20 września 2012

008. Matka pierwotnych

Klaus ostrożnie wstał z łóżka, nie chciał obudzić śpiącej obok Caroline, oparł się o komodę w sypialni i zaczął sączyć świeżą krew, którą przyniósł mu Josh i przyglądać się blond wampirzycy. Dla niego była taka niewinna i naiwna, dziecinna, ale też kobieca i potrafiła się buntować, trochę przypominała mu Penelope, zawsze w swoich kobietach doszukiwał się cząstki swojej córki, u Caroline ją widział, może chodziło tutaj o to, że zostały przemienione w podobnym wieku? Uśmiechnął się pod nosem, kiedy ostatni raz był tak szczęśliwy z kobietą przy boku ? Czyżby to było za czasów Tati? Jednak teraz nie musiał się nią dzielić z bratem, Carolinie jej nie przypominała , była inna, tak bardzo inna, jak tylko mógł to sobie wyobrazić, po części podoba do niego. Wampirzyca zaczęła się przebudzać, podszedł do łóżka i usiadł na jego krawędzi, delikatnie zaczął gładzić swoją dłonią jej policzek. - Witaj kochanie. -powiedział i pocałował ją w kraniec nosa. Dziewczyna się uśmiechnęła, przy jego boku czuła się doceniana, ale też bezpieczna i szczęśliwa. Pierwotny przystawił jej pod twarz kieliszek z krwią, wzięła go i napiła się z niego. - Może chcesz mojej krwi ? -zapytał ją, pokiwała sprzecznie głową.
- Raz mi wystarczy.-odparła. Energicznie podniosła się i zaczęła szukać swojej bielizny, Klaus pochwycił jej stanik i zaczął nim wymachiwać.
-Tego szukasz ? - Caroline podeszła do niego i próbowała mu to wyrwać, lecz on był sprytniejszy, zaczęli tak się przekomarzać, aż ponownie wylądowali w łóżku.
-Ja mam szkołę, Klaus, muszę się uczyć i muszę już iść. - powiedziała łagodnie.
-Ale przyjdziesz później ? -zapytał pełen nadziei.
-Oczywiście. - pocałowała go w usta i w biegu się ubierając wybiegła z jego rezydencji. Pierwotny stanął przy oknie, obserwował ją dopóki, nie zniknęła mu całkowicie z oczu, usłyszał wtedy rozmowę, dwójki dobrze znanych mu osób.
-Jeżeli jest szczęśliwy, to daj mu spokój. - zaczęła konsekwentnie Penelope.
- Nie wyobrażam sobie, żeby Klaus mógł zakochać się w kimś tak młodym i niedoświadczonym. - odparł Elijaha.
- Przepraszam, mam Ci przypominać Twoje maślane oczy do Kate.-odburknęła.
- Kate to nie... - ,,ty” chciał powiedzieć, ale urwał na chwilę, byli zbyt blisko posiadłości Klausa i zdawał sobie sprawę, że on może to usłyszeć. - .. to nie Tatia, ją kochałem najmocniej. -odparł. Otworzył drzwi do rezydencji swojego brata i wpuścił ją przodem, minęli pokój w którym stały dwie zamknięte trumny i łoże, na którym leżała przykryta białym materiałem Rebekah.
-Jednak przyszliście, obydwoje. -powiedział Klaus, schodząc po schodach. - Śniadanie ? -zapytał wznosząc do góry kielich z krwią.
- Nie, dziękujemy. -odparła Penelope, usiadła na fotelu przy kominie w salonie, Elijah nadal stał, bała się, że zechce skonfrontować się z bratem. W końcu Klaus zszedł i stanął obok niego.
-Bracie.-powiedział. - Chciałem Cie prosić o wybaczenie.
-O wybaczenie? -zapytał z nutką ironii.
-Tak, to co zrobiłem.... wiem, było niewybaczalnym błędem, nie chciałem Cię zamykać w trumnie, nie Ciebie mój bracie. -położył swoją dłoń na jego ramieniu. - Chcę, byśmy znów tworzyli rodzinę, jak za dawnych lat, nie ma już Mikaela, nasi bracia zostali odnalezieni, Rebekah znów będzie czuła się szczęśliwa mając u boku Penelope. - wampirzyca patrzyła na nich, nie była przekonania co prawdziwości tych słów, ale wiedziała, że jej ojciec od dawna chce połączyć rodzinę, a skoro nie ma już Mikaela, to on jest teraz głową rodziny, jako najstarszy z braci.
-Dobrze. -powiedział Elijah. - Wybaczam Ci, mi też zależy, aby nasza rodzina się połączyła. - objął go braterskim uściskiem i wyrwał mu szklankę z dłoni, po czym się z niej napił.
-Nie!-powiedziała zbulwersowana Penelope. - Nie! Wy oszuście, teraz bym nie doprowadziła do rozlewu krwi, ale wiem, że jak zostawię was samych to się pozabijacie ! - krzyknęła oburzona. Klaus zaczął się z niej śmiać.
- Wybacz mi moja droga, ale wierzę mojemu brata, dobrze wiesz, że to człowiek honoru. - Penelope próbowała się uśmiechnąć, ale nic jej z tego nie wychodziło. Idąc do domu ojca, szła z zamiarem zobaczenia walki między nim, a Elijahem, rozdzielenia ich i w możliwości dojścia do jakiegoś rozejmu, ale żeby od razu ,,Oh bracie kocham Cię i wybaczam Ci , że chciałeś mi wyrwać serca” nie no to już była przesada, znała ich na tyle długo, że wiedziała im prędzej się pozabijają, niż wybaczą.
-Jesteście nieznośni i nieprzewidywalni, jak dzieci. - powiedziała z naciskiem na ostatnie słowo, chciał wyjść, ale Klaus ją zatrzymał.
-Poczekaj chcę z Tobą porozmawiać. - powiedział, obydwoje spojrzeli na Elijaha.
-Mam umówione spotkanie, więc i tak już muszę wychodzić, wybaczcie. - pochwycił rękę wampirzycy i pocałował ją . Gdy oddalił się na odpowiednią odległość, Klaus poprosił Penelope by ponownie zajęła miejsce w fotelu.
- O czym chciałeś, ze mną porozmawiać ? -zapytała.
-Chcę Cię błagać, błagać jak to jest tylko możliwe.
- O co ? -była coraz bardziej zdumiona. Ojciec podszedł do niej, złapał ją za dłoń i wyszeptał do ucha.
- Żebyś powstrzymała otwarcie trumny z moją matką w środku. - wampirzyca poderwała się gwałtownie, instynktownie spoliczkowała go i odsunęła się delikatnie.
-Jak mogłeś mi, MI , nie powiedzieć, że to Esther jest w trumnie, ona nas pozabija, jeżeli nie wszystkich to mnie i Ciebie ! -krzyknęła, była w furii, obłędzie, w jednej chwili przestała racjonalnie myśleć.
-Gdzie jest trumna ? -zapytał
- Tam, no …. wiesz... stara …... w jaskini, gdzie malowaliśmy nasze malowidła. - powiedziała. - Lecz my tam nie wejdziemy, wampir nie może tam wejść, Owen, Owen tam jest, pojadę tam i broń się wysyłać tam swoje hybrydy, bo je pozabijam, sama to załatwię. - roztrzęsiona zaczęła wychodzić z posiadłości.
- Ostatni raz jak sama wszystko załatwiałaś o mały włosy, abyś rozpętała wojnę nuklearną.
- Ale Bush przycisku nie wcisnął. - odgryzła mu się.
Zaczęła iść, lecz nagle stanęła, musiała wszystko przemyśleć, dokąd zmierza, co chce zrobić, próbowała się dodzwonić do Owena, ale nie odbierał. Pobiegła do lasu, odnalazła tunel, który prowadził do jaskini, weszła tam ostrożnie, nie słyszała nikogo, zaczęła iść. Gdy w końcu znalazła się przy niej, odetchnęła z ulgą. Trumna była zamknięta, nikogo nie było w środku. Oparła się na chwilę o zimne ściany jaskini, popatrzyła na rysunki i uśmiechnęła się pod nosem, przypomniała sobie jak sama tutaj malowała.

Mystic Falls za czasów Pierwotnych
Rebekha i Penelope szły szybko ścieżką w lesie, mniejsza blondynka ściskała większą za rękę.
- Dziadek mówił, że nie wolno tam tu chodzić.
-Ale dziadek, nie musi o niczym wiedzieć.- uśmiechnęła się do niej.- Zresztą będzie tam Nick, nic nam się złego nie stanie. - dziewczyna uśmiechnęła się gdy usłyszała, jego imię, bardzo lubiła przebywać w towarzystwie wujka, był z nim bardzo zżyta. Zaczęły wchodzić do ciemnego,wąskiego tunelu, Rebekah dotykała ściany i ostrożnie stawiała kroki, Penelope szła za nią. Po kilkunastu minutach drogi ukazała się jej oczom wielka jaskinia, jej ściany po części zostały ozdobione malowidłami. Dziewczyna stanęła na jej środku i zaczęła się obracać.
-Jest ładniejsza, niż w Twoich opowieściach. - powiedziała. Za kamieni wychylił się Klaus.
- Po co ją tu przyprowadziłaś ?-zapytał oburzony - Droga przez las jest niebezpieczna. - dodał.
- Ale tutaj jesteśmy z Tobą i już jesteśmy bezpieczne. Po drugie Penelope chciała się z Tobą zobaczyć. - dziewczyna już wtulała się w silne ramiona Klausa.
-Mogę coś narysować ? -zapytała nieśmiało. Mężczyzna wręczył jej białą kredę, posadził sobie na barki i podszedł do jednej ze ścian.
-Podpisz się tutaj. -powiedział. Dziewczyna rozejrzała się po ścianie, zobaczyła napis ,,Niklaus, Elijah, Rebekah”. -Nie martw się, na pewno dobrze wyjdzie, przecież umiesz pisać, pisz śmiało. -zachęcał ją. Penelope przyłożyła kredę do ściany i napisała ,,Penelopena”

Klaus odebrał telefon od córki, że trumna nie została otwarta, siedział właśnie pod jednym z drzew przy szkole, akurat była przerwa, Caroline usiadła przy jednym ze stolików wraz z Eleną. Dziewczęta o czymś rozmawiały i śmiały się.
-Masz takie ładne dołeczki w policzkach, gdy się uśmiechasz. -powiedział szeptem, wampirzyca momentalnie oblała się rumieńcem.
-Co jest ? -zapytała Elena.
-Nic, jeszcze nic, niedługo Ci powiem, ale ….
- Tyler wraca ? -zapytała przyjaciółka.
-Nie, Tyler, wiesz, on … to już jest przeszłość, odkąd mnie zranił wyjechał, nie dostałam od niego żadnej wiadomość, nic, zero zainteresowania z jego strony.
-Znam go ? -zapytała ponownie.
-Kogo?- odparła radośnie blondynka.
- No faceta, który skradł Ci serce.
-Nie, jego nie znasz. -powiedziała wampirzyca i ponownie oblała się rumieńcami. Nie oszukała Eleny, faktycznie takiego Klausa, jakiego ona znała, jej przyjaciółka już nie. Ukradkiem spojrzała w jego stronę, był lekko uśmiechnięty, chyba zrozumiał o co jej chodziło. Caroline przeprosiła Elenę i ruszyła w kierunku tylnego wejścia na salę gimnastyczną, pierwotny udał się za nią, gdy zostali sami, szybko i instynktownie przycisnął ją do ściany szkoły. - Klaus. -powiedziała szeptem, jej oczy iskrzyły, tak bardzo jak jeszcze nigdy dotąd. Czyżby znalazła miłość swojego życia ? Nie mogła uwierzyć, że mężczyzna, wampir, którego uważała, za największego mordercę w dziejach ludzkości , może tak kochać i być taki wspaniały, jednak chciała zachować ich związek w sekrecie, on także. Na razie nie chciała jeszcze bardziej ranić Eleny, nie chciała też, by przyjaciółka pomyślała, że jest ona po stronie ,,wroga”. Wargi wampira napierały na nią, a ona nie potrafiła się im oprzeć, uległa jego pokusie i pocałowała go, Klaus objął ją w tali i mocnej do siebie przycisnął, Caroline chciała, aby ta chwila trwała zawsze, aby pozostali ze sobą, żeby nie musieli się już nigdy rozdzielać.
- Pokochasz mnie, Caroline ? -zapytał Klaus, blondynka spojrzała na niego niepewnie.
-Czemu pytasz, czy Cię pokocham, przecież wiesz, że Cię kocham. -odparła.
-Nie zaznałem w moim życiu wiele miłość, tak naprawdę kochała mnie i kocha tylko jedna osoba, to dla niej nadal istnieję. -powiedział. - Chciałabym Ci kogoś niedługo przedstawić.
-Kogo ? - zapytała nieśmiało.
-Widzisz w moim życiu jest jeszcze jedna kobieta. - wampirzyca oderwała się od niego. - Moja córka. -dokończył spokojne.

Penelope nadal była niespokojna, nie mogła się dodzwonić do Owena, jednak nie miała za dużo czasu by dowiedzieć się gdzie jest, szła teraz główną ulicą miasteczka do kawiarni, tak jak Elijaha miała spotkanie, jednak z człowiekiem. Przy stoliku siedziała brunetka, ubrana w skórzana kurtkę , popijała kawę, emanowała spokojem, mimo iż wiedziała z kim za chwilę miała się spotkać. Wampirzyca odsunęła krzesło i usiadła naprzeciw niej, bacznie zlustrowała ją wzrokiem, uśmiechnęła się delikatnie i również zamówiła kawę. Brunetka popatrzyła na nią dziwnie.
-Kawa nam pomaga, stajemy się po niej … cieplejsi . -odparła sarkastycznie – Meridith, prawda ? -zapytała
-Tak Meredith Fell. -przedstawiła się, wyciągnęła w jej stronię, dłoń, ale wampirzyca ani drgnęła. - Bill powiedział, że jesteś...
- Milsza ? Tak, ale tylko dla swoich. - odparła. - Domyślam się, po co tu jesteś, ktoś naruszył pakt, lecz to nie byłam ja.
-Tak, to wiemy, jednak spotkałam go tu, nazywają go Klaus... tak ? Nie wiemy kim jest, ale mam tutaj zostać i dowiedzieć się o nim wszystkiego i w razie konieczności pozbyć się go.
-Oh Bill nigdy nie lubił formalności. - powiedziała. - Jeżeli Ci go nie pozwolę zabić, Klausa, co wtedy ?
-Pakt zostanie zerwany i zabijemy Cię oraz zaczniemy zabijać wszystkie wampiry, tak jak to było dawniej. - odpowiedziała jej Meredith.
- O tym zabiciu mnie, kto Ci powiedział Bill ? -zapytała ją wstając z krzesła.
- Nie, nie musiał, taka jest procedura. - zaśmiała się.
- Widzisz kochanie, ja jestem takim niezwykłym gatunkiem, że nic mnie nie zabije, nic co ludzkie, skarbie. - dopiła kawę, na stole położyła banknot stu dolarowy, puściła jej oczko i oddaliła się od kawiarni. Zawsze przybycie ludzi ze stowarzyszenia, jak ich nazywała, nie kończyło się dobrze, dla miasta, w którym przebywali. Ostatnio gdy zaczęli się mieszać w wampirze sprawy rozpętali prawdziwe piekło, było to w 1939 roku.

Elijah stał na polanie, Damon znikał pomału w gąszczu drzew, Pierwotny zaczął zastanawiać się nad tym, jaką karę nałożyć na swojego brata, za to, że ten go zasztyletował. Nie chciał go zabijać, gdzieś w głębi siebie, tam gdzie pozostało jego martwe serce, czuł jakiś rodzaj uczucia do brata, nie mógł tego nazwać miłością, braterstwem, lecz ,,coś „ na pewno tam było. Ruszył w kierunku rezydencji brata, miał już pomysł i plan realizacji, jednak usłyszał jakieś kroki, odwrócił się w za siebie, zobaczył postać wyłaniającą się za drzew po drugiej stronie polany, była to kobieta o miedzianych włosach, starsza od niego o kilkanaście lat, stąpała boso po ziemi, na ciele miała długą, jedwabną, białą suknię, na której była widoczna plama krwi, podeszła do niego i położyła swoją dłoń, na jego policzku.
-Matko. -wyszeptał cicho. - Czy ja umarłem ? -zapytał
-Nie, mój kochany synu, to ja powróciłam do żywych. - powiedziała łagodnie.
Wyglądała jak anioł, objęła go w pasie i zaczęli powoli iść.
-Ty żyjesz ?! -zapytał zdziwiony
-Tak, widzisz, zostałam ożywiona, aby zaprowadzić między wami pokój, rozejm i pojednanie, mój drogi synu.
-Klaus Cię nie zabił ?
-Zabił, lecz jak już mówiłam, duchy moich przodków i przyszłych pokoleń pozwoliły mi powrócić do Ciebie i twojego rodzeństwa. - uśmiechnęła się do niego łagodnie. -Zaprowadzisz mnie do nich ?
-Tak, oczywiście matko. - przyspieszył kroku.
-Widzę, że nie nosisz już w sobie bólu, mój synu.
-Bólu ? -zapytał zdziwiony.
-Tak, po śmierci swojej jedynej córki Penelope.
-Ah.. po tym, tak już nie noszę. - odparł. - Więc rozpocząłem grę. -pomyślał, musiał teraz skontaktować się z nią, jeżeli matka dowie się, że ona żyje, będzie próbowała ją zabić, ale przecież jej się nie da zabić ? Więc co ?


Penelope ruszyła w kierunku rezydencji ojca, po co Klaus chciał się z nią widzieć, musiała odszukać Owen'a, którego nikt cały dzień nie widział. Tak samo jak Bonnie i Abby. Nie dane jej jednak było dojść do rezydencji, kilkaset metrów przed nią czekał Owen.
- Martwiłam się o Ciebie. -powiedziała mocno go do siebie przyciskając.
-Obudziliśmy Esther. -zdążył jej powiedzieć.
- Co ? Przecież byłam w jaskini i trumna …. ona była pusta prawda ?
-Tak. -przytaknął.
-Muszę ostrzec Niklausa, ona go zabije, zabije go Owen..
-Nie uspokój się. -próbował ją powstrzymać, lecz nie dał rady, wymamrotał kilka łacińskich słów i wampirzyca upadła na chodnik zwijając się w bólu. - Nie możesz tam pójść, ona już tam jest, Elijah od sztyletował Finn'a, który za Tobą nie przepada, Rebekah i Kol'a, również. Odwrócę zaklęcie, ale musisz przestać się buntować, wiesz, że ona Cię zabija jak się tylko pojawisz. - Penelope przytaknęła, dając mu do zrozumienia, że nie będzie próbowała się tam dostać, Owen, pomógł jej wstać. Otrzepała swoje ubranie i zrobiła delikatny krok.
-Chcę podejść bliżej, mogę ? -zapytała ironicznie, chłopak przytaknął. Podeszli na tyle blisko, że wampirzyca dostrzegała wnętrze salonu rezydencji ojca. Był oświetlony, na środku stała Esther, przy jej boku stał Elijah, patrzyli na Klausa, za nimi dostrzegła pozostałe rodzeństwo, Rebekah podeszła do okna, wyłoniła się za krzewów i przyłożyła palce do ust, blondynka się uśmiechnęła, miała ochotę do niej podejść, przytulić się i dowiedzieć się o wszystkim co się wydarzyło. Nagle zapanowało zamieszanie w salonie, Penelope zobaczyła jak Klaus wchodzi na górę. Po chwili dostała sms : ,,Nie ujawniaj się, nie wierzę jej, ona pragnie mojej śmierci. Nie jest w stanie mi wybaczyć, tego, że ją zabiłem.”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz