , gdy dowiedziała się od niejakiej Kate, że nie żyjesz, ponownie była z Elijahem, później odnalazła Stefana i ich relacje się ochłodziły, podobno ona wyjechała, a spotkali się ponownie w Nowym Jorku. - zakończyła Margaret.
-A więc to koniec. - Damon wstał z fotelu, podszedł to tylnych drzwi balkonowych i wyszedł na zewnątrz, było gdzieś koło trzeciej nad ranem. Niebo było bezchmurne.- Muszę z nią porozmawiać. - powiedział do Stefana.- Wiesz, gdzie ona jest.
-Nie, ale mogę się dowiedzieć. - młodszy z braci znikł na chwilę, by ponownie się pojawić. - Jesteś pewnie, że chcesz to zrobić.
-Dawaj ten adres bo... - Damon znalazł się przy nim, pchnął go na ścianę domu.
- Jest u Caroline. - powiedział. Gdy Damon odchodził krzyknął jeszcze za nim. - Tylko nie zrób nic głupiego.

-Więc co chcesz mi wyznać ? - zaczęła, siadła po turecku na kanapie, on usiadł na schodach, patrzył się na nią, na jej potargane włosy, które okalały zmartwioną i pełną trosk twarz. Na jej dłonie i palce, które niecierpliwie bawiły się pierścionkami, na jej piersi, które unosiły się równomiernie w górę i w dół. - Nie mam zamiaru Ci poświęcić całej nocy Elijah.
-Wiem, dlatego postaram się streszczać. Nienawidzisz mnie od pewnego czasu i ...nie zaprzeczaj. - szybko pojawił się obok niej, przyłożył palec do jej warg i z powrotem udał się na schody.- Nasza miłość była kiedyś prawdziwa, w średniowieczu, w renesansie, ale miłość, nie może trwać wiecznie prawda? Znudziliśmy się sobą nawzajem, mimo iż ja …. nadal coś do Ciebie czuję, to nic nie usprawiedliwi mojego zachowania. Przykro mi, za to co zrobiłem i za to jak długo Cię okłamywałem, ty zawsze byłaś szczera wobec mnie, nie miałaś przede mną tajemnic.
- Elijah ja.... -chciała coś powiedzieć, ale on skarcił ją wzrokiem.
-Zanim mnie zaczniesz wyzywać i spróbujesz zabić, wiedz, że nawet to nie zmieni moich uczuć do Ciebie, jeżeli kiedyś znowu mnie pokochasz, powiedz mi to, a znowu będziemy szczęśliwi. - wpił swoje wargi w jej usta, mocno objął ją w talii jedną ręką, drugą wplótł w jej włosy, przycisnął ją do oparcia sofy. - Wybacz mi miłość mą do Ciebie Penelope, wybacz mi, że wymazałem Damonowi pamięć.....


Mystic Falls, 19 maja, 1864 rok.
Wieczór powoli zapadał na miastem, dom Salvatorów pustoszał. Tylko nielicznie kręcili się jeszcze w jego obrzeżach, składając kondolencje Stefanowi. Damon od kilkunastu godzin siedział w sypialni, pozasłaniał wszystkie okna, nie chciał nikogo widzieć, nagle zasłona od balkonu poruszyła się, mężczyzna podszedł tam i z impetem zamknął drzwiczki.
- Uuu co za złość, co za rozpacz, co za ból. - powiedział czyjś głos.
-Kto tu jest ? -zapytał Salvatore
- Teraz wiesz, jak to jest, gdy ktoś odbiera Ci ukochaną, gdy ktoś odbiera Ci wszystko na czym Ci zależało. Zabrałeś mi Penelope.
-Kim jesteś ? Teraz to już nic nie zmieni, ona nie żyje.... ona nie żyje. - brunet ukląkł pośrodku pokoju, dłonie założył na głowę, która mocno przyciskał do klatki piersiowej.
-Oh ona nie żyje.... jakiż nędzny jest żywot śmiertelnika, jaki nędzny jest żywot, kogoś, kto nie może żyć wiecznie wraz ze swoją ukochaną. - za wielkiego łoża, przysłoniętego czarnym baldachimem, wyszedł mężczyzna, dłonie splótł z tyłu, głowę miał wysoko uniesioną, dłuższe włosy sięgające ramion delikatnie zasłaniały mu skrawki twarzy .
-Kim jesteś ? -zapytał ponownie Damon.
-Jestem Elijah Mikaelson. - przedstawił się.
-Nie znam Cię.
-Oh chłopczyku, mało osób na świecie mnie zna... może raczej wampirów.
-Czym ty jesteś ?
-Teraz to nie ma znaczenia, mógłbym Cię zabić, ale ty i tak umrzesz, za czterdzieści, może pięćdziesiąt lat, ona nie będzie miała serce Cię zamienić, więc daruje Ci życie, znaj moją łaskawość, ale musisz wiedzieć tylko jedno. - ukląkł obok niego, pojmał jego twarz ku swoim oczom, by zobaczyć jego oczy i uśmiechnął się mściwie. - Nie było naszej, rozmowy, nie było kogoś takiego jak Penelope Stone w Twoim życiu, zapomnisz jej uśmiechu, jej głosu, jej śmiechu, jej oczów , zapomnisz o niej i już nigdy jej sobie nie przypomnisz. - po czym odszedł od niego i jakby nigdy nic wyszedł głównym wejściem.

Pół roku później.
Pod kamieniołomy zajechał czarny powóz, z czarnymi jak węgiel końmi, wyszedł z niego ten sam mężczyzna, co pół roku wcześniej.
-Ty... ty … ty wiesz, gdzie ona jest, wiesz gdzie jest Penelope. - Damon rzucił się na niego.
-Uspokój się. Jesteś mi tylko ciężarem, ale Twój ból już niedługo się skończy. - Elijah przyłożył swoją dłoń, do tego klatki piersiowe. - Przemiana się dokończyła, dla niej umrzesz po prostu, będzie Cię opłakiwać, na Twoim pogrzebie jutro, nie wiedząc, żeś żyjesz.
-Stój. - usłyszeli za sobą głos, wysoka murzynka wyłoniła się za drzew. - Nie możesz go zabić Elijah.
-Mogę wszystko Emily. - odwarknął jej
-Jeżeli go zabijesz, ona to poczuje będzie wiedziała, że zdrajca z Ciebie, jej miłość uschnie Elijah.
- Coś ty zrobiła ! - krzyknął na nią.
- On dla niej umarł śmiercią naturalną, został zastrzelony, koniec, ale jeżeli ty go zabijesz, jako istota nadprzyrodzona ona się o tym dowie. Poprosiła mnie o to, rzuciła na nich zaklęcie, żeby mogła wiedzieć, czy Damon umarł śmiercią naturalną, czy nie. Ona będzie wiedziała, że to ty go zabiłeś, Elijah. - wampir przez chwilę, majtał się między wiedźmą , a wampirem, po dłuższej chwili złapał go za szyję i ponownie wymazał mu wspomnienia. Odchodząc powiedział Emily na ucho.
- Powiedz Katherinie, że nie będzie już ścigana, przez moich ludzi i jeszcze raz podziękuję, za informację o przemianie.

Penelope rzuciła nim ponownie, nawet się nie bronił, spokojnie przyjmował ciosy zadawane jej przez nią. Wiedział, że miała gdzieś schowany kołek z białego dębu, bał się, że może go użyć, ale w głębi siebie wiedział, że jest dla niej rodziną, dlatego go jeszcze nie użyła.
-Ty sukinsynu ! Ty idioto ! Zdrajco ! Tak kochasz mnie jasne, gdybyś mnie kochał, nie wymazałbyś mu pamięci, pozwoliłbyś mu mnie pamiętać, mnie kochać...... Dlaczego kazałeś mi nienawidzić Klausa ?! Nienawidzę Cię, nie chcę Cię więcej widzieć.... Ty..... ty....- uspokoiła się na chwilę, przerażona Caroline próbowała wcześniej ją powstrzymać, lecz oberwała tylko mocno i wróciła na górę, modląc się, by jej dom nie został zdemolowany. Stanęła teraz przed nim, cała w furii, w nerwach, w nienawiści do niego. Włosy, opadały jej na twarz, zasłaniały jej oczy, jednym zwinnym ruchem odgarnęła je. -Nie miałeś racji co do mnie, mam nadzieję, że po tym co usłyszysz znienawidzisz mnie równie mocno jak ja Ciebie i już nigdy więcej się nie zobaczymy. Tatia uciekła do Europy, bo była w ciąży, z Tobą, urodziła tam dziecko, ja od tysiąc leci opiekuję się jego potomkami, więc Elena nie jest potomkiem Tati, od jej siostry, tylko potomkiem Tati, od waszego dziecka.- na chwilę zapadła cisza. Kompletna, ogłuszająca cisza. Elijah nic nie powiedział, wziął tylko zamach ręką i mocno ją spoliczkował. - A teraz wynoś się. Bo nie chcę Cię już oglądać na oczy. - wampir wspiął się po schodach i ruszył ku drzwiom, ona opadła bezwładnie na podłogę, szlochając niemiłosiernie i przeklinając go w duchu, wiedziała, że teraz będzie musiała iść do ojca, przeprosić go, a zarazem prosić o pomoc. Nagle jednak zerwała się ku drzwiom, były otwarte, stał w nich Damon, był jakby zahipnotyzowany, ale gdy tylko ją spostrzegł powiedział.
-Penelope ? Penelope ! Ty naprawdę żyjesz. - i w jednej chwili znalazł się przy niej, obejmując ją mocno i całując ze wszystkich sił. Już pamiętał.....

015. Sex, drugs, rock and'roll and New York.

Czarny mercedes podjechał pod posiadłość Salvatorów, słońce dopiero wstawało, ale dom był pusty . Od miejsca kierowcy otworzyły się drzwi, wysiadła z niego, brunetka o kręconych włosach, była ubrana w cekinową czarną sukienkę, opiętą na nagim ciele. Czerwoną szminkę miała lekko rozmazaną na dolnej wardze. Jej dziesięciocentymetrowe obcasy stukały o kostkę brukową na podjeździe. Otworzyła ona bagażnik w środku znajdowała się kobieta, cała poprzebijana kołkami nasączonymi werbeną, mała krótkie, kruczoczarne włosy, na jej twarzy malował się grymas bólu, po policzkach spływały łzy.
-Czemu mi to robisz. - szeptała ostatkami sił, nie jadła od dwóch dób. - Nie wyrządziłam Ci żadnej krzywdy. - brunetka wyciągnęła ją z bagażnika i położyła na miejscu, gdzie zaczęły docierać pierwsze promienie słońca. Nagle dało się słyszeć niewyobrażalny krzyk bólu.
-Zamknij się. - warknęła brunetka i zaciągnęła ją pod drzwi posiadłości Salvatorów. Nie zdążyła jeszcze zapukać, a drzwi otworzyły się.
-Robisz zbyt dużo zamieszania Katie. - Penelope srogo patrzyła na swoją kuzynkę. Katherine wzruszyła tylko ramionami i weszła do środka. - Oh nasza kochana Margaret Todoles. -powiedziała z sarkazmem. - Co tam słychać na Twoim najniższym szczeblu wampiryzmu. - potrzęsła radośnie przed nią głową. - Znieś ją na dół, przywiąż do krzesła, możesz wpuścić trochę światła, żeby nie uciekła.
-Braci nie ma w domu.
-Nie, nie było już ich, gdy przyszłam. Caroline wie kim jestem.
-Zabić ją ? Zrobię to z przyjemnością.
-Nie, ona jest nietykalna . -powiedziała Penelope, Kate popatrzyła na nią podejrzanie.
- Serio ? Postradałaś zmysły ?! To, że pieprzy się z Twoim ojcem, nie znaczy,że musisz ją od razu chronić.
- Teraz stała się cząstką rodziny. -odpowiedziała.
- Ah no tak, ubędzie wam Finn'a, trzeba znaleźć kogoś na jego miejsce. - Kate przełożyła sobie Margaret przez ramię, zaniosła ją do piwnicy, w jednym z pomieszczeń stało krzesło, posadziła ją na nim i obwiązała mocno liną, po czym uchyliła zasłonięte drewnianą deską okno i wróciła na górę. Penelope wręczyła jej szklankę ze świeżą krwią. - Co z nią teraz zrobisz ?
-Popytam o to i tamto, a później zabiję, albo pójdę po Elijaha, to jego partactwo, niech on ją zabije, nie chcę sobie brudzić tym ścierwem rąk.
-Jesteś zdenerwowana , co się dzieje ? -pytała Kate.
- Coraz trudniej jest mi oszukiwać Damona, unikać jego wzroku, pytań, które mi zadaje. Niedługo wyjadę i znowu będę go tylko obserwować na dystans, z ukrycia. Dopóki mój ojciec nie przywróci mu pamięci, nie mogę nic na to poradzić.
-Jak sprawy z Esther ?
-Na razie wszystko idzie dobrze, zostało kilka dni do przesilenia, wtedy położę jej kres.
-To trudne zaklęcie, Penelope, możesz umrzeć ….
- Jakbyś mnie nie znała, mam dobre zabezpieczenie.
-Wiem, tylko co tym razem zamierzasz poświęcić ? -zapytała. Penelope jakby zignorowała to pytanie, zaczęła się przechadzać po salonie Jej długie blond włosy rytmicznie podnosiły się do góry i opadały w dół. Była ubrana w krótkie szorty i cekinową bluzkę, nagie stopy okalały czarne baleriny wyszywane ćwiekami. Dłonie splotła nerwowo z tyłu. -Nie będę Ci już potrzebna ? -zapytała Kate. -Nie chciałabym raczej zginąć śmiercią tragiczną z rąk Elijaha. - Penelope przytaknęła głową i pozwoliła jej opuścić dom Salvatorów. Sama zaś też długo nie czekała, zadzwoniła do Elijaha i kazała mu przyjść na cmentarz. Zeszła jeszcze na chwilę do piwnicy, zakneblowała Margaret, chciała mieć pewność, że żaden z braci na natknie się na nią.
***
Stefan i Rick weszli do domu, głośno o czymś dyskutując.
-Może jednak nie masz racji. - mówił łowca. Wampir był wyraźnie czymś zmartwiony, wiedział, że w niedługim czasie sekret Penelope ujawni się, bo coraz trudniej jest go trzymać w tajemnicy. Skierowali się oboje w stronę piwnicy.- Powinna być tutaj, skoro nie ma jej u mnie w wozie i mieszkaniu , tylko mi nie mów, że zgubiłem torbę z kołkami i innymi gadżetami., - rzucił ostrzegawczo w kierunku Stefana.
-Może Damon ją wziął, albo Elena ?
-Nie pytałem się już ich, nie mają jej.
- Meredith ?
- Ty też ?! - powiedział wyraźnie oburzony. - Czemu zawsze muszę wam tłumaczyć, Meredith, nie jest żadnym …. nadnaturalnym stworzeniem, ani mordercą, czemu macie o niej takie złe zdanie. - złapał za jedną z klamek, lecz nie mógł jej otworzyć. -Mógłbyś ? -zwrócił się do Stefana. Wampir z całej siły pchnął drzwi, oboje zajrzeli do wnętrza pomieszczenia, z niedowierzaniem patrzyli na zakrwawioną Margaret.
***
Penelope usiadła na trawie, oparła się o jeden z kamiennych nagrobków na cmentarzu, tak, że miała widok na swój własny.
-Śmierć. -zaczęła, gdy usłyszała jego kroki. - Czym jest dla nas śmierć Elijah ? Żyjemy tak długo na świecie, może to tylko sen ? Wieczny sen ?-zapytała
-Od kiedy to stałaś się taka melancholijna?
-Odkąd …..Nie wiem, nie pamiętam, może to przez Damona?
-I znów wracamy do tego tematu ? -zapytał – Wiesz, że nie ważne jakbyś się starała nie wyzbędziesz się, ze mnie miłości do Ciebie. To nie choroba którą można wyleczyć.
-Byłeś mi ojcem, a stałeś się kochankiem jak do tego doszło ! - krzyknęła. - Nigdy nie chciałam Cię kochać w sposób nieprawy.
-Ale stało się, stało się Penelope i już tego nie możemy odwrócić. - złapał ją za twarz i mocno pocałował. Po chwili namiętności oderwała się od niego i mocno go spoliczkowała.
-Sam powiedziałeś ...-dodała po chwili- że nie można kochać bez miłości. - odparła smutno.

Rzym, 1150 rok
Penelope szła krętą uliczką, chociaż można by powiedzieć, że biegła. Odwracała głowę co chwilę za siebie, szukała kogoś w tłumie ludzi, Jej długie blond włosy, rytmicznie podskakiwały w górę i dół, na jej twarzy malował się uśmiech. Nagle ktoś złapał ją za ramię i przygwoździł do ściany. Wampirzyca zaśmiała się tak, że wszyscy ludzie wkoło spojrzeli na nią.
-Znów Cię złapałam. - powiedział Elijah. Objął ją mocno w pasie, dłonią rozczesywał jej włosy. - Wyglądasz tak ślicznie. -powiedział. Penelope zarumieniła się.
-Dziękuję Eli. Bardzo mi miło słyszeć taki komplement z twoich ust. - Pierwotny przytaknął, wziął ją za rękę i poprowadził za mury miasta, do malowniczego sadu. Była akurat wiosna, jabłonie zakwitły na biało i w powietrzu unosił się ich uroczy i słodki zapach. Penelope zaczęła śmiać się i tańczyć pośród nich. Elijah złapał ją za talię i przycisnął do drzewa.
-Nie wiem, czy to będzie sprawiedliwe to co mam zamiar zrobić. - wampirzyca zlękła się.
-O czym ty mówisz, Elijah ? - jednak wampir nic nie odpowiedział, wbił tylko swoje wargi w jej wargi, złapał jedną ręką jej włosy, drugą przytrzymywał ją w tali. Napierał na nią z całej siły. Na początku chciała się bronić, lecz od dawna rządziła nią fascynacja wujem. Gdy wampir na chwilę, oderwał swoją usta od jej twarzy, ta wyszeptała.- Nie przestawaj kochany, nie przestawaj, bo nigdy nie pragnęła niczego bardziej niż Ciebie.


Stefan odwiązał Margaret i przeniósł ją do salonu, Rick pozasłaniał wszystkie okna i przysiadł się obok nich, wampir próbował nakarmić czarnowłosą krwią, ale ta odmówiła.
-Nie, ona i tak mnie zabije, a jak nie ona to Elijah, oni pragną tylko mojej śmierci.
-Pierwotny ? -zapytał Salvatore.
- A niby kto inny ? Oczywiście, że Pierwotny. Ta rodzinka jest nie do zniesienia, nie ważne ile lat przebywasz w ich towarzystwie, zawsze to się kończy Twoją śmiercią, więc uważaj na nią.
- Poczekaj, bo nie rozumiem..... Penelope jest Pierwotną ?
-Oczywiście. - powiedziała Margaret. - Ukochana córeczka tatusia, taki Niklaus tylko, że w damskim ciele. - Stefan i Alarick, wpatrywali się w nią z niedowierzaniem. -Nie wiedzieliście.
-Że Penelope jest Pierwotną, czy że jest córką Klausa.
- Więc ona nie chce go zabić.
-Oczywiście, że chce, bo on wymazał pamięć, jej mężowi, tak..... jakoś tak to było.
-Damonowi Salvatore ? - wtrącił Stefan.
-Tak, dokładnie Damon Salvatore. Jej ukochany mąż, któremu pamięć wymazał Klaus. Nie znacie tej historii ? -zapytała . Rick wpatrywał się w Stefana, chciał aby ten mu wszystko wytłumaczył, lecz ten zbywał jego wzrok.
-Nie nie znamy tej historii, możesz nam opowiedzieć ? Ale czy najpierw możesz nam powiedzieć, jak ją poznałaś ? Jak poznałaś Penelope.
-Oczywiście i tak mnie czeka śmierć, ale chcę, żeby inni poznali prawdziwe oblicze Penelope Stone. Poznałam ją w Nowym Jorku w latach 50. Studiowałam razem z nią w Brown. Wydawała się być miła i przyjacielska. Podczas wakacji zaproponował mi, abym poznała jej wujka Elijaha, który akurat przyjechał do miasta, był to chyba rok 56, może 57. Poszliśmy więc do Ritza, była zdziwiona, ona nigdy nie ,,szpanowała” jakbyśmy to dziś określili ,pieniędzmi. Recepcjonista przywitała ją wielkim uśmiechem i puściła do niej oko. Spojrzała na mnie i zapytała, czy jestem nowa. Penelope odpowiedziała za mnie, że jestem ekstra dodatkiem dla Eli, jak go raczyła nazywać. Na górze zastałam imprezę, głównym tematem przewodnim było mordowanie prostytutek i niewinnych dziewczyn, przez świtę Elijaha i Penelopy. Na podłodze walały się martwe ciała, wszędzie była krew, tam było pełno wpływowych ludzi..... burmistrz NY z lat 50, politycy, gwiazdy show-biznesu. Ona pchnęła mnie wprost pod jego nogi, obdarzyła go pocałunkiem w policzek i powiedziała, że jestem prezentem dla niego od niej, że może ze mną zrobić, co zechce. Tak spędziła z nimi dwa lata, dwa lata w jednym i tym samym apartamencie, nie wychodziłam przez dwa lata z tych pokoi. Elijah przemienił mnie w wampira, pili ze mnie krew, przebijali moje ciało kołkami nasączonymi werbeną. Gdy wyprowadzali się z miasta, Eliejah miał mnie zabić, ale udało mi się go oszukać. Gdy mnie szukał, ja położyłam się w stercie martwych ciał, gdy mnie tam zobaczył, nawet nie sprawdzał, czy nie żyję, po prostu kazał mnie wrzucić do zatoki jak inne ciała, tak przeżyłam. - nagle drzwi od domu otworzyły się. Do środka weszła Penelope i Elijah, napotkali oni wzrok Stefana i Ricka, zobaczyli Margaret na kanapie.
-Teraz to ty spieprzyłaś robotę. - powiedział Pierwotny, do jej oczu napłynęły łzy. Elijah chciał zabić Margaret , ale wampirzyca go powstrzymała.
-Oni już wiedzą, oni już wiedzą. - wypchnęła go poza obręb rezydencji. Stefan wstał z miejsca i podszedł do niej.
- Wynoś się z miasta, wynoś się i daj spokój mi i Damonowi oraz Elenie. Jeżeli go naprawdę kochasz to odejdziesz, prawda bratowo. - Penelope uniosła tylko głowę do góry i dumnie opuściła dom braci Salvatore. Elijah chciał coś jeszcze powiedzieć, ale powstrzymała go.
-Daj spokój, wracaj do domu. Na pewno niedługo Esther dowie się, że żyję, będzie trzeba coś wykombinować, że nie zniszczyła naszego planu. - Pierwotny przytaknął tylko, chciał ją objąć, ale Penelope odsunęła się od niego.
-Gdzie teraz pójdziesz ? -zapytał gdy odchodził
-Coś wymyślę jak zawsze. - uśmiechnęła się mimo wszystko i znikła za pierwszymi drzewami lasu.
***
Kręciła się całe popołudnie po mieście, wieczorem zaszła na cmentarz, przykucnęła przy swoim grobowcu, nie chciała na niego patrzeć, w tym momencie wywoływał u niej ból, ale ona potrzebowała cierpienia. Musiała się na chwilę wyłączyć pobyć sama, lecz jej rozmyślenia zostały przerwane.
-Już zapewne wiesz. - powiedziała nie odwracając się nawet do niego.
-Nie interesuje mnie kim jesteś dopóki, nadal masz zamiar dotrzymać naszej umowy. - głos Jeremy'ego Gilberta był opanowany, ale stanowczy. Stał za nią, na miękkiej trawie w ręku trzymając torbę podróżną i plecak.
-Oczywiście, tak jak mówiłam, utrzymam Elenę przy życiu i zapewnię jej bezpieczeństwo, a na razie jej życiu zagraża Esther.
-Czemu ona, a nie Klaus ?
-Bo jeżeli Esther zrobi to co zamierza zrobić, umrze większość ludzi na których jej zależy w tym bracia Salvatore.
-Nie rozumiem. - powiedział.
-Na razie nie musisz, ale chciałabym Cię o coś prosić. - młody Gilbert wpatrywał się w nią, gdy odwróciła się w jego kierunku. - Czy zechciałbyś informować mnie o wszystkim co dzieje się . - chłopak przytaknął po czym wyszedł z cmentarza i udał się do domu. Pierwotna została tam jeszcze chwilę, zaczynała być głodna i przydałaby się jej chwila odpoczynku, miała pewną myśl, ale nie wiedziała jak ją odbierać. Sama po chwili też udała się w drogę, po dziesięciu minutach, upewniwszy się, że ta osoba jest sama w domu zapukała. Drzwi otworzyły się.
- Zapewne wiesz co się stało ? -zapytała ją.
-Tak. -odparła
- Nie mogę na razie wrócić do Klausa, czy mogłabyś mnie przenocować? Wiem, że to dziwne pytanie, ale ….
-Nie, to nie jest dziwne. Proszę, wejdź. -zaprosiła ją do środka. - Klaus już do mnie dzwonił, pytał, czy nie mogłabym Cię przenocować. -uśmiechnęła się do niej. - Jednak nie będziesz miała nic przeciwko jeżeli poślę, Ci w piwnicy na starej kanapie.
-Nie, naprawdę. I dziękuję Ci Caroline. - blond wampirzyca uśmiechnęła się do niej ponownie i poszła do swojej sypialni po kołdrę i poduszki.
***
Damon wszedł do salonu, zastał tam prawie wszystkich, gapili się oni na kobietę siedzącą na sofie.
-Ktoś umarł, czy co ? - zapytał obchodząc siedzisko dookoła i przyglądając się Margaret. - A ty , to kto ? -zapytał
-To Margaret, opowiedziała nam właśnie zajebistą historyjkę o Pierwotnej Penelope. - powiedziała Elena.
-Co ? -zapytał wampir.
-Bonnie już wraca. Caroline musiała pójść do domu, ale wszyscy znają szczegóły, no i Jeremy wrócił. -Damon rozejrzał się po pomieszczeniu, teraz zobaczył go. Stał przy oknie, ledwie padał na niego blask światła. - To jest Damon Salvatore . - przedstawiła go Elena. Stefan nie zdarzył zareagować, wymierzył jej tylko złowieszcze spojrzenie, miał nadzieję, że Margaret nic mu nie powie.
- Damon Salvatore? Mąż Penelope ? -zapytała wampirzyca.

014. Dzieci niczyje

Siedzieli obydwoje na zimnej podłodze w miejskim kościele, pod dłońmi Penelope zastygła niewypita przez nich krew księdza. Kol przyglądał jej się uważnie, wampirzyca przygryzła dolną wargę i uśmiechnęła się zalotnie.
-Miałaś podobno nie żyć. - powiedział
-Ty też. -odparła.
-Przyszedłem tu tylko dlatego, że Rebekah ględziła mi nad uchem. - zapadła chwila ciszy.- Zmieniłaś się, już nie jesteś....
-Tą małą biedną dziewczynką, która bardzo chciała się postawić swojej rodzinie i często jej to nie wychodziło ?
-Dokładnie.
-Kol, minęło ponad 8 tysięcy lat, gdyby się upierać , można powiedzieć, że mam więcej władzy, niż Niklaus, mogę też sprawić.... że wasza matka zginie na zawsze....
- Czemu tak bardzo chcecie ją zabić ?
-Bo jeżeli my tego pierwsi nie zrobimy, to ona sprawi, że wy zginiecie. - Kol spojrzał na nią z nie dowierzaniem , jednak w głębi siebie czuł, że to jest prawda.
-Myślałem, że ona naprawdę, chce do nas wrócić, stworzyć rodzinę...
-Jakbyś jej nie znał. To Esther Mikaelson, jedna z najpotężniejszych wiedźm na świecie i suka, jak większość kobiet z naszego rodu. Mam plan Kol, bardzo dobry plan, ale jesteś mi do tego planu potrzebny, czy możesz mi obiecać, że jeżeli nadejdzie czas opowiesz się po naszej stronie ? -zapytała
-Tak, jeżeli dzięki temu mam nie zginąć zrobię wszystko słodziutka.- powiedział, Penelope zaśmiała się.
-Czyżby slogan XXI w. już totalnie zdominował twój umysł. - Pierwotny uśmiechnął się tylko i wyszedł z kościoła. - Kol, jeszcze jedno. -dogoniła go na schodach. - Nie możesz jej powiedzieć, że żyję, jej i Finnowi. - wampir przytaknął.
***
Penelope usiadła ciężko na kanapie obok Damona, wyrwała mu szklankę z burbonem i opróżniła ją.
-Dzięki. - odrzekł wampir po czym wstał i tym razem nalał alkoholu do dwóch szklanych , ozdobionych kwiatami, jedną wręczył dziewczynie.
-Gdzie wszyscy? -zapytała
-Rick zaspokaja swoje potrzeby z Panią doktor, Caroline jest u Eleny, a Stefan położył się, ostatnio ma nas wszystko ewidentnie głęboko w poważaniu. Słyszałem też, że Rebekah chciała Cię przekupić.
- Jest irytującą dziewuchą z kompleksem dwóch starszych władczych braci, naprawdę nie ma w niej nic interesującego. - Damon zaśmiał się.
- Wydaje mi się, że gdzieś już się spotkaliśmy.
-Wątpię. - powiedziała, tak bardzo chciała mu powiedzieć, co do niego czuje, co było między nimi, ale dopóki nie odzyska on pamięci, nic z tego nie wyjdzie. - Zostałam dziś zaproszona na babski wieczór, ale nie chcę tam iść.
- Czyżby Miss Gilbert znalazła sobie nową przyjaciółkę, po tym jak wiedźma ulotniła się z miasta z matką i Twoją wiedźmą.
-Wiesz, raczej stosuję określenie, czarownik, jeżeli nie miałbyś nic przeciwko. - Damon wzruszył tylko ramionami, Penelope postanowiła zebrać w sobie siły i pójść do Eleny, jednak wampir objął ją w tali i przewrócił mocno na kanapę.
-Nie musisz wychodzić, nie chcesz tego, prawda ?
-Damon, jestem starsza od Ciebie i nie zauroczysz mnie, po drugie nie jestem tak napalona jak ty, w tym momencie, więc wybacz.
-A jak wrócisz? -zagrodził jej drogę
- Nic wtedy nie będzie mi stało na przeszkodzie. - tym razem to ona złapała go mocno i pocałowała namiętnie. Gdy wyszła już na zewnątrz, dostrzegła Stefana stojącego na jednej z werand. - Chyba nie jesteś zazdrosny, w końcu to mój mąż.

Elena podbiegła szybko do drzwi, otworzyła je i gestem ręki zaprosiła do siebie Pnelope, tak nieśmiało weszła do środka, mimo iż nie było to jej pierwsza wizyta w tym domu. W kuchni była już Caroline, wyjmowała z lodówki lekko schłodzoną krew i wlewała ją do wysokich szklanek. Z półki wyciągnęła parasolki do drinków, dodała kilka kostek lodu i po listu mięty. Oprócz tego, na stoliku w salonie stały chipsy i popcorn.
-Maraton horrorów. - powiedziała uradowana Elena. -Masakra piłą mechaniczną, Krzyk i inne. Chyba przyda nam się trochę relaksu, a nie chciałam brać żadnych komedii romantycznych. - wampirzyca uśmiechnęła się, liczyła jednak na jakieś pogaduchy, dzięki którym mogłaby się dowiedzieć czegoś więcej od Eleny. Usiadła na kanapie, zaraz dosiadły się do niej , Elena włożyła jeszcze płytę do odtwarzacza. Filmy ją nudziły, nie wiedziała co może być interesującego w oglądaniu horrorów, przecież te wszystkie rzeczy nie są prawdziwe. To fikcja. Chwile po północy Elena i Caroline zasnęły, Penelope wykorzystała tą okazję i przespacerowała się po domu Gilbertówny. Otworzyła drzwi pod schodami, była to mała skrytka pełna pamiętników i rodzinny zdjęć, wzięła jeden z nich, datowany był na rok 1862, zaciekawiona usiadła na podłodze i delikatnie przymknęła drzwi, nie chciała by jasne światło żarówki je obudziło, ale też chciała być czujna, na wypadek gdyby się obudziły. Przetarła okładkę dłonią, była lekko zakurzona, otworzyła ją na pierwszej lepszej stronie.

17 maja 1862 rok,
Wróciłem właśnie z kolacji u Salvatorów. Pani Penlope wyglądała jak zwykle olśniewająco, jednak coś budzi w lęk. Jej spojrzenie jest przeniknięte gniewem, ma bardzo zwinne dłonie i prawie atłasową cerę. Czyżby te wszystkie poszukiwania wampirów zaczęły mamić moje myśli ? Jednak wydaje się ona podejrzana. Nigdy nie słyszałem o niej od Państwa Stone. Podejrzane ?

20 maja 1862 rok,
Nie podoba mi się zawziętość i czułaś podczas jej dyskusji i Thomasem Lockwoodem, to jak go dotykała, przecież to zdrada. Rozmawiali o pełni księżyca, powtarzalnościach cyklu i antidotum na wilkołactwo ?... czy jak ona to nazwała. Będę miał ją na baczności, Jeżeli zagraża ona miastu, będzie trzeba ją zabić.

Penelope powstrzymywała śmiech, nie sądziła, że Gilbertowie, to, aż tak zakręcona rodzina. Popatrzyła na wyświetlacz swojej komórki, dostała sms. ,,Kiedy będzie bezpiecznie ? Chcę być przy Elenie.” brzmiała jego treść. ,,Spokojnie, wszystko w swoim czasie Jeremy” odpisała. Miała pewne obawy, że młodszy, przyszywany brat Panny Gilbert wpadnie tu niezapowiedzianie i zniszczy wszystko co zaplanowała. Podczas jego odwiedzin w Denver*, dużo ryzykowała ujawniając się przed nim prawie w całości, jednak teraz nie żałuje swojej decyzji. Wie, że go okłamała w pewnych sprawach, jednak najważniejsza była jego zgoda.

Miesiąc wcześniej, Denver.
Jeremy Gilbert po raz pierwszy przestąpił próg szkoły, wszyscy przyglądali mu się uważnie, nagle podeszła do niego blondynka o przenikliwym spojrzeniu, wyciągnęła w jego kierunku dłoń.
-Penelope Stone. - przedstawiła się.
-Jeremy Gilbert. Mogłabyś mi pomóc ? -zapytał , wampirzyca zerknęła w jego plan.
-Sala 316 na trzecim piętrze w drugim wschodnim skrzydle, pokażę Ci, trochę to skomplikowane.
-Dzięki. -powiedział.
-Skąd pochodzisz ?
- Z Mystic Falls, w stanie Virginia.
-Nigdy nie słyszałam o tym mieście, a szkoda. - uśmiechnęła się do niego zalotnie, stanęli przed drzwiami do sali numer 316.
-Dzięki. -powiedział jeszcze raz. Gdy Penelope zaczęła odchodzić, zawołał za nią. - Słuchaj,...a Penelope ? Poszłabyś dziś ze mną do kina ?
-Chętnie. - odpwiedziała.


- Co robisz ? -głos Caroline dochodził jakby z oddali, wampirzyca szybko się odwróciła zamykając dziennik Gilberta.
-Ja... a.... - byłą totalnie zbita z tropu i zdumiona, że została zaskoczona.
-Wiem kim jesteś. Klaus mi powiedział. - źrenice Penelope zaczęły się powiększać. Była lekko poirytowana i wkurzona.
- Więc wiesz, do czego jestem zdolna ? - wstała z podłogi.
-Nie zamierzam Cię wydawać, wiem, że chcesz zniszczyć Esther i ochronić Elenę. Jestem..... jestem po Twojej stronie. Moi znajomi nigdy nie zaakceptują faktu, że kocham Klausa, nigdy, a ty … nie jesteś przeciwna temu. Dziękuję.
-Dziękujesz mi za to, że nie zabiłam Cię, choć odebrałaś mi ojca ?
-Tak, to widzisz ?
- A jakże inaczej, to ja zawsze byłam jego ulubienicą, jedyną ukochaną kobietą w jego życiu, a teraz mam się nim z kimś dzielić ? -pytała oskarżycielsko. Caroline wpatrywała się w nią z trwogą, spodziewała się po niej innej reakcji.
-Ja... ja... -zaczęła
- Nie musisz nic mówić, dla niego łatwo jest stracić głowę, zauroczyć się nim. Jest inny, tak bardzo różni się od ludzi i pozostałych wampirów. Jesteś dla niego światełkiem w tunelu, które naprowadza go na dawno zboczony szlak, dałaś mu to, czego ja od dawna nie potrafię mu dać. - uśmiechnęła się do niej i przytuliła ją. - Ale jeżeli wyjawisz komuś kim jestem, lub, zdradzisz nas, to ja Cię pierwsza dopadnę, a wiem, że jestem najlepsza w tym, co robię ze zdrajcami. - wyszeptała jej do ucha i wyszła.

Stefan oglądał Telezakupy, kiedy do jego pokoju wszedł Damon.
- Na pewno nie chcesz mi nic powiedzieć ? -rzucił oskarżycielskim tonem. Brat zaprzeczył ruchem głowy. - Jesteś tego pewien ? -naciskał na niego.
- O co chodzi ? -rzucił markotnie młodszy Salvatore.
-Szukałem jakiejś książki do poczytania i natrafiłem na to. - rzucił mu stary zakurzony egzemplarz, łacińskiej księgi z XII wieku.
- No i … nie wiedzę nic podejrzanego w tej starej... książce. Czyżbyś bał się łaciny, braciszku ? -zaszydził z niego.
-Otwórz na pierwszej stronie. - poinstruował go Damon. Stefan zrobił co brat mu powiedział, chwycił za okładkę i podniósł ją do góry, jego oczom ukazała się krótka dedykacja, napisana czarnym jak smoła atramencie. ,, Mojemu kochanemu mężowi, w drugą rocznicę naszego sakralnego związku, ku wiecznej pamięci i na wieczne oddanie. Penelope S.S. 1864 rok, Mystic Falls” - Tylko nie wmawiaj mi, że znasz ją od 1943 roku. - Stefan zmarszczył czoło, teraz nie wiedział co mu powiedzieć.


Rebekah teatralnie klaskała, stała oparta o drzewo w lesie, leginsy i tunika podkreślały jej nieskazitelną figurę, długie blond włosy miała uczesane w kucyk, rzęsy były mocno wytuszowane, a wargi mocno pomalowane krwawo-czerwonym kolorem szminki, chociaż równie dobrze, mogła być to krew.
-Bravo , bravo. -powiedziała naśladując angielskich arystokratów z połowy XIX wieku.
-Daruj sobie. - powiedziała oburzona.
Mamy po swojej stronie Kol'a, więc ? Co zamierzasz zrobić ?
--Niedługo nastąpi letnie przesilenie, mamy jeszcze kilkanaście dni, zrobimy to dokładnie o północy. Będę potrzebowała krwi waszej czwórki oraz krwi człowieka z rodu pierwszych, obdarzonego wiecznym życiem, ale o to już zadbałam, nurtuje mnie tylko jedno pytanie. Gdzie do cholery podziałam księgę !
-Pomóc Ci ją znaleźć ? -zaproponowała blondyna
- Tak, ale jeszcze nie teraz, spieszę się do Salvatorów o świcie będę miała gościa. -pożegnały się czule i wampirzyca dalej ruszyła przez las, w dłoni ściskając telefon, na jego wyświetlaczu wciąż była widoczna wiadomość ,, Zjawię się o świcie, mam Twoją kochaną Margaret. xoxo Katie”

013. Jestem wampirem i dobrze mi z tym.

Rebekah objęła nieznanego bruneta w pasie i zaczęła, kręcąc przy tym biodrami, schodzić z nim coraz niżej i wypinać zgrabnie pośladki przy powrocie do góry. Uśmiechała się frywolnie, zagryzała dolną wargę, bawiła się włosami, od wejścia do klubu ustawił się już do niej wianuszek mężczyzn. Penelope siedziała przy barze, sączyła martini z lodem, odrzucała wszystkich adoratorów, jacy zdobyli się na odwagę i do niej podeszli. Wzrokiem wyłapywała tylko jednego mężczyznę, którego zapach krwi, czuła w swoim pobliżu, wiedziała już , że będzie on jej nocną przekąską. Blond wampirzyca, bawiła się wyśmienicie, co raz puszczała Penelope oczko i wołała ją na parkiet, ta jednak uparcie odmawiała, cieszyła się jednak, że Rebekah zdarzyła zapomnieć, choć na chwilę i brutalne rzeczywistości Mystic Falls. Znajdowały się teraz w Atlancie, Penelope pamiętała to miasto jeszcze z czasów gdy mieszkała tu jako Pani Salvatore, nigdy później już go nie odwiedzała, aż do tej nocy. Rebekah widoczne zalana w trupa objęła dwójkę mężczyzn i zaczęła się kierować w stronę wyjścia, widząc, że nie potrzebuje już chłopaka o intensywnym zapachu krwi, Penelope odpuściła go sobie i ruszyła za swoją ,,ciocią” . Wpakowały się do samochodu i kazały wieźć się na rzekę, po drodze zaczęły dobierać się do mężczyzn. Penelope zdjęła z jednego koszulę, obcałowała jego nagi tors i przez chwilę wpatrywała się w cienką pulsującą linę na jego szyi, wynurzyła swoje kły i wbiła się nimi w mężczyznę. Zawył on cicho z bólu, wampirzyca wbijała się coraz głębiej, łapczywie pijąc krew, od kilkunastu dni żywiła się jednie butelkowaną z Banku Krwi, więc taka odmiana bardzo dobrze jej zrobi. Kierowca zauroczony przez nie, siedział nieruchomo na przednim siedzeniu. Nagle usłyszała ciche jęknięcie blondynki.
-Ups zabiłam go. - powiedziała, otworzyła drzwi od swojej strony i wypchnęła go na zewnątrz, turlając, wrzuciła go do rzeki. Penelope nie odrywała się od swojego pożywienia, dopóki nie usłyszała wściekłego wrzasku Rebekah. Szybko wyszła na dwór i znalazła się obok niej, wampirzyca miała wbity kołek w sam środek serca, a przy niej znajdował się zdumiony faktem, iż nie umiera, łowca. - Ten idiota zniszczył mi sukienkę ! - krzyczała na cały głos, wyjęła kołek i przyjrzała się dziurze. - A tak ją polubiłam ! Wyglądałam w niej cholernie seksownie, podkreślała moje pośladki. Czy wiesz jaka była idealne po stu latach gnicia w trumnie w dennej sukience lat 20?! - wrzeszczała na niego. Penelope stała obok i śmiała się z całej zaistniałej sytuacji, powstrzymując śmiech, powiedziała w końcu.
-Masz szczęście, że nie złamałeś jej paznokcie, już byś nie żył. - po czym wybuchła jeszcze głośniejszym śmiechem.
- To nie jest śmieszne Penny, to była moja nowa sukienka. - rzuciła oburzona i zalewając się rzewnymi łzami próbowała zabić łowcę, jednak Penelope ją powstrzymała.
-Poczekaj chwilę. - złapała jej nadgarstek. - Damy Ci szansę. - zwróciła się do mężczyzny. - Jak pewnie zauważyłeś, nie da się na zabić zwykłym kołkiem, niczym tak naprawdę nie da się nas zabić. Oszczędzimy Cię, jeżeli powiesz nam co nieco o sobie i innych łowcach w tym rejonie. - mężczyzna wyraźnie przestraszony przytaknął.
- Jestem Thomas, poluje tutaj sam, jak widzicie. Nie znam zbyt wielu łowców, słyszałem o niejakim Alaricku Saltzmanie w Mystci Falls, nie ma nas za dużo w tym rejonie, ale podobano jakaś tajna organizacja tu jest....
- Shit ! Nemezis ? I nie raczyłaś mi powiedzieć ? - wtrąciła oburzona blondyna.
- O ile się mogę założyć, że zaraz polecisz do Nick'a ? - Rebekha pokazała jej tylko język i udała obrażoną. - Coś jeszcze ? -zapytała
- Nic. -powiedział przestraszony.
- Za bardzo się nam nie przydałeś. - odparła. - Jest twój - rzuciła do Rebekha i wróciła do swojej przystawki zanim się wykrwawiła.
- Ale mówiłaś....
-Jej się nie ufa, dziecino, za bardzo wdała się w swojego ojca. - powiedziała Rebekah nim ukręciła mu kark.

Nastał ranek, Penelope siedziała w samochodzie jadąc wściekle do szkoły, nie miała zamiaru się tam pojawiać, ale Rebekah bardzo ją o to prosiła, tak naprawdę myślała, że już nigdy nie będzie musiała chodzić do żadnej dennej szkoły. Na parkingu spotkała Elenę, uśmiechnęła się do niej i pomachała jej radośnie, wampirzyca z trochę przymuszanym uśmiechem zrobiła to samo. Udała się prosto do sekretariatu po swój plan, już od progu,większa część męskiej społeczności szkolnej robiła do niej maślane oczy. Ona jednak nie była nikim zainteresowana, zraniły ją zarówno słowa Damona, jak i Elijaha.
-Nie przejmuj się, jemu w końcu przejdzie, zawsze mu przechodzi. - powiedziała Rebekah, dołączając do niej.
- Słyszałaś... ale...
- Spokojnie, Nick nic nie słyszał, sama wróciłam. Wiem, że musi Ci być trudno, ale zrozum go, on musi wyładować na kimś przez tą całą sytuację.... wiesz z naszą matką.
- Czemu to muszę być akurat ja ? -zapytała
- Bo on wie, że nawet jak Cię zrani ty mu wybaczysz i nie wbijesz mu sztyletu w serce jak Nick.
- Skąd ma taką pewność ?!- prychnęła oburzona i weszła z blondynką do klasy. Elena i Caroline patrzyły na nie podejrzanie. Penelope zmierzyła Rebekah wrogim wzrokiem i usiadła na miejscu obok Eleny.
- Czyli jednak znasz Pierwotnych. - powiedziała brunetka, gdy nauczycielka nie patrzyła w jej stronę.
-Nie, przyczepiła się do mnie na korytarzu i zaczęła coś nawijać. - zaczęła się bronić. Rebekha dwa rzędu z boku, zwinęła usta w dzióbek i wywróciła oczami. Elena chyba jej uwierzyła, bo przez resztę lekcji się nie odzywała. Po trzech godzinach, obydwie z blondynką wyczuły Klausa na terenie szkoły. Jednak to nie one były obiektem, jego przybycia, ale Caroline.
-Nie wiedziałam, że są ze sobą. -skomentowała Rebekah.
-Wiesz, u nich to skomplikowane, na szczęście mniej niż u mnie. Ją mogę jedynie znienawidzić przyjaciele, ja mam przesrane na całej linii.
- Chodzi Ci o Elijaha ? -zapytała.
-Już sama nie wiem o kogo mi chodzi. - wzięła blondynkę pod ramię, postanowiły urwać się z lekcji i przejść się po mieście. Wybrały fontannę w centrum, usiadły na jej krawędziach, w dłoniach trzymały kubki z kawą. - Chciałabym, aby wszystko wróciło do starych czasów, gdy była tylko nasza czwórka.
-Gdy nie było Damona i wszystko było proste ? -wtrąciła się Rebekah.
- A co ty tak masz z tym Damonem?! - rzuciła wściekle Pierwotna. - Chcesz się z nim przespać ? Może Cię nie zabiję jak spróbujesz, jak będę miała dobry dzień. - dotknęła rozpalonego czoła zimnymi dłońmi. Była całą zdenerwowana, minęło dopiero kilkanaście godzin od akcji z Kate, a ona tak naprawę nic nie zrobiła w kierunku uratowania swojej rodziny. Była na siebie zła, gdy oni umrą, nie będzie miała nikogo, kto ją powstrzyma w razie kłopotów, kto ją uratuje. Będzie całkowicie sama. - Wiesz. -zaczęła – Kocham być wampirem, gdybym się wtedy na to nie odważyła Mikael zabił by mnie tamtej nocy, a tak, zobaczyłam jak zmienia się świat, widziałam wszystkie najpiękniejsze miejsca na ziemi, tworzyłam historię, zrozumiałam pojęcie miłości i poznałam własnego ojca. Jeżeli Esther się dowie, że żyję, będzie próbowała zabić mnie ponownie, a ja nie chcę umierać, bo jestem wampirem i dobrze mi z tym.
-A co z Twoim planem ? -zapytała Rebekah.
- Będzie trudny do zrealizowania, ale nie niemożliwy, teraz tak się zastanawiam. O ile dobrze pamiętam, będzie mi potrzebny jeszcze.... Kol.
-Kol ? -zapytała ponownie.
- Tak, musi być czwórka wampirów, a ja nie będę mogła wziąć w tym udziału, a jakoś bardziej ufam mu, niż Finnowi.
- On nigdy nie chciał zostać wampirem, ale gdyby nie przemiana nie uratował by Sage.

Kilkanaście miesięcy po przemianie, Nowy Kontynent.
Penelope chodziła wściekle w tą i wewte po leśnej ścieżce, nie chciała niczego wielkiego, jedynie możliwości powrotu do spalonego miasteczka i godnego pochówku jej rodziny. W końcu ujrzała w oddali swojego ojca prowadzącego konia.
-Dziękuję, dziękuję ! -krzyczała i rzuciła się mu na szyję.
-Jadę z Tobą , jakbyś miała jakieś wątpliwości. - powiedział.
- Nic mi się nie stanie, dobrze wiesz, nie można mnie zabić ! - była oburzona. Klaus wsiadł na konia, pochwycił ją i ruszyli w kierunku spalonej osady, jechali dzień i noc, aż w końcu znaleźli się na cmentarzysku jaki pozostawili. Niklaus wykopał ogromy dół, do którego przeniósł zwęglone zwłoki męża Penelope i jej dzieci. Ona posadziła na nim kilka pięknych białych kwiatów, do oczu napłynęły jej łzy.
-Nie powinnaś płakać za przeszłością oni nie żyją i nic na to nie poradzisz. Ty będziesz żyć wiecznie i powinnaś się radować z tego powodu.
-Ale nie mogę, nie potrafię. Ja żyję dla Ciebie, a moje dzieci dla mnie nie żyją.
-Jakie wzruszenie. - usłyszała, lecz nie były to słowa Klausa.
-Finn- powiedział Pierwotny- Co ty tu robisz ? Myśleliśmy, że uciekłeś. - zadrwił lekko.
- Przemieniłem Sage, braciszku, mamy zamiar popłynąć na Stary Kontynent, razem i nawet ty nam w tym nie przeszkodzisz.
-Ja chcę tylko, abyśmy byli połączeni jak jedna rodzina, razem, wróć do nas, sam.
-Sage jest teraz najważniejsza w moim życiu Niklause. Żegnaj. -powiedział i odwrócił się w stronę swojej ukochanej, które czekała na niego pośród drzew. Jednak Pierwotny nie poddał się tak szybko, rzucił się na swojego młodszego brata, a ten upadł u jego stóp, przybierając szarawą barwę i złuszczona skórę. Penelope i Sage krzyknęły.
-Coś ty zrobił ?! Zabiłeś go. - powiedziała Pierwotna. Ruda nie ruszała się z miejsca , była zbyt oszołomiona tym wszystkim lecz po chwili uciekła. Niklaus upadł na kolanach przy ciele brata.
-Ja... ja … nie chciałem go zabić.
-Ale to zrobiłeś ! Jesteś mordercą jak Mikael, mordujesz własną rodzinę. - powiedziała przez łzy stojąc nad nimi.

Obecnie.
W Mystic Falls znajdował się tylko jeden kościół, wybudowany tuż po spaleniu poprzedniego w 1864 roku, wysoki, z ciemnego kamienia. Weszła cicho do środka , przeżegnała się i odnalazła wolny konfesjonał, uklękła i nachyliła się ku twarzy księdza.
-Wybacz mi ojcze bo zgrzeszyłam.
- Bóg wybacza nam nasze grzechy córko, powiedz mi czym tak zraniłaś jego oblicze.
-Jestem mordercą ojcze. - powiedziała.
-Taka młoda istota jak ty ? -zdziwił się.
-Widzisz, wcale nie jestem taka młoda, urodziłam się dawno temu, zanim odkryto Amerykę, zanim urodził się Jezus. -powiedziała. - Morduje od wieków , ale ostatnio nie czerpię z tego satysfakcji, czy to może przez fakt, że się znudziłam, odnalazłam męża, straciłam kochanka ? -pytała zadumana, ksiądz się wściekł, wyszedł z konfesjonału i kazał jej się wynosić. Penelope rozejrzała się po kościele. - Ok – westchnęła głośno- Sam tego chciałeś – wysunęła swoje dwa przednie kły, uśmiechnęła się szeroko i zatopiła się w tętnicy szyjnej księdza. Gdy jadła usłyszała zanany jej, choć dawno nieobecny chód. - Zostawiłabyś mi trochę, też jestem głodny. - powiedział Kol, gdy odwróciła się w jego stronę z jeszcze większym uśmiechem.

012. Pozory

Penelope uważnie obserwowała każdy ruch Kol'a w miasteczku, obecnie siedziała w jednej z kawiarni i patrzyła jak wraz z Rebekah siedzą przy fontannie w centrum Mystic Fall's. Byli radośni i uśmiechnięci, pełni chęci do życia, nie to co ona. Po wczorajszych słowach Damona, zastanawiała się czy wtedy w 1860 roku, nie zahipnotyzowała go, czy może jednak to była prawdziwa miłość. Już nie była pewna, co się wtedy wydarzyło, mimo iż pamiętała wydarzenia na przykład z XV wieku. Nagle do jej stolika ktoś się do niej dosiadł.
- Alarick ? Co za miła niespodzianka. - powiedziała, gdy go ujrzała.
- Tak, Meridtith mi powiedziała, żebym Ci zaufał. Nie wiem skąd się znacie, ale …
-Postanowiłeś jej zaufać. Nie martw się to człowiek i na pewno nie chce być wampirem. - gestem ręki zawołała kelnera i zamówiła dwie kawy. - Jak wam się układa ?
- Dobrze. Mer jest inna.. od tych wszystkich kobieta jakie poznałem. Jest waleczna.. tak jak ja. Wie o wampirach, wilkołakach, więc jest łatwiej.
- Słyszałam o Jenny, naprawdę mi przykro. To była miła dziewczyna, gdy ją znałam.
- Tak, Elena powiedziała mi, że mieszkałaś już w Mystic Falls. Znałaś dobrze rodzinę Gilbertów i Summersów?
- Znałam dobrze Johna i Jenny. Mili ludzie. - spojrzała na niego. Na dźwięk imienia swojej byłej ukochanej w jego oczach pojawiły się łzy. - Należy opłakiwać ludzi Rick, nawet tych najbardziej bezczelnych.
-Więc to ty zostawiłaś kwiaty.
- Tak, postawiłeś Isobel bardzo ładny pomnik. - mężczyzna przytaknął. - Chciałem, aby Elena miała jakieś miejsce do jej odwiedzin.
-Rozumiem. Przyszedłeś do mnie w konkretnej sprawie ?
-Tak. Wyrzucałem niedawno, ostatnie rzeczy Isobel, znalazłem w nich list do Ciebie. - wręczył jej kopertę. - Nie otwierałem go, nie wiem co w nim jest. Mimo wszystko miło się rozmawiało. - dopił kawę i odszedł. Wampirzyca wzięła kopertę do ręki, była już dość zblaknięta, miała może ze dwa lata. Ostrożnie otworzyła ja i wyjęła z niej list zaadresowany do siebie.

,,Droga Penelope,
skoro to czytasz, to znaczy, że Twój ojciec dopełnij swojej obietnicy i mnie zabił. Mam tylko nadzieję, iż Elena jest żywa i John również. Chciałam, abyś mi wybaczyła te lata zdrady z mojej strony. Nie było mi łatwo, gdy powiedziałaś mi, że Elena jest potomkinią Elijaha, ale zrobiłam wszystko co w mojej mocy by się o tym nie dowiedział. Zabiłam wszystkich ludzi, którzy mogli by o tym wiedzieć. Wyczyściłam Ukrainę. Zaopiekuj się Rickiem.

Isobel”

Wampirzyca skończyła czytać, nie spodziewała się, że Isobel poleci na Ukrainę i znajdzie to miejsce, gdzie zaczęła się historia jej rodu.

Polska – Ukraina, okolice Lublin – Lwów, około 170 roku naszej ery.

Penelope gnała na koniu, co chwila odwracała się za siebie, miała nadzieję, że zgubiła już ludzi swojego ojca, którzy mieli ją pilnować, lecz byli to tylko śmiertelnicy, a on już dawno przekroczyła rozległą rzekę, by znaleźć się na terytorium Wentów. Lato było gorące, od jej przemiany minęło już kilkaset lat. Zdarzyli się już zadomowić w Europie. Ona, Rebekah, Klaus i Elijah. Jechała dzień i noc, by znaleźć wreszcie małą osadę około 200 kilometrów, na wschód od rzeki. Było tam kilkanaście lepianek, ludzie była nędzni odziani i wyraźnie przestraszeni jej przybyciem. Wampirzyca przywiązała konia do drzewa, rozejrzała się dookoła siebie. Były tu same pola, w odległości kilku mil widziała zarys lasów i rzek. Wzniesienia otaczały wioskę położoną w dolinie. Gdy ruszyła w jej kierunku , mieszkańcy zaczęli chować się do swoich izdebek. Widać, nie była pierwszą szlachcianką, która się u nich pojawiła, a może wiedzieli kim jest? Tylko jeden dość młody chłopak nie schował się do domu, wołała go rodzina, lecz on stał na środku drogi.
- Znam Cię,. -powiedział do niej.
-Mnie ? Jesteś tego pewien ? -zapytała
-Tak. ,, A oto pewnego dnia, przybędzie do was niewiasta, piękna jak wschód słońca i morski wiatr. O włosach koloru złocistego łanu, oczach okrągłych jak kamień, a usta jej będą przeklęte, gdyż pożywiać się będzie nami, lecz mojemu rodowi nic nie zrobi. Gdysz imię jej Penelopena będzie oznaczało wybawienie nas. Piękna dama z zachodu, za wielkiej rzeki, przyjedzie by nas wybawić. „ - wyrecytował jej słowa, miał zamknięte oczy.
- Skąd to znasz ? Kto to napisał ? -zapytała zdumiona.
-Zalożycielka naszego rodu...
-Tatia. - dokończyła za niego.
- Tak miała na imię, lecz u nas zmieniła się w Tatianę. Oczekuję Ciebie Penelopeno.
-Jak masz na imię ? -zapytała, podchodząc do niego. Teraz zaczęła coś zauważać, jakieś podobieństwo. Może podbródek ? Kolor oczu ? Dłonie ?
- Jestem Ivanov. Tak mnie tu zwią. Wybawisz naszą rodzinę ?
- Wiesz kim jestem? Jakim jestem stworzeniem ? A może wcale nie jestem Pnelopeną ?
-Musisz być. Żadna kobieta nie odwiedziła nas od lat. - w jego oczach zniknęła ta iskierka nadziei, którą miał na początku. - Żywisz się ludzką krwią, prawda ? - wampirzyca przytaknęła.
- Wywodzisz się z prostej linii od Tatiany ? - przytaknął. - Jesteś najmłodszy ?
-Nie, mam jeszcze siostrę, Katiję. - wskazał maleńką cudną niewiastę, podobną do Tati. Penelope ruszyła w jej stronę, rodziną chciała ją ukryć w środku, lecz nie zdarzyli. Wampirzyca chwyciła ją w swoje dłonie i ponownie stanęła przed chłopakiem. Spojrzała w oczy dziewczynki, były identyczne.
-Więc to ty masz złamać klątwę. - powiedziała. Maleńka zaczęła płakać i szlochać, wzywała matkę, lecz kobieta była za bardzo przerażona by podbiec do córki. - Zabiorę Ciebie i Twoją siostrę, ukryję was, lecz tylko waszą dwójkę. - powiedziała.
- A co zresztą. ? - zapytał Ivanov. Penelope wzruszyła ramionami, nie wypuszczając dziewczyny z rąk, zawróciła w stronę swojego konia.
- Idziesz ? Tylko znajdź dobrego wierzchowca.


Rebekah moczyła swoje nogi w lodowatej wodzie rzeki, długie blond włosy, łagodnie opadały na jej ramiona. Miała pomalowane paznokcie w rąk i stóp, na policzkach miała odrobinę różu a oczy mocno podkreśliła kredką i tuszem. Wargi pomalowała na czerwono-krwisty kolor. Miała na sobie białą sukienkę spod, której prześwitywała czarna bielizna.
- Zaczynasz ubierać się jak dziwka. - skomentowała Penelope, gdy przysiadła się obok niej.
-Kto ? -zapytała zdumiona blondyna, obejmując ją i kładąc się jej na kolana.
- Panna lekkich obyczajów. Dziwka. Suka. Kurwa, możesz sobie wybrać.
- Tak słyszałam coś, jak zostałam obudzona wcześniej, ale jeszcze nie przystosowałam się w stu procentach do XXI wieku, chociaż w przeciwieństwie do Kol'a i Finn'a czuję się tu jak ryba w wodzie.
-Musi być im trudno, obudzić się po prawie siedmiu wiekach snu.
- Finnowi. Kol jest wniebowzięty, dziewczyny, które więcej odkrywają, niż zakrywają, alkohol, papierosy, samochody, telewizja, internet.
-Tobie też się to podoba ?
-Mi się podoba to, że znowu jesteśmy razem. - objęła ją mocniej. - Wyskoczymy do jakiegoś klubu ? - Penelope uniosła brwi do góry.
- Serio ?
-Klaus mówi, że to niezła sprawa.
- Jak to dobrze, że nie widziałaś rewolucji seksualnej w latach 50. - wampirzyce zaśmiały się. Nagle usłyszały zbliżające się kroki, dwóch mężczyzn.
- Penelope zabiera mnie dziś do klubu. - rzuciła Klausowi z szerokim uśmiechem.
- Tylko się tam nie spijcie za bardzo i nie wymordujecie połowy miasta. - dziewczęta znowu się zaśmiały. - To był jednak zły pomysł, aby uwolnić Cię z trumny.
- Nigdy nie potrafiłeś być zabawny Nick, w przeciwieństwie do swojej córki. - obdarzyła ją pocałunkiem w policzek.
- Nie przyszliśmy chyba, żeby podziwiać, waszą radość dziewczęta. - powiedział chłodno Elijah. Nie wiedziała co się z nim ostatnio dzieje, ignoruje jej telefony, nie chce się z nią spotkać, zaczął traktować ją jak powietrze.
- Esther chce zabić was wszystkich.
- Wszystkich ? -zapytała zdziwiona blondynka. - Ale …. co ja jej takiego zrobiłam ? -zapytała rozżalona.
- Chce naprawić swój błąd, który popełniła zamieniając was w wampiry. Połączyła was zaklęciem. Niedługo umrzecie. - odparła.
- Widzisz ? - powiedział Klaus do Elijaha. - Miałem rację, ona nie chce tylko mojej śmierci, chce zabić nasz wszystkich, a ja jestem tylko extra bonusem. Młodszy z braci spuścił wzrok, do końca wierzył w dobre intencje swojej matki.
- Skąd to wiesz ? -zapytał Elijah po chwili.
- Poprosiłam Kate, aby udawała Elenę, wasza matka dała się nabrać, nie wyczuła podstępu. Będzie jej potrzeba krew Eleny, inaczej nie dopełnimy rytuału. Wydaje mi się, że wiem co chce zrobić i kiedy się to odbędzie, ale potrzebuję czasu.
-Możemy zaufać tej suce ? Już nie raz nas wystawiła. - powiedziała Rebekah.
- Kate jest lojalna wobec niej, bo ja nie chcę jej zabić. - odparła.
- Więc jaki masz plan ? -zapytał Elijah.
- Muszę na razie odnaleźć pewną starą księgę, wtedy będziemy mogli coś zdziałać. - trójka wampirów przytaknęła, nie mieli innego pomysłu. Ich matka była potężną wiedźmą, nie można jej było łatwo skrzywdzić. Mogli polegać tylko na swojej czwórce, tylko sobie mogli w tej chwili ufać.
-Możemy porozmawiać na osobności ? -zapytał ją Elijah, wampirzyca przytaknęła, pożegnała się z Rebekah, umówiły się na wieczorne wyjście, swojego ojca minęła prawie obojętnie, skinęła tylko przy nim głowę. Włożyła rękę pod ramię Elijaha, ruszyli w stronę lasu, w kierunku posiadłości Salvatorów.
-Ostatnio stałeś się jakiś nieobecny, wrogi wobec mnie. - powiedziała.
- Jestem w trudnej sytuacji. Muszę zbyt wiele kłamać, udawać, to moja matka, kocham ją...
-Ona chcę Cię zabić, zrozum to ! - krzyknęła.
- Nie podnoś na mnie głosu. - ostrzegł ją.
-Co się z Tobą do jasnej cholery dzieje. Elijah!? Czemu mnie ignorujesz, chodzi o Damona ?
- Wróciłaś do rodzinnego miasta, odnalazłaś męża, czego Ci do szczęścia potrzeba na pewno nie mnie.
- Przestań tak mówić. Zawsze byłeś mi drogi...
- Nie kochasz mnie tak jak kiedyś, nie sypiasz ze mną z miłości tylko dla przyjemności. Twoje pocałunki są toksyczne, bo nieszczere. Zaspokajam tylko twoje żądze, nic innego. Nie ma już między nami miłości, nie potrafię znieść, jak mówisz o nim, jak na niego patrzysz, dotykasz mnie. To był wzrok przeznaczony dla mnie, to moją skórę miałaś tak dotykać. Wszystko co kiedyś nas łączyło, przelałaś na niego, wszystko. Nie zauważyłaś, że między nami jest próżnia ? To na pewno nie jest miłość, to tylko zwykłe pragnienie. - wampirzyca milczała. Była zszokowana przemową Elijaha. Czyżby miał rację ? Nigdy o tym nie myślała, nie w ten sposób. Kochała go, a może myliła się ?
- To są tylko Twoje przypuszczenia. - wypaliła nagle, pchnęła go na drzewo i mocno przygniotła. - Może masz rację, nie ma już między nami nic, ale to nie znaczy, że Cię nie kocham.
-A można kochać, bez miłości ? -zapytał
- Ja..... - nie wiedziała co powiedzieć, puściła go .
-Nienawidź Klausa, on na to nie zasługuje. - powiedział i odszedł, zostawiając ją samą w lesie, z tysiącem pytań, lecz bez żadnej odpowiedzi.

011. 1943

Polska, listopad,1943 rok
Penelope siedziała w samochodzie, kazała nagle się zatrzymać i wysiadła, ulicą szedł wysoki, młody oficer, ubrany w niemiecki mundur. Wampirzyca ruszyła za nim, gdy mężczyzna się odwrócił, spostrzegł ją i zaczął uciekać. Zagrodziła mu drogę i uśmiechnęła się szyderczo.
-Thomas Dickens. Kapitan Dickens, jak się nie mylę. Zachcesz mi towarzyszyć ? -zapytała i chwyciła go pod ramię, Thomas był bardzo zdenerwowany. Każda żyła pulsowała, ręce mu się trzęsły.
-Czego chcesz ? -zapytał po chwili.
-Miałam układ z twoimi szefami, więc dlaczego oni morduję mi moich znajomych ? - wymienili się spojrzeniami.
-Doszło do ataków jak zapewne wiesz, zginęło kilkanaście tysięcy ludzi, powiedzieliśmy, że to …. rewolucyjne zamieszki, ale nie możemy na to pozwolić.... żeby twoja rasa nas zabijała. - wycedził przez zaciśnięte zęby. Czuł do niej nienawiść i obrzydzenie, ale też strach i nie pohamowany pociąg do niej.
-Zabijacie ich, a mieliśmy układ, wracaj do Londynu i powiedz swoim przełożony, że wkurzyli mnie i moją rodzinę ….
-Twoją rodzinę ? -zapytał
- Uciekajcie, póki mam ważniejsze sprawy do załatwienia. - puściła go, mężczyzna zaczął oddalać się przyspieszonym krokiem, w końcu biegł. Wampirzyca wsiadła do samochodu i kazała się dalej wieźć, mijała posępnych ludzi, którzy byli przepełnieni strachem, rozglądali się czujnie, nie ufali nikomu. Gdyby nie list od Iriny, nie przyjechałaby tu, nie interesowała ją ta wojna, w przeciwieństwie do Elijaha i Klausa, ona wolała się wylegiwać w Australii wraz z Kate. Skręcili teraz w prawo, poza miasto, mijali tylko pola obstawione niemieckimi żołnierzami, lecz niektórzy to byli Brytyjczycy, dobrze jej znani Brytyjczycy. Uśmiechała się do nich, a oni jakby bladli widząc ją w powozie. Czy miała szacunek wśród nich ? Nie. Raczej paniczny strach przed tym co mogła im zrobić. Zatrzymali się przed wielką , mosiężną bramą, z gracją wysiadła z samochodu, splotła ręce pod biustem i ruszyła do budki strażników.
-Dzień dobry. Poszukuję kapitana Hernezotchilza.- żołnierz przyjrzał się jej dokładnie, uśmiechnął się do niej delikatnie i poprosił by poszła za nim. Ludzie, którzy zaczęli gromadzić się przy ogrodzeniu z drutu kolczastego uważnie się jej przyglądali, w tłumie zobaczyła twarz Iriny i jej rodziny. Dała jej znak, aby śledziła ją i podeszła do głównej bramy. Stanęli przed piętrowym budynkiem, żołnierz poprosił ją o pozostaniu na zewnątrz, sam wszedł do środka. Wampirzyca zorientowała się, że ktoś ją obserwuje, odwróciła się gwałtownie do tyłu, lecz nikogo nie zobaczyła. Czuła obecność, kogoś jej znanego, kogoś kogo znała, za jego ludzkiego życia. Po chwili wyszedł do niej kap. Hernezotchilz. Ujął jej dłoń i pocałował ją .
-Pani. -powiedział , żołnierz, który ją tu przyprowadził zdziwił się, że kapitan okazuje jakiejś kobiecie, takie względy. Chciał odejść, lecz poproszono, go aby został.
- Widzę, że dobrze Ci się tu wiedzie Eryku. - powiedziała.
- Pod ręką mam dostęp do krwi, sprowadziłem tu swoich znajomych – rozejrzał się dookoła.
- Jesteś niemoralny.
- W przeciwieństwie do Ciebie. - uśmiechnęła się z ironią. - Jak sądzę przybyłaś po Irinę.
- Czemu musiałam zostać tu sprowadzona i wyrwana z mojego przyjemnego życia, na drugiej półkuli. - rzekła obrażona. Eryk wzruszył tylko ramionami. - Zdajesz sobie sprawę, że większość z tych niemieckich żołnierzy, to brytyjscy Nemezis. - przytaknął. - Zabijcie ich, tylko tak, ażeby mój ojciec się nie dowiedział.
- Będzie to trudne zadanie....
- Lecz możliwe do zrealizowania. - Eryk nakazał żołnierzowi otworzyć bramę. Penelope weszła na teren, gdzie było pełno wyniszczonych ludzi, trzymali ją na dystans, bali się do niej podejść, jakby wyczuwali, że jest gorsza od tych, którzy ich przetrzymują. Nagle ktoś zarzucił się jej na szyję.
- Penelope. - wyszeptała młoda dziewczyna o kruczoczarnych włosach z mocno rosyjskim akcentem. - Dziękuję Penelope, mój ród zawsze będzie wdzięczny.....dla Ciebie... od teraz. - wypowiedziała niezbyt składniowe zdania po angielsku. - Sama bym się uratowała, dobrze o tym wiesz, lecz nie jestem jeszcze tak potężna, aby uratować moją rodzinę. - wampirzyca uściskała ją mocno, nakazała, aby cała jej rodzina podeszła do niej, a ona ich wywiezie do Ameryki gdzie będą bezpieczni. Ruszyli w kierunku wyjścia, Irina dumne uniosła głowę ku górze, by teraz wszyscy Ci, którzy jej nie wierzyli, że piękna, angielska Pani ja uratuje, mogli czuć się podle. Penelope objęła ją za ramię.
- Zapewnij im transport do Hiszpanii, stamtąd mają odpłynąć do Nowego Jorku, mają się tam znaleźć nie później , niż za dwa tygodnie. - kapitan przytaknął. - Ja jeszcze się tu rozejrzę, wydaje mi się, że znam tu jeszcze kogoś.
- Chcesz, aby inni zaczęli coś podejrzewać.
-Już podejrzewają, a ty raczej nie chcesz mnie we mnie wroga. - odwróciła się na pięcie i zaczęła się przechadzać. Wyczuwała coraz bardziej znajomy ludzki zapach, lecz teraz był on bardziej wampirzy. Skręciła do małej prowizorycznej kaplicy, otworzyła jej drzwi i przy ołtarzu ujrzała modlącego się mężczyznę. Zaczęła iść wolno w jego kierunku, rozpoznawała go, lecz to było dla niej niemożliwe, przecież miał nie żyć, tak jak jego brat, jej mąż. - Stefan ? - zapytała gdy podeszła już na tyle blisko, że mogła położyć dłoń na jego ramieniu. Mężczyzna odwrócił głowę, lecz nie był to już człowiek, lecz wampir, a jego twarz była zakrwawiona. - Stefan ! - powtórzyła ponownie, lecz tym razem z radością i opadła mu na szyję.

Obecnie , Mystic Falls.
- Stefan był w Polsce? Nie miałem pojęcia. - powiedział zadumany Damon, siedzieli obydwoje na moście Wickery, nogi mieli opuszczone, podpierali się dłońmi o asfalt. Penelope próbowała nawiązać z nim bliższy kontakt, relację, dawniej było jej łatwiej, było inaczej, bo on był inny.
- Tak, wpadł w sidła Nemezis, która go tam umieściła, zabrała mu pierścień, pozbawiła krwi, więc zaczął mordować , znowu.
-Ciągle powtarzasz Nemezis, oni są aż tak istotni ?
- Są bardzo istotni, zagrażają całej naszej rasie oraz wilkołakom i wiedźmom. Do pewnego czasu, a dokładnie do roku 1530 żyliśmy bez żadnych obaw, czy lęków. Byliśmy Panami świata, dopóki kilku ważnych Anglików nie przekonało innych ważnych osobistości, w tym nawet papieża, że ludzie nie są sami na świecie. Mieli nawet na to dowody, a jak wiesz legendy krążą od tysiącleci. Nemezis nas tropi, teraz nie zabijają, przestraszyli się Pierwotnych, gdy nie potrafili ich zabić, skrzywdzić..... starają się, abyśmy jak najmniej ingerowali w ludzie życie.
- Nie byli chyba w Mystic Falls. - powiedział z ironią.
- Nie byli, ale już są. - dodała. Damon spojrzał na nią podejrzanie. - Nie wiedzą ilu nas tu jest, wampirów, wilkołaków, wiedźm, nie zrobią nam krzywdy , dopóki my im nie zrobimy.
- Sensowne rozwiązanie.
- Ale ty mi nie ufasz, nie wierzysz w moje słowa. - powiedziała. - Ja Ci wierzę, nie może to działać w dwie strony ?
- To już kwestia sporna. - odparł.
- To na mnie nie działa. - powiedziała.
- Co ? -zapytał zdziwiony.
- Twój urok osobisty, styl, wdzięk ...
- Czyli przyznajesz, że mam coś w sobie ?- uniósł brwi i zamrugał nimi. Wampirzyca się roześmiała. Miłą atmosferę przerwała im wiadomość do Damona. - Miło się gadało, ale teraz mój urok muszę zastosować na kimś innym. - pochwycił jej twarz i pocałował ją w usta.
- Gdyby nie Elena.....
- Nie kochanie, nie mielibyśmy żadnych szans.....

1943 rok, Polska .
Stefan siedział opatulony w dwa ręczniki w jednym z niemieckich hoteli w Polsce, Penelope siedziała na krześle, uważnie mu się przyglądała, był strasznie poraniony od ran zadanych mu ostrzem nasączonym w werbenie. Nie pozwalał jej się dotykać, był bardzo ostrożny wobec niej.
- Porozmawiasz ze mną wreszcie ? - nalegała, jednak starała się by jej ton nie był zbyt ostry, nie chciała go wystraszyć.
- Powinnaś być martwa. - odparł wreszcie.
-Tak, zresztą tak samo jak ty. - odpowiedziała.
- Byłaś już wampirzycą, gdy dołączyłaś do nas, prawda ? - przytaknęła. - I wymazałaś mu pamięć, żeby Cię nie pamiętał, ale czemu mnie oszczędziłaś ? -zapytał
- Słucham ? - był zdziwiona tym co usłyszała. - Nie wymazywałam wam pamięci.
- To czemu mój brat, gdy obudził się rano po pogrzebie, nie pamiętał Ciebie, nie pamiętał, że miał żonę, że wczoraj był jej pogrzeb, nie pamiętał nic. - Penelope podparła głowę na krześle, po jej policzkach spłynęły łzy.
- Poiłam Cię werbeną, przez te lata, gdy mieszkałam z wami, dużymi ilościami werbeny, tak, żebym nie mogła Ci zrobić krzywdy, dlatego wszystko pamiętasz. Damon zapomniał, bo miał jej mniej w swoim organizmie. Wiem, kto to zrobił, ale to nie byłam ja. Przysięgam. - zaniosła się płaczem. - Damon był jedynym mężczyzną, którego pokochałam tak bardzo prawdziwie, zrozum. - wstała z miejsca i zamknęła się w łazience. Jak on mógł to zrobić, jak jej własny ojciec mógł to zrobić. Jak Kate mogła jej nie powiedzieć prawdy. Czuła się oszukana i zdradzona, prze bliskie im osoby. Wróciła do pokoju. - Kto Cię przemienił ? -zapytała
- Nazywała się Katherine Pierce. - powiedział.
-Nazywała się ?
-Tak, nie żyje została spalona w starym kościele w Mystic Falls. - Penelope uniosła brwi do góry ,,A to suka” pomyślałam, jednak nie wyprowadzała go z błędu, lepiej było dla niego, że myśli iż nie żyje, póki Kate nie wyperswaduje sobie jego z głowy. Musiała teraz myśleć realnie, świadomie, najmniejszy błąd i wszystko przepadnie, później zastanowi się co zrobić – Wrócisz do Ameryki, nie możesz tu zostać, to niebezpieczne. Wieczorem, zapewnię Ci transport do Anglii, pojedziesz ze mną. - wstała i ruszyła ku wyjściu, musiała załatwić kilka spraw w recepcji.
- Ile masz lat ? - zapytał ją , wampirzyca przystanęła.
- Jestem stara, bardzo stara, choć nie wyglądam. Mam ponad dwa tysiące lat, jeżeli by Cię to interesowało. - powiedziała. Stefan spojrzał na nią dziwnie. - Uwierz mi są starsi ode mnie. Masz tutaj zostać, nie ruszaj się, teraz znajdę Cię wszędzie.
-Nie chcę Twojej pomocy- powiedział.
- Jasne, idź wyjdź na ulicę bez pierścienia, zabijaj przypadkowych ludzi, a uwierz mi nie pożyjesz dłużej niż dobę.
-Tam jakoś przetrwałem. - powiedział.
-Ile ?
-Ile co ? -zapytał
- Ile tam spędziłeś ? - powtórzyła swoje pytanie.
- Dwa miesiące. Przyjechałem walczyć, nie wiedziałem, że zorientują się kim jestem. Lexi powiedziała, że to mi dobrze zrobi.
- Lexi, mówisz ? Chyba będę musiała ją odwiedzić. - była wściekła, wszyscy którym ufała okłamywali ją i taili przed nią, że jej mąż żyje. Nie wiedziała, czy są oni tacy głupi, czy myśleli, że się nie dowie. - Odzyskam Twój pierścień do jutra rana, wywiozę Cię i dam Ci spokój, jeżeli nie będziesz chciał mnie już więcej widzieć, ale czy możesz mi powiedzieć, gdzie jest Damon ? -zapytała
- Nie, nie mogę Ci powiedzieć, ponieważ nie wiem, gdzie on jest. Przykro mi. - powiedział i rozłożył się na łóżku, przykrył się kołdrą i spoglądał w okno.
- Przyniosę Ci krwi, szybciej się wygoisz.

-Kim była ta dziewczyna, po która przyjechałaś ? -zapytał ją , gdy jechali już pociągiem do Francji.
- To czarownica Irina Prikovitzova, bardzo mądra, w przyszłości będzie bardzo potężną czarownicą. Poznałam ją dwanaście lat temu w Lwowie, była wtedy malutką dziewczynką, miała chyba z osiem, czy dziewięć lat, ale umiała już rzucać niezłe zaklęcia.
- Przyjechałaś ją uratować ?
- Tak, napisała do mnie list z prośbą, nie potrafiła wyprowadzić swojej rodziny, jest na to za słaba, nie ma tyle mocy.
- Mnie wampiryzm zmienił, ale ty chyba...
- Ja już wtedy byłam wampirzycą, nie zapominaj. - uśmiechnęła się do niego, chciała go złapać za dłoń, lecz odsunął ją od niej. Zrobiło jej się smutno, w tym momencie chciała dać mu wszystko, chciała, aby poczuł się szczęśliwy, lecz on raczej nie będzie już taki. - Nienawidzisz tego, prawda, bycia wampirem ?
- Nie, to nie oto tutaj chodzi, ja.... namówiłem Damona, żeby przeszedł przemianę i on mnie przez to znienawidził.
- To Twój brat, on kocha Cię mimo wszystko. - powiedziała. Właśnie mimo wszystko, czyż ona nie powinna kochać Klausa mimo wszystko, nawet po tym , co zrobił. Nie brała pod uwagę opcji, że to ktoś inny, mógł zrobić. Elijah nie posunął by się do czegoś takiego, Rebekah, była szczęśliwa z jej szczęścia, tylko Klaus był wtedy wszystkiemu przeciwny. Uważał, że ją stracił, że jeszcze doprowadzi do tego, że przemieni Damona. Tego by już nie zniósł. Pociąg wjeżdżał właśnie na stację w Berlinie. - Tutaj będziemy musieli się pożegnać. To mój adres. - wręczyła mu kartkę papieru zwinięta w rulon. - Pisz do mnie, proszę, jeżeli będziesz potrzebował pomocy, również. Ja muszę załatwić jedną sprawę w Berlinie. - obdarzyła go pocałunkiem w policzek i wyszła z przedziału. Miała nadzieję, że odnajdzie, go po wojnie, lecz teraz musiała się z kimś rozmówić. Wsiadła w samochód, który został podstawiony pod stację i ruszyła do centrum, wysiadła przed wielkim budynkiem, w którym było pełno ludzi. Weszła do środka, kilku niemieckich oficerów chciało ją zatrzymać, lecz gdy ujrzeli jej twarz kiwnęli tylko głowami. Bez pukania otworzyła wielkie dębowe drzwi, odszukała go spojrzeniem i powiedziała, zalewając się łzami. - Jak mogłeś, jak mogłeś mi nie powiedzieć, że on żyje, jak mogłeś wymazać mu pamięć. Jestem moim ojcem do cholery, nie powinieneś mi tego robić Niklaus, nie powinieneś. - usiadła na podłodze zakrywając twarz dłońmi, nie rozumiała, czemu Elijah stojący obok Klausa nie podszedł do niej i nie przytulił jej. Czemu ?