Klaus ostrożnie wstał z łóżka, nie
chciał obudzić śpiącej obok Caroline, oparł się o komodę w
sypialni i zaczął sączyć świeżą krew, którą przyniósł mu
Josh i przyglądać się blond wampirzycy. Dla niego była taka
niewinna i naiwna, dziecinna, ale też kobieca i potrafiła się
buntować, trochę przypominała mu Penelope, zawsze w swoich
kobietach doszukiwał się cząstki swojej córki, u Caroline ją
widział, może chodziło tutaj o to, że zostały przemienione w
podobnym wieku? Uśmiechnął się pod nosem, kiedy ostatni raz był
tak szczęśliwy z kobietą przy boku ? Czyżby to było za czasów
Tati? Jednak teraz nie musiał się nią dzielić z bratem, Carolinie
jej nie przypominała , była inna, tak bardzo inna, jak tylko mógł
to sobie wyobrazić, po części podoba do niego. Wampirzyca zaczęła
się przebudzać, podszedł do łóżka i usiadł na jego krawędzi,
delikatnie zaczął gładzić swoją dłonią jej policzek. - Witaj
kochanie. -powiedział i pocałował ją w kraniec nosa. Dziewczyna
się uśmiechnęła, przy jego boku czuła się doceniana, ale też
bezpieczna i szczęśliwa. Pierwotny przystawił jej pod twarz
kieliszek z krwią, wzięła go i napiła się z niego. - Może
chcesz mojej krwi ? -zapytał ją, pokiwała sprzecznie głową.
- Raz mi wystarczy.-odparła.
Energicznie podniosła się i zaczęła szukać swojej bielizny,
Klaus pochwycił jej stanik i zaczął nim wymachiwać.
-Tego szukasz ? - Caroline podeszła do
niego i próbowała mu to wyrwać, lecz on był sprytniejszy, zaczęli
tak się przekomarzać, aż ponownie wylądowali w łóżku.
-Ja mam szkołę, Klaus, muszę się
uczyć i muszę już iść. - powiedziała łagodnie.
-Ale przyjdziesz później ? -zapytał
pełen nadziei.
-Oczywiście. - pocałowała go w usta
i w biegu się ubierając wybiegła z jego rezydencji. Pierwotny
stanął przy oknie, obserwował ją dopóki, nie zniknęła mu
całkowicie z oczu, usłyszał wtedy rozmowę, dwójki dobrze znanych
mu osób.
-Jeżeli jest szczęśliwy, to daj mu
spokój. - zaczęła konsekwentnie Penelope.
- Nie wyobrażam sobie, żeby Klaus
mógł zakochać się w kimś tak młodym i niedoświadczonym. -
odparł Elijaha.
- Przepraszam, mam Ci przypominać
Twoje maślane oczy do Kate.-odburknęła.
- Kate to nie... - ,,ty” chciał
powiedzieć, ale urwał na chwilę, byli zbyt blisko posiadłości
Klausa i zdawał sobie sprawę, że on może to usłyszeć. - .. to
nie Tatia, ją kochałem najmocniej. -odparł. Otworzył drzwi do
rezydencji swojego brata i wpuścił ją przodem, minęli pokój w
którym stały dwie zamknięte trumny i łoże, na którym leżała
przykryta białym materiałem Rebekah.
-Jednak przyszliście, obydwoje.
-powiedział Klaus, schodząc po schodach. - Śniadanie ? -zapytał
wznosząc do góry kielich z krwią.
- Nie, dziękujemy. -odparła Penelope,
usiadła na fotelu przy kominie w salonie, Elijah nadal stał, bała
się, że zechce skonfrontować się z bratem. W końcu Klaus zszedł
i stanął obok niego.
-Bracie.-powiedział. - Chciałem Cie
prosić o wybaczenie.
-O wybaczenie? -zapytał z nutką
ironii.
-Tak, to co zrobiłem.... wiem, było
niewybaczalnym błędem, nie chciałem Cię zamykać w trumnie, nie
Ciebie mój bracie. -położył swoją dłoń na jego ramieniu. -
Chcę, byśmy znów tworzyli rodzinę, jak za dawnych lat, nie ma już
Mikaela, nasi bracia zostali odnalezieni, Rebekah znów będzie czuła
się szczęśliwa mając u boku Penelope. - wampirzyca patrzyła na
nich, nie była przekonania co prawdziwości tych słów, ale
wiedziała, że jej ojciec od dawna chce połączyć rodzinę, a
skoro nie ma już Mikaela, to on jest teraz głową rodziny, jako
najstarszy z braci.
-Dobrze. -powiedział Elijah. -
Wybaczam Ci, mi też zależy, aby nasza rodzina się połączyła. -
objął go braterskim uściskiem i wyrwał mu szklankę z dłoni, po
czym się z niej napił.
-Nie!-powiedziała zbulwersowana
Penelope. - Nie! Wy oszuście, teraz bym nie doprowadziła do rozlewu
krwi, ale wiem, że jak zostawię was samych to się pozabijacie ! -
krzyknęła oburzona. Klaus zaczął się z niej śmiać.
- Wybacz mi moja droga, ale wierzę
mojemu brata, dobrze wiesz, że to człowiek honoru. - Penelope
próbowała się uśmiechnąć, ale nic jej z tego nie wychodziło.
Idąc do domu ojca, szła z zamiarem zobaczenia walki między nim, a
Elijahem, rozdzielenia ich i w możliwości dojścia do jakiegoś
rozejmu, ale żeby od razu ,,Oh bracie kocham Cię i wybaczam Ci , że
chciałeś mi wyrwać serca” nie no to już była przesada, znała
ich na tyle długo, że wiedziała im prędzej się pozabijają, niż
wybaczą.
-Jesteście nieznośni i
nieprzewidywalni, jak dzieci. - powiedziała z naciskiem na ostatnie
słowo, chciał wyjść, ale Klaus ją zatrzymał.
-Poczekaj chcę z Tobą porozmawiać. -
powiedział, obydwoje spojrzeli na Elijaha.
-Mam umówione spotkanie, więc i tak
już muszę wychodzić, wybaczcie. - pochwycił rękę wampirzycy i
pocałował ją . Gdy oddalił się na odpowiednią odległość,
Klaus poprosił Penelope by ponownie zajęła miejsce w fotelu.
- O czym chciałeś, ze mną
porozmawiać ? -zapytała.
-Chcę Cię błagać, błagać jak to
jest tylko możliwe.
- O co ? -była coraz bardziej
zdumiona. Ojciec podszedł do niej, złapał ją za dłoń i
wyszeptał do ucha.
- Żebyś powstrzymała otwarcie trumny
z moją matką w środku. - wampirzyca poderwała się gwałtownie,
instynktownie spoliczkowała go i odsunęła się delikatnie.
-Jak mogłeś mi, MI , nie powiedzieć,
że to Esther jest w trumnie, ona nas pozabija, jeżeli nie
wszystkich to mnie i Ciebie ! -krzyknęła, była w furii, obłędzie,
w jednej chwili przestała racjonalnie myśleć.
-Gdzie jest trumna ? -zapytał
- Tam, no …. wiesz... stara …... w
jaskini, gdzie malowaliśmy nasze malowidła. - powiedziała. - Lecz
my tam nie wejdziemy, wampir nie może tam wejść, Owen, Owen tam
jest, pojadę tam i broń się wysyłać tam swoje hybrydy, bo je
pozabijam, sama to załatwię. - roztrzęsiona zaczęła wychodzić z
posiadłości.
- Ostatni raz jak sama wszystko
załatwiałaś o mały włosy, abyś rozpętała wojnę nuklearną.
- Ale Bush przycisku nie wcisnął. -
odgryzła mu się.
Zaczęła iść, lecz nagle stanęła,
musiała wszystko przemyśleć, dokąd zmierza, co chce zrobić,
próbowała się dodzwonić do Owena, ale nie odbierał. Pobiegła do
lasu, odnalazła tunel, który prowadził do jaskini, weszła tam
ostrożnie, nie słyszała nikogo, zaczęła iść. Gdy w końcu
znalazła się przy niej, odetchnęła z ulgą. Trumna była
zamknięta, nikogo nie było w środku. Oparła się na chwilę o
zimne ściany jaskini, popatrzyła na rysunki i uśmiechnęła się
pod nosem, przypomniała sobie jak sama tutaj malowała.
Mystic Falls za czasów Pierwotnych
Rebekha i Penelope szły szybko
ścieżką w lesie, mniejsza blondynka ściskała większą za rękę.
- Dziadek mówił, że nie wolno tam
tu chodzić.
-Ale dziadek, nie musi o niczym
wiedzieć.- uśmiechnęła się do niej.- Zresztą będzie tam Nick,
nic nam się złego nie stanie. - dziewczyna uśmiechnęła się gdy
usłyszała, jego imię, bardzo lubiła przebywać w towarzystwie
wujka, był z nim bardzo zżyta. Zaczęły wchodzić do
ciemnego,wąskiego tunelu, Rebekah dotykała ściany i ostrożnie
stawiała kroki, Penelope szła za nią. Po kilkunastu minutach drogi
ukazała się jej oczom wielka jaskinia, jej ściany po części
zostały ozdobione malowidłami. Dziewczyna stanęła na jej środku
i zaczęła się obracać.
-Jest ładniejsza, niż w Twoich
opowieściach. - powiedziała. Za kamieni wychylił się Klaus.
- Po co ją tu przyprowadziłaś
?-zapytał oburzony - Droga przez las jest niebezpieczna. - dodał.
- Ale tutaj jesteśmy z Tobą i już
jesteśmy bezpieczne. Po drugie Penelope chciała się z Tobą
zobaczyć. - dziewczyna już wtulała się w silne ramiona Klausa.
-Mogę coś narysować ? -zapytała
nieśmiało. Mężczyzna wręczył jej białą kredę, posadził
sobie na barki i podszedł do jednej ze ścian.
-Podpisz się tutaj. -powiedział.
Dziewczyna rozejrzała się po ścianie, zobaczyła napis ,,Niklaus,
Elijah, Rebekah”. -Nie martw się, na pewno dobrze wyjdzie,
przecież umiesz pisać, pisz śmiało. -zachęcał ją. Penelope
przyłożyła kredę do ściany i napisała ,,Penelopena”
Klaus odebrał telefon od córki, że
trumna nie została otwarta, siedział właśnie pod jednym z drzew
przy szkole, akurat była przerwa, Caroline usiadła przy jednym ze
stolików wraz z Eleną. Dziewczęta o czymś rozmawiały i śmiały
się.
-Masz takie ładne dołeczki w
policzkach, gdy się uśmiechasz. -powiedział szeptem, wampirzyca
momentalnie oblała się rumieńcem.
-Co jest ? -zapytała Elena.
-Nic, jeszcze nic, niedługo Ci powiem,
ale ….
- Tyler wraca ? -zapytała
przyjaciółka.
-Nie, Tyler, wiesz, on … to już jest
przeszłość, odkąd mnie zranił wyjechał, nie dostałam od niego
żadnej wiadomość, nic, zero zainteresowania z jego strony.
-Znam go ? -zapytała ponownie.
-Kogo?- odparła radośnie blondynka.
- No faceta, który skradł Ci serce.
-Nie, jego nie znasz. -powiedziała
wampirzyca i ponownie oblała się rumieńcami. Nie oszukała Eleny,
faktycznie takiego Klausa, jakiego ona znała, jej przyjaciółka już
nie. Ukradkiem spojrzała w jego stronę, był lekko uśmiechnięty,
chyba zrozumiał o co jej chodziło. Caroline przeprosiła Elenę i
ruszyła w kierunku tylnego wejścia na salę gimnastyczną,
pierwotny udał się za nią, gdy zostali sami, szybko i
instynktownie przycisnął ją do ściany szkoły. - Klaus.
-powiedziała szeptem, jej oczy iskrzyły, tak bardzo jak jeszcze
nigdy dotąd. Czyżby znalazła miłość swojego życia ? Nie mogła
uwierzyć, że mężczyzna, wampir, którego uważała, za
największego mordercę w dziejach ludzkości , może tak kochać i
być taki wspaniały, jednak chciała zachować ich związek w
sekrecie, on także. Na razie nie chciała jeszcze bardziej ranić
Eleny, nie chciała też, by przyjaciółka pomyślała, że jest ona
po stronie ,,wroga”. Wargi wampira napierały na nią, a ona nie
potrafiła się im oprzeć, uległa jego pokusie i pocałowała go,
Klaus objął ją w tali i mocnej do siebie przycisnął, Caroline
chciała, aby ta chwila trwała zawsze, aby pozostali ze sobą, żeby
nie musieli się już nigdy rozdzielać.
- Pokochasz mnie, Caroline ? -zapytał
Klaus, blondynka spojrzała na niego niepewnie.
-Czemu pytasz, czy Cię pokocham,
przecież wiesz, że Cię kocham. -odparła.
-Nie zaznałem w moim życiu wiele
miłość, tak naprawdę kochała mnie i kocha tylko jedna osoba, to
dla niej nadal istnieję. -powiedział. - Chciałabym Ci kogoś
niedługo przedstawić.
-Kogo ? - zapytała nieśmiało.
-Widzisz w moim życiu jest jeszcze
jedna kobieta. - wampirzyca oderwała się od niego. - Moja córka.
-dokończył spokojne.
Penelope nadal była niespokojna, nie
mogła się dodzwonić do Owena, jednak nie miała za dużo czasu by
dowiedzieć się gdzie jest, szła teraz główną ulicą miasteczka
do kawiarni, tak jak Elijaha miała spotkanie, jednak z człowiekiem.
Przy stoliku siedziała brunetka, ubrana w skórzana kurtkę ,
popijała kawę, emanowała spokojem, mimo iż wiedziała z kim za
chwilę miała się spotkać. Wampirzyca odsunęła krzesło i
usiadła naprzeciw niej, bacznie zlustrowała ją wzrokiem,
uśmiechnęła się delikatnie i również zamówiła kawę. Brunetka
popatrzyła na nią dziwnie.
-Kawa nam pomaga, stajemy się po niej
… cieplejsi . -odparła sarkastycznie – Meridith, prawda ?
-zapytała
-Tak Meredith Fell. -przedstawiła się,
wyciągnęła w jej stronię, dłoń, ale wampirzyca ani drgnęła. -
Bill powiedział, że jesteś...
- Milsza ? Tak, ale tylko dla swoich. -
odparła. - Domyślam się, po co tu jesteś, ktoś naruszył pakt,
lecz to nie byłam ja.
-Tak, to wiemy, jednak spotkałam go
tu, nazywają go Klaus... tak ? Nie wiemy kim jest, ale mam tutaj
zostać i dowiedzieć się o nim wszystkiego i w razie konieczności
pozbyć się go.
-Oh Bill nigdy nie lubił formalności.
- powiedziała. - Jeżeli Ci go nie pozwolę zabić, Klausa, co wtedy
?
-Pakt zostanie zerwany i zabijemy Cię
oraz zaczniemy zabijać wszystkie wampiry, tak jak to było dawniej.
- odpowiedziała jej Meredith.
- O tym zabiciu mnie, kto Ci powiedział
Bill ? -zapytała ją wstając z krzesła.
- Nie, nie musiał, taka jest
procedura. - zaśmiała się.
- Widzisz kochanie, ja jestem takim
niezwykłym gatunkiem, że nic mnie nie zabije, nic co ludzkie,
skarbie. - dopiła kawę, na stole położyła banknot stu dolarowy,
puściła jej oczko i oddaliła się od kawiarni. Zawsze przybycie
ludzi ze stowarzyszenia, jak ich nazywała, nie kończyło się
dobrze, dla miasta, w którym przebywali. Ostatnio gdy zaczęli się
mieszać w wampirze sprawy rozpętali prawdziwe piekło, było to w
1939 roku.
Elijah stał na polanie, Damon znikał
pomału w gąszczu drzew, Pierwotny zaczął zastanawiać się nad
tym, jaką karę nałożyć na swojego brata, za to, że ten go
zasztyletował. Nie chciał go zabijać, gdzieś w głębi siebie,
tam gdzie pozostało jego martwe serce, czuł jakiś rodzaj uczucia
do brata, nie mógł tego nazwać miłością, braterstwem, lecz
,,coś „ na pewno tam było. Ruszył w kierunku rezydencji brata,
miał już pomysł i plan realizacji, jednak usłyszał jakieś
kroki, odwrócił się w za siebie, zobaczył postać wyłaniającą
się za drzew po drugiej stronie polany, była to kobieta o
miedzianych włosach, starsza od niego o kilkanaście lat, stąpała
boso po ziemi, na ciele miała długą, jedwabną, białą suknię,
na której była widoczna plama krwi, podeszła do niego i położyła
swoją dłoń, na jego policzku.
-Matko. -wyszeptał cicho. - Czy ja
umarłem ? -zapytał
-Nie, mój kochany synu, to ja
powróciłam do żywych. - powiedziała łagodnie.
Wyglądała jak anioł, objęła go w
pasie i zaczęli powoli iść.
-Ty żyjesz ?! -zapytał zdziwiony
-Tak, widzisz, zostałam ożywiona, aby
zaprowadzić między wami pokój, rozejm i pojednanie, mój drogi
synu.
-Klaus Cię nie zabił ?
-Zabił, lecz jak już mówiłam, duchy
moich przodków i przyszłych pokoleń pozwoliły mi powrócić do
Ciebie i twojego rodzeństwa. - uśmiechnęła się do niego
łagodnie. -Zaprowadzisz mnie do nich ?
-Tak, oczywiście matko. - przyspieszył
kroku.
-Widzę, że nie nosisz już w sobie
bólu, mój synu.
-Bólu ? -zapytał zdziwiony.
-Tak, po śmierci swojej jedynej córki
Penelope.
-Ah.. po tym, tak już nie noszę. -
odparł. - Więc rozpocząłem grę. -pomyślał, musiał teraz
skontaktować się z nią, jeżeli matka dowie się, że ona żyje,
będzie próbowała ją zabić, ale przecież jej się nie da zabić
? Więc co ?
Penelope ruszyła w kierunku rezydencji
ojca, po co Klaus chciał się z nią widzieć, musiała odszukać
Owen'a, którego nikt cały dzień nie widział. Tak samo jak Bonnie
i Abby. Nie dane jej jednak było dojść do rezydencji, kilkaset
metrów przed nią czekał Owen.
- Martwiłam się o Ciebie.
-powiedziała mocno go do siebie przyciskając.
-Obudziliśmy Esther. -zdążył jej
powiedzieć.
- Co ? Przecież byłam w jaskini i
trumna …. ona była pusta prawda ?
-Tak. -przytaknął.
-Muszę ostrzec Niklausa, ona go
zabije, zabije go Owen..
-Nie uspokój się. -próbował ją
powstrzymać, lecz nie dał rady, wymamrotał kilka łacińskich słów
i wampirzyca upadła na chodnik zwijając się w bólu. - Nie możesz
tam pójść, ona już tam jest, Elijah od sztyletował Finn'a, który
za Tobą nie przepada, Rebekah i Kol'a, również. Odwrócę
zaklęcie, ale musisz przestać się buntować, wiesz, że ona Cię
zabija jak się tylko pojawisz. - Penelope przytaknęła, dając mu
do zrozumienia, że nie będzie próbowała się tam dostać, Owen,
pomógł jej wstać. Otrzepała swoje ubranie i zrobiła delikatny
krok.
-Chcę podejść bliżej, mogę ?
-zapytała ironicznie, chłopak przytaknął. Podeszli na tyle
blisko, że wampirzyca dostrzegała wnętrze salonu rezydencji ojca.
Był oświetlony, na środku stała Esther, przy jej boku stał
Elijah, patrzyli na Klausa, za nimi dostrzegła pozostałe
rodzeństwo, Rebekah podeszła do okna, wyłoniła się za krzewów i
przyłożyła palce do ust, blondynka się uśmiechnęła, miała
ochotę do niej podejść, przytulić się i dowiedzieć się o
wszystkim co się wydarzyło. Nagle zapanowało zamieszanie w
salonie, Penelope zobaczyła jak Klaus wchodzi na górę. Po chwili
dostała sms : ,,Nie ujawniaj się, nie wierzę jej, ona pragnie
mojej śmierci. Nie jest w stanie mi wybaczyć, tego, że ją
zabiłem.”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz